Od buntu do melancholii, od walki z instytucjami do budowania instytucji. Pierwsza dekada XXI w. zaczęła się od gwałtownych gestów, ujawniających konflikty społeczne i artystyczne. Po kilkuletnim etapie otwartej wojny wewnątrz środowiska kończy się w spokojnym klimacie zadowolenia z międzynarodowych sukcesów polskiego teatru - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.
Artyści, którzy kilka lat temu szarpali się ze społeczeństwem, starszym pokoleniem i co konserwatywniejszymi krytykami, dziś szperają we własnych biografiach, śnią sny dzieciństwa, przyglądają się instytucji rodziny i własnej niedojrzałości. Ci najbardziej radykalni (jak Monika Strzępka i Paweł Demirski), którzy dotąd krzyczeli z peryferyjnych scen o zakłamaniu środowiska i schizofrenii polityki kulturalnej w Polsce, kończą rok z nagrodami i dowodami uznania. Nikt nie buntuje się przeciwko mistrzom, nie wysuwa radykalnych roszczeń, nie szuka nowych tabu. A zapowiadało się ostro. 2001 rok to była przecież kulminacja "złotego wieku" Teatru Rozmaitości: "Oczyszczeni" Krzysztofa Warlikowskiego według Sarah Kane i "Uroczystość" Grzegorza Jarzyny. Pogłębienie świętego oburzenia i konsternacji, jakie wywołał niewiele wcześniejszy "Hamlet" Warlikowskiego. 2002 - pierwsze ważne spektakle Mai Kleczewskiej, zwanej później najbardziej męskim wśród