„Dus buch fyn Gen Ejdn / Księga Raju” Icyka Mangera w reż. Damiana Josefa Necia w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Spektakl DUS BUCH FYN GAN EJDN/KSIĘGA RAJU Teatr Żydowski wystawił w języku jidysz. Jest sceniczną adaptacją, przygotowaną przez Damiana Josefa Necia, reżysera i dramaturga, kanonicznej książki wydanej przez Icyka Mangera w 1939 roku. Opowieść jest przejrzysta, prosta, poetyczna. Właściwie ją znamy. Mówi o raju, który ma cechy wybitnie ziemskie, naturę człowieczą. Mowa jest w niej o ludziach, Aniołach, Bogu - sobie podobnych-dobrych i złych, słabych i władczych, idealnych i niedoskonałych. O życiu i śmierci, rodzinie i społeczności żydowskiej, przyjaźni, miłości i trosce. A jednak poprzez piękno obrazu, kompozycji opowieści, brzmienia, jej bohaterów przemawia tęsknota za tym, co utracone, niedostępne, boskie. Majaczy marzenie, że sprawiedliwsze, lepsze niż w rzeczywistości przeżywanej.
Zjawiskowa scenografia Zbigniewa Libery, zindywidualizowane kostiumy Konrada Parola pomagają tworzeniu narracji wielopoziomowej, zwłaszcza, że choreografia Szymona Dobosika jest symboliczna, typiczna, niesie wsobne znaczenia. Rozświetlona, przenicowana bielą scena idealizuje obraz zacierający różnice między tym co ludzkie i boskie, rzeczywiste i zmyślone, osadzone we śnie, wyobraźni, marzeniu i rzeczywistym życiu. Obrazy pałacu Dawida, surowych krajobrazów, byka w projekcji wideo na białych kotarach powoduje, że stają się fatamorganą. Mirażem, fantazją. Nieosiągalną utopią. Muzyka i nowe aranżacje wierszy z KSIĘGI RAJU, napisane przez Sławomira Kupczaka, tworzą raz psychodeliczny, innym razem poetyczny nastrój, który jest dopełnieniem rozgrywającej się na scenie akcji. Szczególnie wzruszająca wydaje się historia Panny Młodej, postać pięknej Adeli granej przez Adriannę Kieś. Przejmująco przedstawia sytuację Matki/Bat Szewy Ernestyna Winnicka. Zabawny jest, Szmuk Abo Aberwo Piotra Chomika gdy zdradza sekrety raju. Zaskakujący jest Anioł Śmierci Marcina Błaszaka. Przejmująca jest postać Miriam/Szumilas Adrianny Dorociak gdy w długiej, złotej sukni, inscenizuje dramatyczne przeżycia. Jerzy Walczak jako Icyk Manger- zaangażowany autor, dynamiczny narrator- ze swadą, powagą swojej roli ingeruje w stworzony przez siebie świat. W tym spektaklu nie ma złych ról, bezbarwnych postaci. Dobrze przemyślane, zostały pomysłowo wystylizowane, zagrane z charakterystyczną nutą dla każdego bohatera, każdej historii. Jak ta scena przy demonicznym drzewie poznania dobrego i złego, z Adamem i Ewą (Piotr Sierecki i Joanna Przybyłowska), dla których miłość nieznająca wstydu, czuła i beztroska jest niemożliwa. Jak ta lapidarna rozprawa o nieuniknioności śmierci.
Prawdę mówiąc, to świat ziemski jest bardziej interesujący, barwny, czuły niż ten pochodzący z boskiego porządku. Wszystko co ludzkie jest kruche, słabe, zmienne, znane, wszystko co boskie tajemnicze, niewzruszone, nieugięte, nieznane. Nic dziwnego, że anielski prztyczek w nos powoduje, że po narodzeniu nie pamięta się raju. Nie ma czego pamiętać, bo wszędzie jest tak samo a to co nieprzeniknione, pozostanie takie na zawsze. Marzymy o tym, czego tak naprawdę nie znamy, a nie wiedzieć czemu, za tym tęsknimy.
Pietyzm, z jakim spektakl został wystylizowany, zagrany, robi wrażenie. Trzeba przyznać, że adaptacja, reżyseria i dramaturgia wypracowała fantastyczny efekt scenicznej baśni i moralitetu a oprawa plastyczna, muzyczna i choreograficzna w decydującym stopniu przyczyniła się do jego atrakcyjności. Piękna. Ta niezwykła świetlistość wibrującego obrazu, jego przejmujący nastrój pozostanie z nami i będzie koić przeczuwane rozczarowanie-nie piekłem, piekło znamy, ale umykającym życiem, obiecanym rajem.