Była aktorką wybitną, a niektóre jej role weszły do historii polskiego teatru. Mniej miała szczęścia do filmu. Mówiła, że plan filmowy nie jest jej „miejscem na ziemi”, że jej żywiołem jest scena. Jednak i na ekranie zaznaczyła swoją obecność. Pisze Rafał Dajbor.
Była aktorką wybitną, a niektóre jej role weszły do historii polskiego teatru. Panna Młoda w „Weselu” Wyspiańskiego (1963), Sonia w „Zbrodni i karze” Dostojewskiego (1964), Diana w „Fantazym” Słowackiego (1967), Laura w „Kordianie” Słowackiego (1970), Gertruda w „Hamlecie” Szekspira (1970), Masza w „Trzech siostrach” Czechowa (1971), Lady Makbet w „Makbecie” Szekspira (1972), Natalia Pietrowna w „Miesiącu na wsi” Turgieniewa (1974), Gospodyni w „Weselu” Wyspiańskiego (1974), tytułowa rola w „Fedrze” Racine’a (1977) – wszystkie te kreacje stworzyła w przedstawieniach reżyserowanych przez Adama Hanuszkiewicza, swojego ówczesnego męża. Ale pracowała także z wieloma innymi wybitnymi reżyserami – Iwonem Gallem, Ireną Babel, Wandą Laskowską, Januszem Warmińskim, Maciejem Englertem, Erwinem Axerem.
Mniej miała szczęścia do filmu. Mówiła, że plan filmowy nie jest jej „miejscem na ziemi”, że jej żywiołem jest scena. Jednak i na ekranie zaznaczyła swoją obecność, dużymi, niekiedy głównymi rolami m.in. w „Wianie” Jana Łomnickiego (1963), „Spirali” Krzysztofa Zanussiego (1978), „Pestce” Krystyny Jandy (1995), „Sabinie” Kazimierza Tarnasa (1998), „Syzyfowych pracach” Pawła Komorowskiego (2000). Przyznawała, że o ile nie kocha jej kamera filmowa, o tyle telewizyjna – już tak, czego wyrazem jest kilkadziesiąt przedstawień Teatru Telewizji oraz niezwykle do dziś lubiana piosenka „Kaziu, zakochaj się”, zaśpiewana przez nią w Kabarecie Starszych Panów. A do jej dorobku doliczyć trzeba jeszcze kilkaset przedstawień Teatru Polskiego Radia. Tu pracowała najdłużej, bo od schyłku lat 50. ubiegłego stulecia aż do roku 2014.
Poznałem osobiście Zofię Kucównę w pierwszej dekadzie XXI wieku, gdy dołączyła do grona pedagogów Studia Aktorskiego przy Teatrze Żydowskim. Mnie nie uczyła – pracę rozpoczęła z następnym naborem Studia. Ja jednak pracowałem wtedy także jako referent ds. Studia Aktorskiego, do moich obowiązków należało ustalanie wszelkich szczegółów pracy Studia, kserowanie tekstów, naliczanie godzin wykładowców, itd. Pierwsze chwile współpracy były trudne. Zabawne, bo nie pamiętam już o co poszło, ale pani Kucówna była ze mnie bardzo niezadowolona i to do tego stopnia, że poskarżyła się szefującej wówczas Studiu Gołdzie Tencer, zostałem nawet wezwany przez panią Gołdę „na dywanik”. Ale potem usiedliśmy z panią Kucówną by wyjaśnić nieporozumienia i wyjaśniliśmy je na tyle, iż od tej pory wyraźnie czułem, że pani Zofia mnie lubi, zresztą – z wzajemnością. Widocznym tego wyrazem były nie tylko sympatyczne rozmowy, ale i fakt, że w kolejnych latach udzieliła mi trzech wywiadów (dla „Stolicy”, „Na Powiślu” i „Gazety Sołeckiej”), na które w ogóle nie musiałem jej namawiać. Od razu się godziła i zapraszała na rozmowę do swojego mieszkania przy Alei Szucha. A potem – na autoryzację. Autoryzacja wywiadu z panią Zofią była mozolną pracą. Trzeba było stawić się w jej mieszkaniu z laptopem i wydrukowanym wywiadem. Pani Kucówna siadała nad kartkami z długopisem. Rzeźbiła i poprawiała, ja wprowadzałem zmiany na bieżąco, zaś autoryzacja kończyła się odczytaniem jej nowej, poprawionej wersji. Widać było, że jest nie tylko aktorką, ale i pisarką. Znała wartość słowa, cyzelowała je, by wywiad jak najprecyzyjniej wyrażał jej myśli.
Z Teatrem Żydowskim współpracowała także niekiedy jako aktorka – w przedstawieniach montażowych wystawianych z okazji kolejnych rocznic wybuchu powstania w getcie warszawskim. Mistrzowsko recytowała w nich poetyckie strofy.
Pod koniec życia przeniosła się do Domu Aktora Weterana w Skolimowie, którym przez lata się opiekowała z ramienia ZASP-u. Tam zmarła 6 kwietnia 2023 roku. W historii teatru, telewizji i radia pozostanie na zawsze. W mojej pamięci – także.