Uhonorowany Nagrodą im. Swinarskiego, czyli uznany za najwybitniejsze dokonanie minionego sezonu, spektakl Luca Percevala 3siostry, będący koprodukcją TR Warszawa i Starego Teatru w Krakowie, zobaczyłem dopiero w czwartek w hali przy Wale Miedzeszyńskim. Zgodnie z moimi przewidywaniami przedstawienie okazało się pretensjonalne, mętne i nudne. Pewnie bym nie dał się namówić na jego obejrzenie, gdyby kierownictwo TR wraz z zespołem aktorskim i belgijskim reżyserem po wybuchu wojny na Ukrainie nie dokonało dość zasadniczych zmian w scenariuszu. Został on wprawdzie przetłumaczony przez Karolinę Bikont, więc niewątpliwie z języka niemieckiego, ale przecież oparty jest na dramacie Antona Czechowa Trzy siostry. Pisze Rafał Węgrzyniak w felietonie dla portalu Teatrologia.info.
10 marca „Gazeta Wyborcza” opublikowała tekst Bezprecedensowy gest czołowego teatru. Zamiast bojkotować Czechowa zmienia Moskwę na Kijów. Otóż poinformowano w nim, że w ramach represji kulturalnych wobec Rosji Władimira Putina, aby ocalić jakoby wybitne przedstawienie nie zdjęto 3sióstr z afisza TR, natomiast w kwestiach wygłaszanych przez postacie z dramatu Czechowa Moskwę konsekwentnie zastąpiono Kijowem. Siostry Prozorow, przynajmniej w dramacie Czechowa żyjące w towarzystwie rosyjskich oficerów w garnizonowym mieście na prowincji, po dokonaniu tych zmian pragną przeprowadzić się do stolicy Ukrainy i tęsknią za Kijowem.
Kłopot w tym, że wcześniej Perceval traktując postacie z dramatu Czechowa jako „europejską rodzinę” dotkniętą starczym uwiądem i impotencją w roli jedynej nieobjętej tymi procesami Nataszy obsadził ukraińską aktorkę Oksanę Czerkaszynę, która szereg kwestii wygłasza w swym rodzimym języku. Natasza zaś, wypowiadając parokrotnie najbardziej pospolite polskie przekleństwo, kategorycznie odmawia obsługiwania „europejskiej rodziny”, traktującej ją niczym służącą. Trudno jednak zrozumieć dlaczego „europejska rodzina”, która ma w spektaklu pogardliwy stosunek do Ukrainki, a potem się jej wyraźnie boi, pragnie zamieszkać właśnie w Kijowie? Dyrektor programowy TR Roman Pawłowski podkreślał w wypowiedzi dla „Wyborczej”, że zmian dokonano przede wszystkim ze względu na Czerkaszynę. „Nie możemy ze sceny mówić o tęsknocie za Moskwą, kiedy Moskwa bombarduje Charków, gdzie mieszkają rodzice jednej z naszych aktorek”, oświadczył Pawłowski, chociaż Czerkaszyna akurat nie należy do zespołu TR, lecz Teatru Powszechnego.
Żeby było jeszcze dziwniej po spektaklu aktorzy TR i Starego, raczej kurtuazyjnie oklaskiwani przez nieliczną publiczność, wychodzą do ukłonów z ukraińskimi flagami, biorąc udział w swoistym performansie politycznym Czerkaszyny. Aktorka przypomina zbrodnie dokonywane przez Rosjan na Ukrainie, w tym bombardowanie jej rodzinnego Charkowa. Dziękuje wszystkim Polakom za pomoc udzieloną Ukraińcom po wybuchu wojny i domaga się wprowadzenia przez NATO zakazu lotów nad terytorium Ukrainy. Wystąpienia Czerkaszyny słuchałem ze ściśniętym gardłem i bynajmniej nie byłem w swej reakcji odosobniony. W ubiegłym tygodniu w Radio TOK-FM dziennikarka polityczna „Gazety Wyborczej” z wykształceniem teatrologicznym, Dominika Wielowieyska, napomykając o obejrzeniu 3sióstr sugerowała nawet, że to raczej polscy widzowie powinni dziękować po przedstawieniu Czerkaszynie za waleczność jej rodaków.
Niestety, sprawa nie jest tak prosta, gdyż Czerkaszyna zaczęła swą karierę w Teatrze Powszechnym w Warszawie w 2019 od prowokowania polskich widzów szydzeniem z rzezi wołyńskiej w Diabłach. Do tego tuż przed agresją Rosji na Ukrainę wystąpiła w Powszechnym w antykatolickim Radio Mariia. W dniu wybuchu wojny akurat grała ten spektakl, jak ujawniła w wywiadzie prasowym. Wspominając Diabły Czerkaszyna zaznaczyła eufemistycznie, iż wystąpiła w nich w roli „prawdziwej Ukrainki”, choć sama nie wie, co to znaczy. „Aktorka – opisywała jej grę w tonie apologetycznym Maryla Zielińska w „Didaskaliach” nr 155 – bierze do ręki dwa wibratory, przytyka do mikrofonu i grozi, że zaraz zrobi z naszych europejskich dup rzeź wołyńską. Na jej gołych piersiach (nieskutecznie okrytych stułą) pojawia się narysowany szminką znak Polski Walczącej, a na wzgórku łonowym fotografia Stepana Bandery.” Opis bodaj tylko w jednym momencie jest nieścisły, bo aktorka groziła powtórzeniem rzezi wołyńskiej oczywiście Polakom, a nie Europejczykom. Nie przypominałbym tej ordynarnej prowokacji, zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdyby Czerkaszyna nie zademonstrowała krytycznego stosunku do niej. „Wtedy jeszcze – stwierdziła aktorka w wywiadzie udzielonym po zaatakowaniu Ukrainy przez Rosję – nie miałam w sobie tyle bólu, więc mogłam ironizować na temat swojej tożsamości.” Oby przynajmniej jedna polska aktorka zdobyła się na podobną samokrytyczną refleksję w obliczu wojny dowodzącej bankructwa idei rozbrajania rodzimej kultury i państwowości propagowanych od szeregu lat przez środowisko teatralne ze scen i na ulicach.
Karkołomne zabiegi dokonywane na utworze Czechowa są natomiast dość żałosną próbą ukrycia panującego w kręgach lewicowego teatru rusofilstwa. Nie przeszkadzały mu represje wobec opozycji demokratycznej czy środowisk LGBT w Rosji, ani zajęcie przez nią Krymu i trwające osiem lat działania zbrojne w Donbasie. Dlatego teraz trzeba było pospiesznie odwoływać zaplanowane z góry, jeszcze przed premierą, pokazy w Moskwie w ramach festiwalu Złota Maska przygotowywanego przez Krystiana Lupę z aktorami Powszechnego z Warszawy, spektaklu Imagine. Ma on przywoływać głoszoną w czasach kontrkultury utopię globalnego pokoju, braterstwa i miłości, jak podkreślał Lupa w zapowiedziach „świata bez wojen, państw, własności i nienawiści”.