EN

22.09.2021, 19:26 Wersja do druku

Czerwonolicy panowie

„Monachomachia, czyli wojna mnichów” Ignacego Krasickiego w reż. Justyny Łagowskiej. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Marcin Oliva Soto

Otwarta w ubiegłym roku Scena Berlin krakowskiego Teatru Nowego Proxima to z założenia przestrzeń z pogranicza teatru i klubu, wpisująca się w nocne życie Kazimierza. Nie lada gratką jest zatem zestawienie jej z klasyką literatury polskiej. Justyna Łagowska wystawiła w tych stylowych wnętrzach „Monachomachię” Ignacego Krasickiego, poemat heroikomiczny sprzed blisko dwustu pięćdziesięciu lat, co nadało mu barwy, a widzom pokazało, jak kler, ale i zwykli ludzie, mało się różnią od tych znanych biskupowi.

Spektakl nie rozpoczyna się na scenie, czy widowni Berlina, a przy barze. W klubowym mroku przechadza się ubrany w czerwony strój Juliusz Chrząstowski. Prowadzi kuluarowe rozmowy, nie do końca wiadomo, czy to już gra, czy może aktor chcąc pozbyć się napięcia, wyszedł do znajomych. Atmosfera jest gęsta, przepełniona śmiechem i gwarem. Miły nastrój przerywa głos z baru. Karolina Gorzkowska, jako Jędza Niezgody, zakłóca spokój panujący pomiędzy sąsiadującymi ze sobą zgromadzeniami zakonnymi, bohaterami „Monachomachii”. Tak zostaliśmy częścią spektaklu, tłem ich rozmowy. Wraz z aktorami przechodzimy na widownię Berlina, gdzie poznamy dalsze losy mnichów.

Na scenie stół, kilka butelek wódki, trzy fotele i pianino. Chrząstowski zasiada do centralnie umieszczonego stołu, wychyla kolejne kieliszki, dając wyraz upojeniu. Chcąc odwieść brata zakonnego od zbytniego zatracenia się w nałogu, dołączają do niego pozostali mnisi. Roman Gancarczyk i Tomasz Schimscheiner, również odziani w czerwone szaty, pomagają otrzeźwieć bratu, jednak ziarno niepokoju zasiane przez Jędzę kiełkuje i w nich. Cała trójka po mistrzowsku wciela się w braciszków, którym bliżej do jarmarcznych głupków niż świętobliwych pasterzy.

fot. Marcin Oliva Soto

Atmosfera jest wesoła, rubaszna, podobna do tej w barze, ba nawet sami bracia częstują chętnych alkoholem, żeby pokazać, które zgromadzenie potrafi lepiej pić. Arcypoważne dysputy rozstrzygają przy kieliszku. Mnisi głowią się, jak pokazać przeciwnikom wyższość, a kiedy wszelkie próby zawodzą, wpadają na pomysł sięgnięcia do książek. Jednak od dawna nikt ich nie czytał, nie wiadomo gdzie są. Poszukiwania idą ociężale, ale koniec końców udaje się je zlokalizować. Niemniej braciszkowie nie pałają ochotą do ich studiowania, nie wspominając już o walce na słowo. Wydaje się, że rozwiązaniem waśni będzie bitwa na śmierć i życie, jednak staje się inaczej. Mnichów godzi wniesienie na pole walki świętego pucharu i... wspólna biesiada. 

Zawinięta w białe prześcieradło aktorka, ląduje na stole ofiarnym, nad nią zakonnicy w nakryciach głowy przypominających te z „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood. Pokazali się jako zgraja popijających koleżków spod sklepu monopolowego, a jednak chcą być traktowani jako ubodzy i bogobojni.

Reżyserka i dramaturżka (Olga Śmiechowicz) zachowały język oryginału, spektakl jest atrakcyjny i żwawy, wchodzi się w świat Krasickiego od pierwszych minut. Lata mijają, papier książek żółknie, a ludzie jak reguły zakonnie wciąż ci sami i nadal niedoskonali. 

Ignacy Krasicki 

„Monachomachia, czyli wojna mnichów”
reżyseria: Justyna Łagowska

dramaturgia: Olga Śmiechowicz 

Teatr Nowy Proxima, Scena Berlin, premiera 16 lipca 2021
występują: Karolina Gorzkowska, Roman Gancarczyk, Juliusz Chrząstowski, Tomasz Schimscheiner

Paweł Kluszczyński – rzemieślnik kultury, z wykształcenia technolog chemik, z pasji autor recenzji, felietonów, dramatów, poezji, bajek, bloga ijestemspelniony.pl; zawodowo od zawsze związany z teatrem, finalista VII Edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych.

Źródło:

Materiał własny