Wy, którzy się przejmujecie, trapicie, bledniecie, wy, którym na dygoczącym z rozpaczy sercu kolebie się los nadwiślańskiego teatru w ogóle, a zwłaszcza Narodowego Starego Teatru, porzućcie dufną pewność, że źródło waszego zdumienia, dzisiejsza kondycja Narodowego Starego Teatru nie ma dla was tajemnic - lamentuje Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Co? Dobrze znacie oczy źródła, jego nos, mimikę i ciało całe? Wywąchaliście wszystkie ingrediencje zapachu źródła? Skatalogowaliście odcienie wszystkich jego kolorów i cały jego smak macie na podniebieniu? Co do grama, milimetra i atomu ustaliliście ciężar źródła, jego rozmiary oraz skład chemiczny? Czyżby? Nie, biedni, nie łudźcie się, że wiecie, co w Starym Teatrze jest zdumiewającego naprawdę. Naprawdę zdumiewająca wcale nie jest jego estetyka sceniczna. Czymże tu się zdumiewać, zwłaszcza głęboko? Przecież estetyka młodzieńczych zrywów to w Polsce - wyłączywszy kilka teatrów - estetyka totalna, panująca niepodzielnie i wcale nie od wczoraj. A poza tym - o gustach (uczono was tego!) nawet się nie dyskutuje, a cóż dopiero o protestacyjnym wymachiwaniu zdumieniem gadać. Estetykę albo się przyjmuje, albo odrzuca. Trzeciej ścieżki brak. Nie zatem, nie to, co na scenach Starego Teatru widać i słychać, czyli nie to, co sub