EN

13.05.2024, 10:22 Wersja do druku

Gniew na postumencie

 „Antygona w Molenbeek” Stefana Hertmansa w reż. Anny Smolar w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Paweł Borek z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Karolina Jóźwiak

Przyznaję, może to moja wina. Może moje rozczarowanie wynika z założeń na temat „Antygony w Molenbeek”, ukształtowanych na podstawie poprzednich premier Anny Smolar. Będąc wciąż pod wrażeniem „Melodramatu” z Teatru Powszechnego w Warszawie i „Jogi” ze Starego Teatru w Krakowie, spodziewałem się doświadczyć kolejnej wielobarwnej kompozycji emocjonalnej. Reżyserka zinterpretowała dramat Stefana Hartmansa jednak w zupełnie innym kluczu, a moje (właściwie niesłuszne) oczekiwania niespodziewanie rozbiły się o cokół.

Smolar reżyserowała już performatywne czytanie tego tekstu w ramach festiwalu Malta w Poznaniu i w warszawskim Nowym Teatrze. Tym razem inscenizuje „Antygonę w Molenbeek” w stołecznym Teatrze Dramatycznym. Na Małej Scenie, wśród ogólnej pustki, w oczy rzuca się wielka tuba i inne, mniejsze instrumenty muzyczne. Twórcy przed premierą zapowiadali, że sztukę belgijskiego pisarza potraktowali jak libretto. I rzeczywiście, „Antygona w Molenbeek” to spektakl, w którym od początku kluczowa jest muzyka skomponowana przez Jana Duszyńskiego i częściowo wykonywana na żywo przez Maniuchę Bikont. Piszę muzyka, ale to tak naprawę coś innego. Bardziej rytm, puls, czasem sygnał przejścia między scenami. Co warto nadmienić, warstwa akustyczna jest świetnie zrealizowana. Dźwięki, dobiegające z różnych stron, okalają widza i wciągają w sceniczny świat.

Hartmans opisuje losy Nourii, studentki prawa o islamskim pochodzeniu, mieszkającej na przedmieściach Brukseli. To zapis walki o wydanie ciała brata – terrorysty samobójcy. Już ten zdawkowy opis ujawnia, że to historia wielowymiarowa i prowokująca, osadzona na moralnych szarzyznach. Postać młodej kobiety, radykalizującej się w zderzeniu z niezrozumieniem i bezwzględnym systemem, daje potencjał do ukazania symfonii emocji. Jednak w interpretacji Anny Smolar przypadek Nourii to głównie opowieść o gniewie, złości i frustracji. Wcielająca się w bohaterkę Marianna Linde wyraża te emocje za pomocą płomiennych monologów i podniosłego śpiewu (czasem w dwugłosie z Maniuchą Bikont), który momentami zmienia się w surowe okrzyki. Linde partneruje Michał Sikorski, wcielający się w kilka postaci (brata, narratora, dzielnicowego, sędziego, prawnika, prawniczki). Aktor sprawnie przeskakuje między kontrastowymi rolami, ożywiając akcję lekko ironiczną manierą. Ciężko jednak któregokolwiek z jego bohaterów poddać głębszej analizie. To postacie na drugim planie, bardziej funkcyjne niż podmiotowe.

Anna Smolar bezpośrednio nawiązuje do teatru antycznego i dramatu Sofoklesa. Nie buduje to jednak poczucia, że oglądamy historię uniwersalną czy ponadczasową, jest wręcz przeciwnie. Spektakl wybrzmiewa tak jak śpiew ze sceny – czystym, doniosłym, ale monotonnym głosem. To właśnie monumentalność jest, paradoksalnie, największą słabością „Antygony w Molenbeek”. Bo chociaż robi przez chwilę wrażenie, na dłuższą metę nuży. Przez cały czas czekałem, aż Linde przełamie podniosłą formę, zmieni ton, ukaże inną stronę postaci. To jednak nie następuje, przynajmniej nie w pełni. oglądamy pojedyncze sceny o innym emocjonalnym zabarwieniu, wśród których najbardziej porusza ostatnia, w areszcie. Jednak chwile te nikną, zagłuszone tubalnymi dźwiękami tuby i tubalnym głosem wykrzykującym na przykład: „Panie dzielnicowy!”. Odbioru nie ułatwia też choreografia Alicji Czyzel, jakby opowiadająca zupełnie inną historię.

„Antygona w Molenbeek” w reżyserii Anny Smolar to rzecz o gniewie, frustracji i złości podana w tonie religijnej podniosłości i z domieszką wojowniczego zacięcia. I to się udaje, dźwięki, śpiew i tematyka tworzą silną, momentami wręcz uderzającą mieszankę. Spektakl zostawia jednak poczucie niedosytu, zwłaszcza biorąc pod uwagę potencjał wieloznacznego tekstu Stefana Hertmansa. Nouria w interpretacji Marianny Linde to postać silna i wyrazista, ale jednocześnie odległa, jakby cały czas ustawiona na metaforycznym cokole.

***

Paweł Borek – student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Półprofesjonalny poszukiwacz dziury w całym i koneser rozmów zasłyszanych w tramwaju.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Paweł Borek

Wątki tematyczne