„Sztuka i seks, czyli Peggy Gugenheim” Laniego Robertsona w reż. Karoliny Kirsz z Wydziału Produkcji w Małej Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Peggy Guggenheim swoje życie poświęciła sztuce, ale nie mniej ważną rolę odgrywają w jej biografii liczne romanse, dzięki którym zresztą wielokrotnie docierała do artystów zarówno tych niedostępnych z racji zdobytej już sławy, jak i tych zupełnie jeszcze nieznanych, będących dopiero na początku swojej kariery. Tym drugim, jeśli dostrzegła w nich talent, pomagała finansowo i wspierała organizowaniem wystaw czy też nabywaniem obrazów do gromadzonej przez całe życie kolekcji.
Tytuł dramatu Lanie Robertsona, który jeden ze swoich wcześniejszych tekstów poświęcił również słynącej z niezależności i oddanej sztuce malarce erotycznych kwiatów Georgii 0’Keeffe i jej relacjom z fotografem Alfredem Stieglitzem, nawiązuje bezpośrednio do tego, co determinowało przyjętą strategię działania i postępowania urodzonej w Nowym Yorku kolekcjonerki dwudziestowiecznego malarstwa, pod koniec życia osiadłej w Wenecji. I to właśnie w Palazzo Venier dei Leoni spotykamy się po raz pierwszy z bohaterką na scenie i z tej perspektywy przyglądamy się jej dotychczasowemu, nie zawsze usłanemu różami, życiu.
Peggy Gugenheim, w którą w Małej Warszawie wcieliła się Ewa Kasprzyk, podczas niemal półtoragodzinnego monologu, w którym czysto kobiece namiętności przeplatają się z miłością do sztuki, opowiada o swojej rodzinie, o swoich mężach i kochankach, o dzieciach, z których córka była jej zdecydowanie bliższa, o galeriach, których była założycielką, a także o artystach, z którymi spotykała się nie tylko jako propagatorka ich twórczości, ale również jako kobieta poszukująca prawdziwej miłości. Galeria postaci, które przewinęły się w trakcie jej bogatego życia jest pod każdym względem imponująca. O niektórych związkach dowiemy się nieco więcej, jak choćby o spotkaniach z Samuelem Beckettem czy Laurencem Vailem, któremu w trakcie małżeństwa urodziła syna Sindbada i córkę Pegeen, a także z Solomonem R. Guggenheimem, którego była siostrzenicą i któremu w 1976 roku przekazała swoją kolekcję. Inni mężczyźni, nie mniej ważni w jej życiu, będą zaledwie wspomniani, dlatego warto po obejrzeniu spektaklu sięgnąć do wydanej w 2022 roku przez Wydawnictwo Znak biografii Antona Gilla „Peggy Guggenheim. Życie uzależnione od sztuki”.
Ewa Kasprzyk próbuje na scenie pokazać cały wachlarz zawarty w uczuciowo-emocjonalnym diapazonie silnej, wyjątkowej i nieoczywistej kobiecej osobowości, w którym jest też miejsce na niebanalny i inteligentny humor. I czyni to z dużą dozą temperamentu, witalności, a także z przynależną jej talentowi i aktorskiemu kunsztowi swadą. Stara się oddać w pełni historię życia tytułowej bohaterki, której postępowanie i relacje zwłaszcza z mężczyznami były dalekie od jakiegokolwiek schematu czy szablonu. Szkoda tylko, że aktorce w niczym nie pomaga reżyseria, której w tym przypadku podjęła się Karolina Kirsz. Dlatego elementów teatru w tym długim monologu, który rozegrany został nie wiedzieć czemu tylko po prawej stronie sceny, lewa jest kompletnie niezagospodarowana, nie uświadczymy zbyt wiele. Pomysły z ekranem, na którym widzimy w kilku momentach twarz aktorki udzielającej wywiadu, czy kilka słów wypowiedzianych do niewykorzystanego prawie wcale mikrofonu stojącego z lewej strony sceny, a także ilość użytych rekwizytów wciąż chowanych, to znów wyjmowanych na nowo, w żaden sposób nie budują i nie wspomagają nastroju, są zaledwie reżyserskimi ozdobnikami, nie stającymi się organicznymi elementami przedstawienia. I może właśnie z tego powodu skądinąd dobra rola Ewy Kasprzyk jawi się momentami jako dość monotonna.