„Grupa krwi” Anny Wakulik w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto zamożny dworek, który już za chwilę stanie się własnością dwóch rodzeństw. Dla Anny (Olga Sarzyńska) i Michała (Dariusz Wnuk) spadek to wiadomość zupełnie niespodziewana, bo w rodzinie nie mieli raczej nikogo, kto mógłby im cokolwiek pozostawić. A jednak – niedawno zmarły właściciel tej nieruchomości miał pewną tajemnicę, która właśnie ich dotyczy. Co o podziale majątku sądzą dotychczasowi jedyni spadkobiercy – Rita (Emilia Komarnicka) i Michał (Łukasz Lewandowski)? I do czego doprowadzi spotkanie ludzi z tak różnych światów?
Ten spektakl wywołał we mnie uczucia mieszane. Z pewnością jest znakomicie zagrany przez całą czwórkę aktorów, którzy zniuansowali swoje postaci, każda z nich jest na swój sposób interesująca. Nagradzany i już z powodzeniem wystawiany tekst Anny Wakulik jest nośny – w pewnym momencie, niczym u Hitchcocka, pojawia się suspens, który wywraca do góry nogami wszystko, co dotąd zobaczyliśmy. Jednak to skrajnie realistyczne zestawienie ze sobą ludzi żyjących w różnych bańkach, choć właściwie zawsze efektowne – to wydało mi się w tym wypadku zbyt łatwe, za bardzo przewidywalne; finał natomiast z tego realizmu wychodzi.
Moim zdaniem – niepotrzebnie, bo jest w nim coś egzaltowanego, przemetaforyzowanego, wyszedłem z teatru jakoś nim potargany, ta nagła metafizyka po solidnej dawce empirii okropnie mnie zdezorientowała.
Mimo to warto Grupę Krwi zobaczyć, bo całość jest – jak to się ładnie mówi – dobrze skrojona i całkiem wciągająca, czy – żeby sprawdzić, czy inkryminowanym finałem, jak tout le monde – się zachwycicie. Czy też – jak celui qui écrit ces mots – zirytujecie.