„Król Mięsopust" Jarosława Marka Rymkiewicza w reż. Jerzego Bończaka i Michała Kotańskiego w Teatrze im. S. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Anna Wakulik, członkini Komisji Artystycznej VIII Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.
Chciałoby się czasem być kimś innym – a to raperem i palić dolary na śniadanie, a to małą blondynką, a to ważnym mężczyzną i jeździć w delegacje, a to łyżwiarką figurową, ważyć tyle, co chiuahahua, skakać w kierunku nieba i mieć za nic prawa fizyki. Nic to, że z tych mrzonek budzisz się zazwyczaj w pociągu TLK lub w drodze do Biedronki, bo dziś ostatni dzień promocji na masło – marzenie to marzenie, a świadomość, że tylko lekko zboczyć z utartych torów i będzie się gdzie indziej, w mitycznym lepiej, bardziej, mocniej, piękniej – jest jedną z niewielu każdemu danych przyjemności.
Ta przyjemność, to marzenie, rozpisane jest w Królu Mięsopuście Jarosława Marka Rymkiewicza (i w bawiącej się kiczem i bezguściem scenografii Kornelii Dzikowskiej w kieleckim przedstawieniu) na przestrzeń poważną, może najważniejszą w dziejach każdej zbiorowości: przestrzeń łóżka króla. I historia robi się poważniejsza: nie jest tylko o małej ciągotce do „gdzie indziej”, „inaczej”. Jest historią o wspólnocie, w której ktoś najważniejszy, ktoś naznaczony boskim palcem przebiera się w brudne portki parobka, a parobek – w jego gronostaje. Co by było, gdyby karnawał nie trwał chwilkę, kilka nocy, tylko został z nami na zawsze?
Ten Rymkiewicz, którego zna się dziś wyłącznie jako impregnowanego na wszelkie argumenty starca – ten właśnie Rymkiewicz pokazuje coś, do czego tak tęskno w teatrze: humoru, który nie jest farsą, kabaretem, męczącą ironią ani rechotem. Humoru z kropelką czarnej farby, śmieszno-strasznego, groteskowego, takiego, który sprawia, że w chłodny marcowy wieczór roku pańskiego 2022 pół widowni teatru w Kielcach wyje ze śmiechu.
Jedną z najsmutniejszych chwil w teatrze jest dla mnie ta, kiedy widzi się ludzi na scenie
i stają się oni jedną masą, nie pamięta się nikogo, żadnej twarzy, żadnego ciała, ktoś coś mówił, był maszynką do powiedzenia słów, pomachania kończyną, i zniknął. Z Króla Mięsopusta pamiętam każdego: rozpiętego od głupoty i rubaszności po straszność Florka Andrzeja Platy,
z lekkością dodającego linijkom autora współczesnego sznytu; to wulgarną, to silną, to tęskną w świetnym monologu Rosalindy Ewelinę Gronowską; wspaniałego w roli pierdołowatego Filipa Dawida Żłobińskiego; zaczepną i delikatną jednocześnie Kasię Anety Wirzinkiewicz; komiczny duet Gęby i Skoczka Jacka Mąki i znakomitego Mateusza Bernacika i te rólki najmniejsze, ale wyraźne i dopełniające obrazu: Belindy (Beata Pszeniczna), Florindy (Zuzanna Wierzbińska) i Roberta (Joanna Kasperek).
Ten zespół to skarb, grupa ludzi uważnych na siebie, bawiących się spotkaniem, zadowolonych, prowadzących nas przez tę jasno i w tempie opowiedzianą historię, w której funkcją pożądania jest odmienność: parobek pociąga króla, kiedy król jest królem, kiedy zamieniają się rolami – okazuje się mniej ciekawie i dotyczy to każdego z bohaterów. Rosalinda, Kasia, Florek i Filip nie wiedzą już: swoje brać, czy obce, to, o którym się marzyło, na które rzutowało, wyobrażało sobie i o którym dopowiadało, czy znane, prędzej niż my wiedzące, czego chcemy, gdzie pójdziemy i na co w tym świecie możemy liczyć?
Jeśli coś mnie w tym spektaklu uwiera, to cztery ręce, na które
rozłożona była reżyseria: współpracującego z kielecką sceną od lat
Jerzego Bończaka i jej łebskiego, odpierającego dzielnie ataki
rzeczywistości w ostatnich sezonach dyrektora, Michała Kotańskiego –
chyba dlatego, że są to ręce tak różne, z których dwie jakby chciały
prowadzić tę historię w kierunku wyłącznie śmiechu, chowania się pod
łóżkiem, wygibasów w ubraniach zrobionych jakby
z bezguścia, a drugie – nadawały tej historii ton poważniejszy, dodawały
jej mroku, prowadziły aktorów w chorym korowodzie dokoła łoża, które
stało się światem. Tych pierwszych rąk było dla mnie za dużo, tych
drugich za mało. Jakby bano się, że większa interpretacja, odważne
pójście w gorzką refleksję zrujnuje tę świetnie działającą maszynkę do
wywoływania śmiechu. Co by było, gdyby dwie ręce, które jakby mniej
miały tu do powiedzenia, miały jednak więcej? Nie wiadomo, tak jak wciąż
nie wiem, jak to jest być małą blondynką – a chciałabym wiedzieć.
Jarosław Marek Rymkiewicz, Król Mięsopust, reż. Jerzy Bończak, Michał Kotański, Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, prem. 29 stycznia 2022.