EN

8.07.2024, 13:58 Wersja do druku

Dzieje grzechu

„Dzieje grzechu” wg Stefana Żeromskiego w reż. Wojtka Rodaka w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Kamil Pycia na blogu Teatralna Kicia.

fot. fot. Magda Hueckel / mat. teatru

„Dzieje grzechu” Stefana Żeromskiego  były dla mnie zawsze fascynującą książką z dwóch powodów: po pierwsze zastanawiało mnie w jaki sposób historią jednej osoby można było zapełnić 3 wielkie, opasłe tomy (bo takie wydanie tej książki mieszkało ze mną pod jednym dachem), ale także jak bardzo cała opowieść o Ewie Pobratyńskiej w swojej kontrowersyjności gubi rys realistyczny i zupełnie odpływa w stronę chorej i zboczonej fantazji autora. Chociaż teraz się zastanawiam – mając z tyłu głowy życiorys Tajemniczej Moniki i Eli Gawin – czy aby na pewno jest taka nierealna. W Narodowym Starym Teatrze do świata „Dziejów grzechu” zapraszają nas Iga Gańczarczyk i Wojtek Rodak (odpowiedzialni kolejno za scenariusz i reżyserię). Warto podkreślić już na samym starcie, że Gańczarczyk  wykonała tytaniczną pracę przepisując powieść Żeromskiego i na jej ramie tworząc zupełnie nową i autonomiczną historię. Dramaturżka czerpie z oryginału pełnymi garściami, ale też przewrotnie wchodzi z nim w dialog, przykrywając grubą warstwą ironii dziaderstwo Żeromskiego i to, jak konstruował swoją kobiecą postać w taki sposób, by poniekąd spełniać swoje męskie żądze. Jest to świetny segway do tematu współcześnie aktualnego – a mianowicie nadużyć reżyserów względem aktorów i aktorek. Podkreśla to w swoim monologu Magdalena Grąziowska wspominając jak grała w „Dziejach Grzechu” w reżyserii Michała Kotańskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Podkreśla, że mając za sobą różne doświadczenia na drodze aktorskiej, nie zgodziłaby się na wiele rzeczy, które puściła płazem kiedyś (swoją drogą ciekawym doświadczeniem było móc obejrzeć ją po tych latach w tej nowej wersji „Dziejów grzechu” i móc zestawić to, jak portretowała Ewę Pobratyńską kiedyś, bo miałem szczęście lub nieszczęście oglądać też kielecką interpretację powieści).

Wojtek Rodak w swoim spektaklu mocno podąża ścieżką, na której kiedyś już byłem w trakcie „Płatonowa” w reżyserii Konstantina Bogomołowa – poprzez trawestację podbija śmieszność zachowań damskich i męskich przenosząc je między płciami; uwydatnia na przykład komizm zachowań Ewy w momencie natychmiastowego zakochania się w Łukaszu.

Podobny zabieg wykorzystywała także Anna Smolar w swojej „Halce” z tą różnicą, że jej spektakl w moim odczuciu rozłaził się w drugim akcie, natomiast Rodak wie, na ile sobie może pozwolić, a na ile nie. Nawet jeśli pozwala sobie przekroczyć granicę kiczu i przesady to nadal to kupuję, bo w całym tym rozbestwionym projekcie karuzela śmiechu trwa w najlepsze nakręcając się właśnie świadomym kiczem. Co bardzo mnie rozbawiło, finał spektaklu jest iście przewrotny i daje ogromnego pstryczka w nos Żeromskiemu jak i całemu opartemu na patriarchacie społeczeństwu. Robi to w sposób mocno przemyślany i jasno wynikający ze scenariusza - reżyser nie sili się na nagłą woltę i podąża za jedynym rozsądnym głosem idącym z tekstu Gańczarczyk.

W tym wybornym serniku teatralnym pyszniutkimi rodzynkami są aktorzy, którzy dali się porwać reżyserowi i tworzą bardzo sprawną maszynę teatralną. Na pierwszy plan wysuwają się jednak głównie trzy aktorki grające Ewę na różnych etapach jej życia: Karolina Staniec, Magda Grąziowska i Małgorzata Gałkowska. Tworzą jeden organizm w trzech ciałach; każda z nich ma inne właściwości, ale doskonale portretuje Ewę na różnych jej etapach „zepsucia”.

Karolina Staniec jako najmłodsza wersja bohaterki wyciska ogromny komizm z jej zachowań podlotka – emfazę i uniesienie każdym możliwym zalotnym spojrzeniem Łukasza. Staniec jest bezbłędna i kolejny raz udowadnia, że jest wyborną aktorką i że stoi przed nią moc ciekawych ról, bo ma ogromne zaplecze, aby dźwigać wiele z nich (co udowodniła na przykład w „Dead Girls Wanted” w reżyserii Wiktora Rubina w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu).

Wcześniej wspomniana przeze mnie Magda Grąziowska jest jednocześnie delikatna, ale też ma w sobie taką zimną stal, która daje siłę jej Ewie i daje poczucie, że jej bohaterka jest zdolna do wszystkiego.  

Jednak koronę zgarnia Małgorzata Gałkowska, która jest sumą wszystkich tych cech wypracowanych przez pozostałe Ewy – zbiera je naraz w sobie i doprawia to ogromem zmęczenia życiem, a także oczekiwaniami społecznymi względem kobiet – zgarnia totalnie złoty medal za podanie widzowi monologu dotyczącego tego, czy Ewa w naszej wyobraźni i wyobraźni Żeromskiego starzeje się przez czas trwania powieści, czy wiecznie jest uwięziona w swojej formie młodej lolitki, bez względu na to, że powinna mieć już według biegu fabuły wiele, wiele więcej lat. Nie będę też zgrywał zaskoczonego, że tak dobrze zagrała, bo od dawna wiem jak wyborną aktorką jest i do dziś prześladuje mnie jej mini kreacja z „David’s Formidable Speech On Europe” –  premium klasa i nie mogę sobie wyobrazić , że kiedyś jej zabraknie na scenie. Pani Małgorzato, kocham panią.

Całość spektaklu opakowana jest w ciekawą buduarową dekorację Katarzyny Pawelec i kostiumy Marty Szypulskiej – oba elementy dobrze się uzupełniają i tworzą dla aktorów przestrzeń dopełniającą sensy wyprowadzone z samego scenariusza. Wielokrotnie podkreślałem w moich tekstach jak ważne jest dla mnie, aby scenografia i kostiumy nie były dla aktorów potykaczem, ale by wchodziły z nimi w dialog, co właśnie tutaj wybornie się udało.

Podsumowując, po przeczytaniu opisu spektaklu na stronie teatru byłem raczej nastawiony dosyć chłodno, ale zostałem w pełni porwany przez twórców. Niektórym może się wydawać, że przekracza się pewną granicę, ale spokojnie – zapewniam, że twórcy balansują bardzo mądrze i sprytnie i nie popadają w błazenadę. „Dzieje grzechu” Wojtka Rodaka to bardzo udane zamknięcie sezonu dla mnie. Teatr mądry, zabawny, bez zadęcia i spuszczający powietrze z balonika narodowej literatury. Daje do myślenia ale też jeśli nie chcemy myśleć to pozwoli nam się po prostu bawić, co jest super. Jeśli miałbym nazwać jakiś spektakl pozytywnym zaskoczeniem i olśnieniem tego roku to byłyby to właśnie „Dzieje grzechu”. Czapki z głów, dobra robota, więcej na boga, więcej!

Tytuł oryginalny

Dzieje grzechu

Źródło:

Teatralna Kicia
Link do źródła

Autor:

Kamil Pycia

Data publikacji oryginału:

07.07.2024