- Nie mam potrzeby uczestniczenia w społeczeństwie, które jest paskudne. To tak, jakby w zespole teatralnym, w którym gram, jeden drugiego wyzywał od świń - w sekundę by mnie tam nie było! Jeśli wzajemnie sobie w tej Polsce przecinamy krtanie, to co ja tu robię? Dlatego przestaję być patriotą - z dyrektorem Teatru Narodowego Janem Englertem rozmawia Donata Subbotko w Gazecie Wyborczej.
Jan Englert: Śniło mi się, że jestem reprezentantem drużyny narodowej. Pewnie dlatego, że marzyłem o tym długie lata. Ten sen wraca, strzelam bramkę. Donata Subbotko: W którym meczu: otwarcia, o wszystko czy o honor? Jako niedoszły reprezentant pewnie liczy pan na piłkarski cud nad Wisłą . - A kto nie liczy? Ale kibicując drużynie narodowej, nie krzyczę na sędziego, że nieuczciwy, kiedy daje kartki Polakom, którzy faulują. W tym sensie nigdy nie byłem patriotą. I nie lubię dętych uniesień. Dlatego rzadko chodzę na stadion, mimo że kocham piłkę. Kibole tak mnie denerwują, że nie jestem w stanie wejść w atmosferę meczu. Siła tłumu, zbiorowych emocji doprowadza ludzi do ekstremalnych zachowań. A ja nie lubię ekstremów. Ale jestem sentymentalny. Od czasu do czasu się wzruszam. Na meczu Polska - Grecja, jak stadion zaśpiewał polski hymn, byłem szczęśliwy. Nie wiadomo, skąd jest w nas - jak mówił Kazimierz Dejmek - ta prasłowiańska siła.