EN

7.07.2023, 08:22 Wersja do druku

Gdańsk. Dziś premiera „Pięknej Zośki" w Teatrze Wybrzeże

To przedstawienie o przemocy domowej i o wszystkich jej "aktorach"; o kosztach, o odpowiedzialności, o winie i o pewnym uwięzieniu w mechanizmach - mówi PAP Marcin Wierzchowski, reżyser "Pięknej Zośki". Premiera w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku - w piątek.

fot. proj. Arobal

Pytany o pomysł na spektakl "Piękna Zośka", Marcin Wierzchowski powiedział: "Aby odpowiedzieć na to pytanie, muszę się cofnąć kilka lat". "Znajoma graficzka przy jakiejś okazji opowiedziała mi historię Pięknej Zośki, której nie znałem, jako opowieść, która może mi się kiedyś przydać teatralnie. Trzy dni później Karolina Piasecka opublikowała godzinne nagranie - świadectwo przemocy ze strony swojego męża, której była ofiarą" - mówił. "Te dwa zdarzenia, oddalone od siebie o zaledwie trzy dni, podziałały na mnie piorunująco i wtedy pomyślałem sobie, że może to jakiś znak, by tę historię zrealizować na scenie w taki sposób, w jaki potrafię, po to, żeby z jednej strony oddać głos Zofii Paluchowej jako kobiecie niezwykłej nie tylko w epoce międzywojnia" - wyjaśnił.

"W przedstawieniu mamy lata 20. XX wieku i podkrakowską wieś o nazwie Dłubnia nad rzeką Dłubnią. Tam żyje dziewczyna, która na bosaka biega 10 km do Krakowa - nie mówię, że dzień w dzień, ale bardzo często - aby pozować tamtejszym malarzom. Przez śmietankę ówczesnego świata artystycznego Krakowa nazywana jest Piękną Zośką" - powiedział. "Jednocześnie ma zaborczego męża Macieja, który zupełnie tej jej potrzeby nie rozumie i usiłuję ją ujarzmić. Chce ją sprowadzić do poziomu pojmowanej przez siebie miłości, którą pewnie jakoś do niej odczuwał" - tłumaczył reżyser.

Wierzchowski przypomniał, że w 1926 r. Zofia Paluchowa postanowiła wystąpić na drogę sądową o separację. "W tamtym czasie pozew o separację ze strony kobiety byłby czymś niezwykłym w mieście, a co dopiero, gdy mówimy o kobiecie ze wsi. Była to rzadkość nad rzadkościami" - mówił. "Ona ten proces wygrała, zasądzono jej alimenty. Wytoczyła mężowi proces rozwodowy i na tydzień przed ostatnią rozprawą Maciej zaprosił Zośkę do domu na wieś, żeby rzekomo wypłacić jej zaległe alimenty. I Zośka już z tej chaty nie wyszła. Została zamordowana" - wyjaśnił.

"Myślę, że niezwykłość Zofii Paluchowej tkwi w tym jej poszukiwaniu tożsamości, swojego miejsca i podążaniu niepopularną drogą emancypacji ku spełnieniu aspiracji, marzeń" - podkreślił reżyser.

Pytany o kształt przedstawienia, Marcin Wierzchowski powiedział: "to spektakl głównie oparty na aktorstwie i chyba dość ascetyczny". "W scenografii dominuje chata w Dłubni i sala sądowa, w której toczy się proces po zabójstwie Pięknej Zośki. One są całym światem, w którym pojawiają się wszystkie te historyczne postaci przywołane na scenę. Nawet jeśli byli to miastowi - to i tak wszyscy mieli wiejskie korzenie" - zaznaczył. "Dlatego w realny lub metaforyczny sposób wszyscy wciąż wracają do tej chaty" - wyjaśnił reżyser.

"To na pewno jest przedstawienie o przemocy domowej i o wszystkich jego +aktorach+; o kosztach, o odpowiedzialności, o winie i o pewnym uwięzieniu w mechanizmach, które sięgają dużo głębiej w czas niż nasze metryki" - ocenił Marcin Wierzchowski.

"W roku 1927 w podkrakowskiej wsi dochodzi do zbrodni, która elektryzuje całą Polskę. Jedyny podejrzany w tej sprawie - mąż Pięknej Zośki, Maciej, szewc i rolnik - nie przyznaje się do winy. Rozpoczyna się proces sądowy. Każdy kolejny świadek przybliża nas coraz bardziej do miejsca zbrodni - domu Paluchów" - napisano na stronie Teatru Wybrzeże.

Jak wyjaśniono, "w mrocznej chłopskiej chacie nic nie jest tym, czym się wydaje". "Trzeba naszkicować ją na nowo, wymierzyć dokładnie emocje, wybielić ściany, żeby dało się usiąść przy wspólnym stole, i zatkać uszy, by nie słyszeć krzyku. Wkraczamy w dramat rodzinny, który stawia pytania o przemoc zapisaną w wiejskim krajobrazie i ludowych pieśniach jak w naszym DNA" - czytamy w zapowiedzi.

Odtwórczynią tytułowej Zośki jest Karolina Kowalska, aktorka młodego pokolenia, która z gdańską sceną związana jest od ubiegłego roku. "Z Martinem (Marcin Wierzchowski, reżyser - PAP) miałam zajęcia w Szkole Filmowej w Łodzi i tam zapoznałam się z jego technikami pracy i procesem myślenia oraz budowania roli, więc praca z nim nie była dla mnie takim zaskoczeniem, jak dla pozostałych aktorów" - mówiła.

Wyjaśniła, że aktorzy rozpoczęli pracę do spektaklu nie znając scenariusza. Najważniejszy - jak podkreśliła - był proces improwizacyjny. "Spektakl zaczyna się w momencie, w którym Zosia ma 21 lat, a nasze improwizacje rozpoczęły się kiedy miała 4 lata. Dzięki budowaniu postaci, tła, przeszłości i doświadczeń, kiedy to wszystko się przeżyło, to wejście na scenę nie jest już takie obce. Mamy wówczas świadomość, że oswoiliśmy się z tą postacią, mamy wspomnienia z nią, pamiętamy jak w dzieciństwie zmarł jej ojciec, jak zdarła kolana. Później nie trzeba niczego grać, dlatego, że to wszystko płynie w naszych żyłach" - przekonywała Kowalska.

Przyznała również, że rola tytułowej bohaterki jest ogromnym wyzwaniem aktorskim. "Jestem na scenie przez ponad 3,5 godziny, więc jest to duża odpowiedzialność ale i radość" - stwierdziła. Dodała również, że ma w sobie "ogromny imperatyw, by opowiedzieć historię Zofii Paluch z domu Frontczakówny, i dać jej głos, którego nie miała".

"Zofia urodziła się w 1899 roku, sto lat przede mną. Mam wrażenie, że przez ten czas rozwiązania systemowe dotyczące przemocy domowej niewiele się zmieniły" - oceniła Kowalska i dodała, że - jej zdaniem - ofiara nadal nie ma takiego wsparcia jak powinna mieć. "Jesteśmy nieudolni w pomocy kobietom, które są poniżane, bite, a my nie mamy jak im pomóc" - stwierdziła.

"Wejście w ten ciemny świat przemocy jest straszny. Wejście w ciało kobiety, która jest tak poniżana i bita przez swojego męża, która chroni swoim ciałem dziecko, bo nie chce żeby zostało uderzone biczyskiem, która jest seksualnie przemocowo traktowana, wejście w takie biedne pobite ciało i poranioną duszę było bardzo trudnym doświadczeniem ale też bardzo uświadamiającym na życie mnie jako aktorkę i jako kobietę" - oceniła aktorka.

Reżyser, pytany o plany w sezonie 2023/24 powiedział: "przyszły sezon jest krakowski, bo zrealizuję spektakle w Narodowym Starym Teatrze i w Teatrze Ludowym". "W krakowskim NST prowadzimy rozmowy z posiadaczami praw do nagrodzonej niedawno Międzynarodową Nagrodą Bookera powieści +Schron przeciwczasowy+ Georgiego Gospodinowa, a w Teatrze Ludowym myślimy z dyrektor Małgorzatą Bogajewską o wystawieniu jakiejś krakowskiej historii dokumentalnej. Ale te rozmowy jeszcze trwają" - wyjaśnił.

Autorami scenariusza są Justyna Bilik i Marcin Wierzchowski. Reżyseria - Marcin Wierzchowski. Dramaturgia - Maciej Bogdański. Scenografię i kostiumy zaprojektowała Magda Mucha. Muzykę skomponowała Marta Zalewska. Choreografię opracowała Aneta Jankowska. Za reżyserię światła odpowiada Szymon Kluz.

Występują: Justyna Bartoszewicz (Oskarżycielka, Kaśka "Lilka" Żołdaniowa), Katarzyna Dałek (Aniela Szczupak zd. Franczak), Karolina Kowalska (Zofia Paluchowa zd. Franczak), Marzena Nieczuja Urbańska (Marianna Franczakowa zd. Ziółko), Piotr Biedroń (Maciej Paluch), Maciej Konopiński (Kasper Szczupak), Grzegorz Otrębski (Obrońca, Ksiądz Antoni Siuda) i Marek Tynda (Piotr Stachiewicz).

Prapremiera "Pięknej Zośki" - 7 lipca o godz. 19 na Scenie Malarnia Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Kolejne przedstawienia - 8 i 9 lipca.

Źródło:

PAP