EN

7.12.2022, 11:59 Wersja do druku

Czarodziej bez magii

fot. archiwum Łukasza Maciejewskiego

Gawęda nie może się skończyć.
On musiał być na wspak, prowokować, z czasem zrozumiałem dlaczego to robił.
Głosił pochwałę nonszalancji, poniżania aktorstwa, zawodu, który przecież był dla niego wszystkim prawie.
Sprawa serio to sprawa buffo. Dla Pana Jana.
Najpracowitszy, najrzetelniejszy, nie wierzcie w te mgiełki czarodzieja. Był czarodziejem bez magii. Z cyrklem, linijką, z piórem (a pióra Pan Jan zawsze miał świetne, i tylko piórem pisał).
Wielkie role, role giganta, role maga. Role króla. I człowiek jeszcze. I to jaki.
Z Dostojewskiego bardziej niż z Czechowa. Żył szeroko, pracował szeroko, był szczodry – zobaczcie na jego uśmiech, znak firmowy, ten uśmiech, który sprawiał że kochali się w nim wszyscy, niezależni od płci. I siła, i prowokacja, i charakter.
Zobaczcie na oczy. Wesołe iskierki, a wewnątrz tyle jeszcze rzeczy, o których dzisiaj wstydzę się jakoś napisać.
Zdążyłem jeszcze – jakie to ważne – zobaczyć potęgę Nowickiego w teatrze, nasłuchać się go, naoglądać, rozmawiać godzinami. Zdążyłem pana Jana pokochać.
Pierwszy wywiad, jeden z pierwszych, liceum jeszcze, pytania na blachę wykute, zadałem pierwsze, odpowiedź trwała czterdzieści minut.
Zapytał: „Masz coś do mnie jeszcze dziecko, mnie się spieszy”.
Odwiedziny na ulicy Focha, w ich mieszkaniu, kwiaty pachnące, cięte, w wazonie, pani Marty nie było nigdy. Był piesek.
Na jednym z festiwali dostrzegł we mnie coś, czego nie zauważył  nikt, zobaczył że nie jest ze mną dobrze. Poprosił żebym poszedł z nim na stronę. Zapytał szczerze, powiedział  wtedy coś, co zapamiętałem na zawsze.
Gdynia, Kraków i Ania Nowicka, kobieta jego życia, kobieta, na którą trzeba sobie zasłużyć całym życiem.
W tym roku Ania i pan Jan zaprosili mnie do Kowala, do siebie, tak się cieszę że zdążyłem, w sierpniu byliśmy w Augustowie.
Tak, wiem, role, trzeba by o rolach.
Nie było takich aktorów i nie będzie.
Wajda, Jarocki, Has, Chęciński, Zanussi.
Największy teatr i największe kino.
I o tym trzeba pisać, wymieniać, przytulać się do tytułów i nazwisk. Powtarzam, takiego aktora już nie będzie.
Wiem to wszystko, ale nie czuję wyrzutów, że ja chcę wam opowiedzieć o człowieku.
Kochanym człowieku, który mnie rozumiał, był uważny i czuły. Nienachalny, dyskretny, ale zawsze wiedziałem, że był. On jest.
Trzydzieści lat zawodowej i odrobinę prywatnej znajomości to jest szmat czasu.
Panie Janie, będę o panu opowiadał, pisał, będę pana wspominał.
Tyle mogę.
Zostawił pan ślad.
Po ostatnim spotkaniu, w późnoletnim Augustowie, trochę już po sezonie, usiedliśmy z Anią i z Panem Janem na zewnątrz, w ogródku, przynieśli nam koce, bo zimno. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, ale pamiętam, że na koniec, pan Jan, jak to miał w zwyczaju, objął mnie uściskiem silnym, męskim, czułym.
To jest właśnie ten ślad.

Łukasz Maciejewski

Źródło:

Materiał nadesłany