Logo
Recenzje

Cięcia, podziały, transformacje, czyli polska groteska

3.09.2025, 10:10 Wersja do druku

„Jeśli przecięto cię na pół” wg powieści Łukasza Barysa w adapt. Anny Mazurek i reż. Kaliny Jagody Dębskiej w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Joanna Warońska-Gęsiarz w „Śląsku”.

fot. Piotr Dłubak/ mat. teatru

To nie będzie reportaż powyborczy ani diagnoza socjologiczna. To będzie recenzja spektaklu dyplomowego Kaliny Jagody Dębskiej, studentki, a teraz już zapewne absolwentki, Wydziału Reżyserii i Dramaturgii Akademii Sztuk Teatralnych im. S. Wyspiańskiego w Krakowie. Prapremiera Jeśli przecięto cię na pół według, wydanej trzy lata temu, powieści Łukasza Barysa, odbyła się pod koniec maja br. w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Za adaptację odpowiadała Anna Mazurek, absolwentka AST w Krakowie, i było to duże wyzwanie, ponieważ w książce Barysa istotną rolę odgrywa pierwszoosobowa narracja. Monolog należało więc przełożyć na języki teatru: interakcje aktorów, grę świateł oraz konstrukcję przestrzeni. Na szczęście udało się zachować humor powieści (czasami dość czarny), a także liryzm. Spektakl współtworzyli: Łukasz Horbów (scenografia i multimedia), Maja Michnacka (kostiumy), Antoni Skrzyniarz (muzyka) oraz Wojciech Dolatowski (choreograf). Na scenie zobaczyliśmy czworo aktorów częstochowskiego teatru, reprezentujących różne pokolenia, zgodnie z treści powieści. Byli to: Czesława Monczka, Aleksandra Skraba, Karol Czajkowski i Maciej Półtorak. Spektakl opowiada o kondycji współczesnej wsi, Polski B, a może nawet C lub D, oraz jej mieszkańcach, którym nie wystarcza już przekonanie o społecznym, czy nawet narodowym, znaczeniu posiadania ziemi i konieczności utrzymania jej w dobrej kondycji lub jak kiedyś mówiono - w dobrej kulturze.

Dla młodszych kultura oznacza już coś zupełnie innego. Poszukują jej w mediach, także społecznościowych. Liczy się widzialność potwierdzana liczbą znajomych, wyświetleń, a przede wszystkim reakcji w postaci lajkow. Przedstawienie rozpoczyna się dość długą pantomimą (nawiązującą do żniw) opartą na coraz bardziej zapominanym ruchu kosiarzy, kroczących w szeregu w sposób nieco zmechanizowany, a nawet hipnotyczny, jak manekiny. .. jak lalki, nakręcone i puszczone w ruch, powtarzające gesty, słowa i zachowania typowe dla małej wsi, Śromutki, leżącej w centralnej Polsce, w województwie łódzkim.

Czy tak wygląda prawdziwa Sromutka? A może jest to tylko wygodna dla autora nazwa? Taka zdrobniała „sromota", słowo dość archaiczne oznaczające „upokorzenie, zawstydzenie lub hańbę". Nie wiem... I czy w ogóle istnieją jeszcze takie miejsca? Także nie wiem. Należę do pierwszego pokolenia, które ostatecznie zerwało tak silny kiedyś związek z ziemią, ojcowizną i pozwala jej leżeć odłogiem. Wieś, w której miałam żyć, została wchłonięta przez miasto wiele lat temu. Stopniowo zmieniły się nawyki mieszkańców, a przede wszystkim ich miejsca pracy. Rzeczywistość przedstawioną na scenie, a wcześniej przez Barysa, znam z książek, ale doskonale potrafię wczuć się w pokazane zdarzenia i rozumiem znaczenie cięć, podziałów, potrzeb albo przymusów transformacji. Rozumiem też powstające hybrydy i poczucie dojmującego „pomiędzy".

Książka i spektakl pokazują przecież rozpad monolitycznej kiedyś „twardej tożsamości": bohatera i świata, gdy „chłopki są chłopskie, a babki są babskie. Zmarli są ziemiści i milczą pod kamieniem". Tu niejednolitość i niejednoznaczność tworzą dysonanse, a poczucie niesamowitości, a nawet tajemnicy, bo przecież o wielu rzeczach nie należy/ nie wypada mówić, wywołują niepewność oraz frustrację bohaterów. Mamy więc nastolatka ze skłonnością do przebieranek, który musi poradzić sobie ze śmiercią mamy, dosłownie przeciętej na pół przez ciężarówkę, Polskę poprzecinaną nie tylko autostradami na obszary A i B, świat współczesny i dawny, także zapisany w języku, kraj żywych oraz zmarłych.

Na scenie pokazano świat za pomocą kilku prostych sprzętów: krzeseł, stolika, dekoracji ze sznurka przypominających makramy albo jakieś prastare modele Losu, kufra stojącego nieco w głębi oraz ekranu wkomponowanego w powiększoną taśmę filmową (także w jakimś sensie przecinającą przestrzeń). Na potrzeby spektaklu tył sceny zaczął przypominać nieco spadziste poddasze lub strych.

Trzypokoleniowej rodzinie, którą tworzą: babka (Czesława Mączka), ojciec (Maciej Półtorak), Marcel (Karol Czajkowski) oraz jego kuzynka Milena (Aleksandra Skraba), towarzyszą zmarli: mama Marcela, która przecięta przez ciężarówkę nie uciekła ze Śromutki, jej kochanek Witold, dziadek - uznany za widmo wsi, Leokadia Be - wykorzystana przed laty przez młodego dziedzica oraz Bożątko. A całej sytuacji patronuje Elżbieta Jaworowicz. Czworo aktorów musi więc odgrywać po kilka ról, różnicując je wyrazistym, mocnym, czasami niemal satyrycznym gestem, tonem głosu lub kostiumem. Jedynie Karol Czajkowski dość konsekwentnie wciela się w głównego bohatera, Marcela, choć i on przez moment staje się kochankiem matki, a nawet matką. Na szczególne wyróżnienie zasłużyły Aleksandra Skraba (doskonale odgrywająca cztery kobiece postacie: Matkę, Milenę, Leokadię B., Elżbietę Jaworowicz) oraz Czesława Mączka, która w roli Bożątka była przecudowna. Te transformacje być może również wywiedziono z powieści Barysa. Dość przypomnieć słowa narratora o Milence, eksponujące jej słabość do plotek i zajmowania się sprawami innych, co ma wypełnić, a może dopełnić jej nieco puste życie: „I uświadamiam sobie, że Milena to nasza piękna Elżbieta Jaworowicz straszliwe bóstwo, które siedzi tu z nami w studiu-kuchni i opowiada reportaże, który wbiła sobie w pamięć podczas różnorakich włóczęg po wsi".

W podobnie logiczny ciąg można połączyć odgrywane przez Macieja Półtoraka postacie ojca Marcela oraz jego zmarłego dziadka. Byłaby to jakaś forma obumierania ojca, jego gwałtowne starzenie się po śmierci żony i przepowiadanie dawnych historii. Warto zaznaczyć, że postacie w spektaklu zostały postawione nieco inaczej niż w powieści. Wynikać to może z emploi aktorów oraz dobranych przez nich środków. Najwyraźniejszy przykład to Milenka. W wykonaniu Aleksandry Skraby jest ona nieco bezradnym i nierozgarniętym dzieckiem, co poświadcza jej jąkanie oraz echolalia, powtarzanie zasłyszanych słów i fraz. Tymczasem w powieści jest to dwudziestopięcioletnia kobieta (młody wygląd aktorki nie pozwala w to uwierzyć!), która nie potrafi/ lub nie może zrealizować uznanego przez wspólnotę scenariusza życiowego - nie pracuje i nie założyła rodziny. I choć na scenie praca zarobkowa Milenki wygląda trochę nierealnie, dobrane rozwiązania pomagają widzom rozgraniczać postacie odgrywane przez Aleksandrę Skrabę.

Spektakl, poza pierwszą, może nieco przydługą sceną i kilkoma, jak dla mnie, zbyt przejaskrawionymi, a może po prostu niejednoznacznymi momentami, należy uznać do popis czworga aktorów, dobrze poprowadzonych przez reżyserkę i cały jej zespół. Oczywiście, nie można też pominąć powieści Barysa, laureata Paszportu Polityki (2021), napisanej niezwykle ciekawie. I mimo że adaptacja zawsze jest montażem fragmentów, w częstochowskim teatrze powstało interesujące przedstawienie dość wiernie prezentujące powieść Jeśli przecięto cię na pół.

Tytuł oryginalny

Cięcia, podziały, transformacje, czyli polska groteska

Źródło:

Śląsk 2025/9

Sprawdź także