Performans „zbroja” duetu Weronika Zajkowska/ Michał Murawski w WOAK w Toruniu. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.
Cóż, organizator tego wydarzenia wyraźnie nadużył zaufania widzów! Nie dość, że zaprosił we wtorkowy wieczór do Centrum Sztuki Współczesnej na wernisaż wystawy performatywnej, kazał siadać na zimnych kaflach w przestrzeni LabSenu, to jeszcze „zgubił” gdzieś artystów!
Jednak w toruńskim WOAK-u potrafiono sobie poradzić nawet z takimi sytuacjami! Oto przed pustą ścianą i mało atrakcyjnymi odlewami części ciała na postumentach krążą artyści: chuda Ona i puszysty On. Skoro nie pojawił się duet Zajkowska/Murawski (reżyseria, tekst, performans), to wypadało jakoś wybrnąć z tego krępującego położenia i zaprezentować widzom re-enactmenty – powtórzyć słynne performanse, zdradzić niektóre etapy procesu twórczego i zapytać, w jakie zbroje się chowamy, by schronić się przed złym światem (konsultacja dramaturgiczna: Paweł Sablik).
Para tworzyła artystyczne widowisko w obecności widzów, co rusz szeptem konsultując między sobą kolejne poczynania – jakby byli nieprzygotowani do dalszych działań, a przecież wyczuliśmy, że grali według scenariusza. Muzyka wykonywana na żywo przez Michała Jana Mellera wyznaczała im nie tylko tło do inscenizowania kolejnych performansów, ale i rytm w podawaniu tekstu, który w zasadzie oparty był na audiodeskrypcji. Ich fizyczny teatr co rusz „wchodził” w ciała, w ich postrzeganie – także społeczne – dyktowane modą, tiktokowymi trendami, na kilka sekund, kilka minut… i przemijał. Jak nasze ciała. To nimi – w wersjach chudych czy grubych – osłaniamy przecież swą substancjalną rzeczywistość w przestrzeni publicznej.
By to się udało, trzeba było przeszkolić widza: jak powinien się zachować w sali wystawienniczej według instrukcji Bruce’a Neumana, co kupić na wernisaż za 70 zł w lumpeksie, co zjeść i wypić przed (może bulion po gołąbkach?!), by z dystansem i wyczuciem oglądać nagi performance Ewy Partum czy usiąść vis-à-vis Mariny Abramović. Doświadczyć – z dużą dozą ironii – sztuki performatywnej poprzez ciało, głos, dotyk i obecność „zastępujących” Zajkowską i Murawskiego performerów.
W materii fabularnej przedstawienia, w jego rwanym ściegu narracyjnym, chciałoby się dostrzec nieco więcej niż tylko żartobliwe performerskie wstawki Jej i Jego. O niejednoznacznym postrzeganiu ciała opowiedzieli formą lalkarską Karoliny Krot – w kolorze magenta – z której w rezultacie „obdzierania” z nadrośniętych części pozostał tylko szkielet z dużą głową. To ona – w skromnej scenografii – była najbardziej czytelnym znacznikiem nastroju izolacji bohaterów spektaklu: od nadwagi do anoreksji. Nie pouczała, ale jakże podskórnie zadziałała na psychikę i zmysły – także osób niedowidzących.
 
 
       
                                           
                                          