8 maja w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie odbędzie się prapremiera spektaklu "Pannonica" na podstawie książki „Baronowa jazzu” Hannah Rothschild w przekładzie Dobromiły Jankowskiej. Reżyseruje Paweł Szumiec.
W spektaklu koncentrujemy się na losie głównej bohaterki Pannoniki Rothschild i jej fascynującym, wymykającym się wszelkim ocenom, związku z genialnym muzykiem jazzowym Theloniousem Monkiem.
Jedną z najważniejszych spraw, która determinuje konstrukcję scenariusza, jest próba przyjrzenia się sytuacji, w której człowiek postanawia kompletnie odmienić swoje życie i pójść pod prąd. Przyglądamy się losom głównej bohaterki – wywodzącej się z arystokratycznego rodu żydowskiego, spadkobierczyni bajecznej fortuny – która wchodzi nagle i bardzo aktywnie w wyklęte środowisko czarnoskórych muzyków jazzowych Ameryki lat 50., tym samym demolując swoje dotychczasowe życie rodzinne.
Dodajmy, że ta historia rozgrywa się w dosyć specyficznej rzeczywistości, tuż po Holocauście i w czasach usankcjonowanego rasizmu w Stanach Zjednoczonych. Nasze przedstawienie ma jeszcze jednego bohatera – jazz. Muzyka zabrzmi w nim w różnych odsłonach i na rozmaitych płaszczyznach – mówi Paweł Szumiec, reżyser i scenarzysta spektaklu.
Kim była Pannonica?
Piękna, wyemancypowana, zadziorna i ekscentryczna kobieta. Wielbicielka ekskluzywnych samochodów, pereł i futer. Właścicielka 300 kotów, które zapełniały jej manhattańską posiadłość. Kolorowy ptak, który porzucił bajeczną egzystencję i herbowe przywileje na korzyść wolności i życia na własny rachunek!
Mając zaledwie 22 lata, Pannonica poślubiła barona Julesa de Koenigswartera – inżyniera, bankiera, późniejszego dyplomatę, z którym miała pięcioro dzieci. Kiedy wybucha wojna, on został wysłany na front, a jej udało się uciec do Londynu ostatnim pociągiem z Paryża. Prawdopodobnie tylko dzięki temu uszła z życiem. Wielu jej żydowskich krewnych i znajomych zginęło w obozach zagłady. W Anglii działała w ruchu oporu, była szeregowcem, pracowała także jako kierowca karetki.
Po wojnie, w nowej rzeczywistości, dosyć szybko zorientowała się, że małżeństwo z baronem, który „najbardziej kochał wojskowe parady”, nie spełnia jej oczekiwań. – On jest taki przyziemny. Ile razy spóźniam się na obiad, on niszczy moje jazzowe płyty. A spóźniam się często – mówiła.
W 1949 roku, w drodze na lotnisko, Pannonica odwiedziła przyjaciela Teddy’ego Wilsona, który włączył jej płytę „Round Midnight” Theloniousa Monka. – Byłam jak zahipnotyzowana, wysłuchałam jej dwadzieścia razy pod rząd. Czułam, że przynależę tam, gdzie powstała ta muzyka. Wiedziałam, że muszę poznać Monka osobiście – wspominała po latach.
Na początku lat 50. Pannonica przeprowadziła się do Ameryki – miejsca, które sobie wymarzyła i w którym poczuła się wolna. Zaprzyjaźniła się z muzykami jazzowymi, których talent i wyjątkowość potrafiła docenić. Często też wyciągała ich z najróżniejszych tarapatów. – Była odważna i bezkompromisowa – wspomina jeden z jej przyjaciół. – Kiedy widok białej kobiety z czarnym mężczyzną w Ameryce wywoływał skandal, Pannonica ostentacyjnie woziła Milesa Davisa po Piątej Alei, gościła czarnych muzyków w hotelu Stanhope na Manhattanie. W swoim hotelowym apartamencie w Nowym Jorku organizowała jam sessions. Wypożyczała swojego rolls royce’a z szoferem, by podwoził artystów na występy. – Nazywano ją „baronową bebopu” lub „baronową jazzu”.
Kiedy w 1955 roku w jej apartamencie umarł schorowany i wyniszczony narkotykami saksofonista Charlie Parker, tabloidy rozpisywały się o „śmierci w alkowie baronowej”. Mąż zaczął domagać się rozwodu, rodzina Rothschildów postanawia ją wydziedziczyć, a już kolejna plotka na temat życia arystokratki nabierała tempa i rozmachu.
Theloniousa Monka, wybitnego jazzmana, znanego z niepowtarzalnych improwizacji, poznała na jego jedynym europejskim koncercie, w Paryżu w 1954 roku. Od tego czasu byli nierozłączni. Pannnonica została jego mecenaską, opiekunką i oddanym przyjacielem. Jako pierwsza poznała się na talencie kompozytorskim Monka. Kwestia, czy łączył ich burzliwy romans, czy była to przyjaźń, pozostaje nierozstrzygnięta do dziś. Nie odstępowała go na krok niemal przez 30 lat, aż do jego śmierci. Była świadkiem jego genialnych koncertów, nietypowych zachowań, wielkich olśnień, a także zmagania się z chorobą psychiczną i narkotykami. Opiekowała się schorowanym Theloniousem razem z jego żoną, Nelly.
Tuż po śmierci Monka Pannonica wyraziła swoje najbardziej osobiste życzenie: Chcę, aby moje prochy rozsypano nad rzeką Hudson – wieczorem, około północy. Tak, powiedziałam „około północy” i myślę, że wszyscy wiecie dlaczego.