„Cud” Larsa Albauma i Dietmara Jacobsa w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Anita Nowak.
Kiedy porównamy choćby „Pięć róż dla Jennifer” czy „Józefa i Marię” prezentowane w Horzycy też w ramach Sceny Propozycji Aktorskich, to są artystycznym cudem w porównaniu z tym, co Grzegorz Wiśniewski pokazał w sztuce Larsa Albauma i Dietmara Jacobsa.
Sięgnął po komedię bulwarową. I nie byłoby w tym nic złego, no bo publiczność bywa różna i jej gusty też. Tyle, że to co zobaczyliśmy okazało się bardzo niedoskonałą próbą zmierzenia się z tym gatunkiem.
Pierwszy akt wlecze się niemiłosiernie. Grzegorz Wiśniewski jako starszy pan, Hubert Nowak na scenie zamiast grać, krzyczy, próbując decybelami zrekompensować niezbyt już krystaliczną dykcję, a młoda dziewczyna, Nelli, którą mu przez nieporozumienie dokwaterowano do pokoju, ma tu za zadanie miotaniem się przydać tempa akcji. Ale nawet tak dobrej aktorce jak Joanna Rozkosz, bezustannym ruchem nie da się zabiegać i zaskakać dłużyzn i przysiadów tempa akcji.
Niedobrze, kiedy ktoś, kto zabiera się do reżyserowania, zamiast z widowni obserwować to, co dzieje się na scenie, sam gra jedną z głównych ról. Chyba że jest Hanuszkiewiczem…
Nie pomaga też niby to interakcja z publicznością, niczym w teatrach impro. Tu brzmi sztucznie i jest kompletnie nieuzasadniona.
Akt drugi, kiedy na scenę wkracza wspaniała aktorsko i w pięknym kostiumie zaprojektowanym przez Roberta Woźniaka Matylda Podfilipska jako Róża Nowak, żona Huberta, a potem też zniewalający talentem i urodą Igor Tajchman, Benny, chłopak Nelli, całość przyspiesza i nabiera głębszego sensu. Okazuje się, że aby mężczyzna przeniknął meandry kobiecej psychiki, musi choć na chwilę znaleźć się w jej skórze i odwrotnie, by kobieta zrozumiała mentalność mężczyzny, powinna wniknąć w jego ciało.
Ponieważ rzekomy cud andaluzyjski tej zamiany dokonał, starsza para zarzuciła decyzję o rozwodzie, a młodsza pokochała się miłością jeszcze głębszą i bardziej żarliwą. A dla widzów, wynikła z tych konwersji lekcja tolerancji, pokazuje, o czym wyraźnie mówi Benny, że nieważna jest fizyczna powłoka człowieka, ale to, co w nim drzemie. W pięknym ciele kobiety może być uwięziony mężczyzna i odwrotnie. Ale w prawdziwej miłości nie ma to znaczenia. Niemniej w inscenizacji w końcu wszystko wraca do normy.