EN

7.04.2025, 16:05 Wersja do druku

Ferdydurke bokiem

„Ferdydurke” Witolda Gombrowicza w reż. Mariusza Malca w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.

fot. Robert Jaworski

Przestrzeń Och-Teatru narzuca swoje reguły publiczności i aktorom. Widzowie oglądają spektakl po obu stronach sceny – tutaj nie ma problemu przezwyciężania tzw. czwartej ściany, od razu znosi się trzecią i czwartą. Trzeba grać bokiem, raz trochę bardziej w lewo, raz bardziej w prawo, aby publiczność mogła zobaczyć, co się dzieje między postaciami. Ten nieco dziwny sposób grania przylega idealnie do adaptacji „Ferdydurke” w reżyserii Mariusza Malca, który ostentacyjnie odstania jej groteskowe wnętrze.

Charakterystyczne dla pisarstwa Gombrowicza przerysowanie, celowe wykoślawienie sytuacji i postaci znajduje wyraz w zastosowanych środkach. Każda postać demonstruje swój nadmiar albo niedoczynność, swój ostro wydobyty rys osobowości w rytmie, wymowie, geście. Wszyscy przecież są upupieni i jedynie 30-letni Józio (w tej roli Krzysztof Szczepaniak) przymuszony do powtórki edukacji szkolnej walczy z tą dziką, pieniącą się formą. Ale też z formą, bez której nie byłoby tego przedstawienia.

Aktorzy tworzą widowiskowe figury, z nieznoszącą sprzeciwu Młodziakową Marii Seweryn na czele. A zresztą każdy tu zasługuje na pochwały, bo postacie kreślone osobno i zestrojone w chórach prezentują się fantastycznie – dość wspomnieć kantatę na cześć pupy. Spektakl spaja towarzysząca mu narracja muzyczna cały czas obecnego na scenie Karima Martusewicza.

Tytuł oryginalny

Ferdydurke bokiem

Źródło:

„Przegląd” nr 15

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data publikacji oryginału:

07.04.2025