„Dom niespokojnej starości” Michała Buszewicza w reż. autora z Teatru Współczesnego w Szczecinie na VII Kieleckim Festiwalu Teatralnym. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto siedmioro seniorów, których sensem życia są wnuki, a największą radością — chwile, gdy owe wnuki znajdą dla nich czas.
Żart.
Mamy oto siedmioro seniorów, którzy — ku konsternacji własnych dzieci — postanawiają spędzić jesień życia we wspólnie stworzonej komunie. Wnoszą do tego domu swoje „-siątki” (siedemdzie-siątki itd.), charaktery i charakterki, radości życia, ale też niespełnienia czy nawet zgorzknienia. Cóż, może nie zawsze łatwo się w takim domu niespokojnej starości porozumieć, ale żadne z nich nie może powiedzieć, że czuje się samotne. A każde - że te coraz szybciej uciekające chwile upływają na ich własnych warunkach. Cena, jaką płacą za ten luksus, nie wydaje się zbyt wygórowana, choć — jak uprzedzają twórcy — projekt JEDNAK jest utopijny, a dom - fikcyjny.
Oglądamy po franciszkańsku pogodne, pełne czułości i momentami bardzo poruszające przedstawienie — wcale nie o starości, lecz, paradoksalnie, o radości z życia, z którego można czerpać aż do końca. O tym, że nigdy nie jest się na coś „za starym”, co najwyżej — za leniwym. I o tym, że ciało się starzeje, ale pragnienia — nigdy. (Cudownie zabawnej sceny miłosnej Maryli i Julka nie da się odzobaczyć — to po prostu majstersztyk; zwróćcie też uwagę na pięknie napisaną scenę z jedzeniem słonych paluszków, o przewrotnym, świetnie wymyślonym i zrealizowanym finale już nie wspomnę).
I nie zaspojleruję chyba zanadto, pisząc, że happy endu nie będzie. Ale może tym razem nie o zakończenie tu chodzi?