EN

8.04.2024, 16:12 Wersja do druku

Jutro. Przemysław Skrzydelski w cyklu PRZEŻYTE/ZAPISANE o „Weselu” w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie

Bywają premiery, które recenzenci czy tak zwane środowisko teatralne traktują w sposób wyjątkowy. Są spektakle ważne i ważniejsze. Jeszcze do niedawna ważniejsze były te, które swoim przesłaniem dowalały pisowskiemu rządowi, a dziś ważniejsze są te, o których mówi się, że stanowią minionych rządów podsumowanie i ostateczny triumf po epoce gnębionej przez poprzednią władzę kultury.

Niedługo po premierze „Wesela” Mai Kleczewskiej dowiedziałem się, że na najważniejszej dziś scenie w kraju rozmawiamy o polskości bez żadnych ograniczeń, Wyspiańskim opowiadanej, a poważniej już się nie da. Co prawda, jak niektórzy sugerują, na szczyty wzniósł się zespół Teatru Słowackiego, ponad dwa lata temu wystawiając z Kleczewską „Dziady”, i teraz trudno będzie mu dorównać skali tamtego wydarzenia, ale i tak dzisiejsze „Wesele” to wiktoria i jeszcze jeden sążnisty kopniak wymierzony rozłożonej na łopatki i słusznie pożegnanej władzy. I to jest najistotniejsze, nic innego. Chociaż są jeszcze sprawy równie istotne. Bo liczy się także to, aby dobry teatr doczekał się glejtu od nowej władzy, aby nowa władza potwierdziła, że Maja Kleczewska robi teatr rangi narodowej. Czyli, jak to się często powiada: teatr rozdrapujący rany. Dlatego wielu najbardziej interesuje to, że ledwie nowe „Wesele” na pokazie premierowym dobiegło końca, a minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz już znalazł się na scenie, by ogłosić, że wkrótce Teatr Słowackiego uzyska status narodowego. Oraz by uhonorować Andrzeja Grabowskiego, grającego w tym „Weselu” hetmana Branickiego, złotym medalem „Gloria Artis”, którego aktor nie chciał przyjąć kilka lat wcześniej od ministra Piotra Glińskiego, do czego miał pełne prawo. W ogóle rzecz nie w tym, kto kogo lubi: czy błagające o litość, dogorywające PiS i jego nieudane najczęściej pomysły na kulturę, czy prącą hardo Koalicję Obywatelską. Chodzi o proporcje w percepcji i pułapkę egzaltacji. Czy scena kilka minut po przedstawieniu, w chwili gdy aktorzy nawet nie zdążyli przebrać się w prywatne ubrania, to najlepsze miejsce do wręczania odznaczeń i wygłaszania oświadczeń.

Całość tekstu – w Magazynie e-teatru.

Źródło:

Materiał własny