"Hiob" Krzesimira Dębskiego w reż. Tomasza Cyza w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie, pokaz online. Pisze Ewelina Kucharska na stronie Fundacji ORFEO.
25 kwietnia Polska Opera Królewska przedstawiła długo wyczekiwaną operę Hiob. Dzieło zostało stworzone z myślą o uczczeniu 100. rocznicy urodzin Karola Wojtyły, którego dramat z lat młodzieńczych wykorzystano jako podstawę do napisania libretta (autorstwa kompozytora, Krzesimira Dębskiego). Niestety, w związku z tym, że w maju 2020 roku instytucje kultury zostały zamknięte, premierę przeniesiono na jesień, a następnie na wiosnę bieżącego roku. Po tak długim czasie oczekiwania premierowe wykonanie odbyło się jednak tylko w formie transmisji online. Polska Opera Królewska zleciła skomponowanie muzyki Krzesimirowi Dębskiemu, zaś reżyserią zajął się Tomasz Cyz.
W niedzielny wieczór włączyłam komputer, żeby obejrzeć premierowe wykonanie opery. Przyznam, że nie byłam pozytywnie nastawiona do oglądania dzieła, którego fabułę można streścić słowem „cierpienie”. Zmęczona po całym tygodniu wręcz czułam, że zmuszam się do włączenia transmisji. W głowie miałam dwa hasła: cierpienie i Krzesimir Dębski. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie darzę kompozytora sympatią. Z dzieciństwa pamiętam jednak doskonale motywy z serialu Złotopolscy jego autorstwa i słynną ścieżkę dźwiękową do Ogniem i mieczem. Moje pierwsze wyobrażenia na temat tego, co będę mogła usłyszeć tego wieczoru, były więc takie – chwytliwe melodie w wykonaniu instrumentów z grupy dętych drewnianych.
Muzyka, którą skomponował Krzesimir Dębski zupełnie mnie zaskoczyła. Można powiedzieć, że nie tyle przerosła moje oczekiwania, co nie miała z nimi nic wspólnego. Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu w rogu sceny zobaczyłam dwa instrumenty – lutnię i harfę. Niby nic wielkiego, a jednak samo wprowadzenie partii tych instrumentów dobrze wróżyło kompozycji. Dzieło rozpoczęła uwertura, w której największą rolę odegrał powtarzalny, prosty rytm. Dramatyczną, niepokojącą melodię zagrały dęte w towarzystwie kotłów. Rozpoczęcie było zatem charakterystyczne, a motyw szybko zapadł mi w pamięć. Orkiestra Polskiej Opery Królewskiej pod batutą Tadeusza Karolaka spisała się bardzo dobrze. Muzycy podkreślali dynamiczne i dramatyczne momenty akcji scenicznej, a także wspaniale uzupełniali spokojne monologi tytułowej postaci. Kompozycja Dębskiego, zgodnie z tym co zapowiadali organizatorzy, była pełna śmiałych zestawień orkiestrowych, a to za sprawą ciekawej instrumentacji. Oprócz wspomnianych już harfy i lutni usłyszeć mogliśmy barwy instrumentów dętych drewnianych i blaszanych, które faktycznie często były zestawione w sposób nieoczywisty. Język muzyczny tej klasycznej w formie kompozycji, jest dialogiem pomiędzy elementami archaicznymi, takimi jak stylizacje na muzykę barokową, a fragmentami nowoczesnymi.
Kurtyna podniosła się, a mała scena Starej Oranżerii Łazienek Królewskich zmieniła się w bogato zdobione pomieszczenie przypominające domową bibliotekę. Na scenie pojawił się od razu chór, którego zadaniem było wyjaśnianie i komentowanie wydarzeń, na wzór greckiej tragedii. W liście do przyjaciela Karol Wojtyła napisał, że jego dramat jest grecki formą, chrześcijański duchem, odwieczny treścią. Faktycznie – chór odegrał w Hiobie ogromną rolę, co Krzesimir Dębski wspaniale podkreślił swoją muzyką. Chór bowiem nie tylko komentował wydarzenia, ale także towarzyszył partiom solowym Hioba, a zastosowanie takiego zabiegu dało ciekawe w odbiorze wrażenie słuchowe. W kwestii niepospolitych brzmień na oddzielne brawa zasługują glissanda w wykonaniu chóru, które według mnie były wprost genialne.
Zespół wokalny Polskiej Opery Królewskiej, który przygotowała Lilianna Krych, oprócz znakomitego śpiewu bardzo dobrze prezentował się na scenie pod względem wizualnym. To za sprawą nie tylko kostiumów, ale przede wszystkim ruchu scenicznego. Choreografia Natalii Dinges była wręcz hipnotyzująca – doskonale podkreślała rytmiczny, motoryczny aspekt muzyki Dębskiego. Dzięki temu, że premiera odbyła się bez udziału publiczności, Dinges w II akcie wyprowadziła chór poza scenę. Jestem ciekawa jakie rozwiązanie zastosuje choreografka w spektaklach z udziałem publiczności, które Polska Opera Królewska zapowiedziała wystawić w przyszłości.
Scenografia Natalii Kitamikado zmienia się wraz z akcją sceniczną. Z bogato zdobionej biblioteczki stopniowo znikają kosztowności, przenosimy się do pomieszczenia ciemnego, brudnego, przypominającego więzienie. Gdy Hiob traci wszystko, co dostał od Boga, nie ma już śladu po pięknych, przyjemnych dla oka wnętrzach – pozostał tylko gruz. Na wzór scenografii zmieniają się także kostiumy. Hiob, który na początku pojawia się w eleganckim garniturze, pod koniec I aktu ubrany jest w białą koszulę i spodnie. Później widzimy go już tylko w czerni, a po gustownym kostiumie pozostały tylko wspomnienia.
Baryton Adam Kruszewski, który wcielił się w Hioba, doskonale zagrał swoją rolę. Nie tylko urzekał swoim głębokim głosem, który mogliśmy usłyszeć w wielu monologach, ale także znakomicie oddawał emocje. Zostałam oczarowana głosem kontratenora Jakuba Borowczyka, który wcielił się w postać Elihu. Wielkie brawa należą się także Anecie Łukaszewicz, którą tego wieczoru mogliśmy podziwiać w roli niewiasty Hiobowej.
Wyobrażam sobie, że opera była dużym wyzwaniem dla twórców. Dzieło o tak ponadczasowym przekazie wbrew pozorom nie jest łatwe do przedstawienia, w szczególności w czasach, kiedy z cierpieniem Hioba może się utożsamiać cały świat. Artystom jednak udało się znakomicie wykonać zadanie, a ja mam nadzieję, że Polska Opera Królewska przedstawi publiczności to dzieło na żywo, tuż po otwarciu instytucji kultury.
Kolejną transmisję online opery Hiob zaplanowano na wtorek, 18 maja.