Dyrektor "Gardzienic" nie porozmawia na razie z "Wyborczą". Włodzimierz Staniewski stwierdził, że zawarte w tekstach o jego teatrze "interpretacje i twierdzenia ocierają się lub wręcz stanowią oszczerstwo lub zniesławienie". Nie odniósł się jednak do żadnych konkretnych faktów.
Zabierając głos po ośmiu dniach od opublikowania artykułu o mobbingu i molestowaniu w jego teatrze, dyrektor Gardzienic Włodzimierz Staniewski stwierdził, że zawarte w tekstach o Ośrodku Praktyk Teatralnych „interpretacje i twierdzenia ocierają się lub wręcz stanowią oszczerstwo lub zniesławienie”.
Jakie to „interpretacje” i „twierdzenia”?
„Dyrektor zastosował wobec mnie rękoczyny, a potem zamknął mnie na kilka dni w swoim pokoju, żeby nikt się o tym nie dowiedział i nie zobaczył moich siniaków”, „aktorka dostała w twarz”. „Na przemian mówił mi, że jestem obleśna i gruba albo że by mnie przeleciał”, „po paru kieliszkach zaczął mnie obmacywać”. Albo relacjonowane wypowiedzi Staniewskiego: „A co myślisz o seksie ze mną?”.