„Pozory mylą” Seymoura Blickera w reż. Mariusza Kiljana w Teatrze Kwadrat w Warszawie. Pisze Beata Kośmider w Teatrze dla Wszystkich.
Czy debiutancka powieść ma szansę stać się bestsellerem, jeśli autor jest neurotykiem unikającym mediów? O obawach na wyrost, przyjaźni, miłości i zmaganiach konsjerża hotelowego z kontrowersyjnymi gośćmi opowiada ostatnia premiera w warszawskim Kwadracie.
Nie oceniaj książki po okładce i nie książka zdobi człowieka
Sztuka „Never Judge a Book By Its Cover” miała swą polską prapremierę w 2016 roku w Częstochowie i została wówczas wystawiona pod tytułem „Pozory mylą”. Spektakl w reżyserii Mariusza Kiljana to powrót do pierwotnego tytułu, po okresie grania dramatu Blickera, na deskach Teatru Kwadrat i nie tylko, pod tytułem „Nie książka zdobi człowieka”. „Pozory mylą” zdaje się, na pierwszy rzut oka, lepiej oddawać tytuł oryginału, jednak z perspektywy fabuły, druga wersja tytułu nie jest wcale pozbawiona sensu.
Otóż historia przedstawia debiutującego pisarza Shermana Mayfaira – czterdziestoletniego, nieśmiałego neurotyka, nazywającego siebie wprost kurduplem. Choć w głębi duszy przekonany jest o wartości swej debiutanckiej powieści, brak wiary w siebie i paniczny lęk przed spotkaniem z dziennikarzami, krytykami i publicznością skłaniają go do obmyślenia fortelu, który pozwoli mu zachować anonimowość oraz uniknąć kamer, mikrofonów i błysku fleszy. Sytuacja tak się gmatwa, komplikując relacje osób z otoczenia pisarza, że trzeba uważać na każde słowo, a dźwięk telefonu lub pukania do drzwi może oznaczać kolejne kłopoty.
Współczesność, która nieco trąci myszką
Światowa prapremiera „Never Judge a Book By Its Cover” odbyła się w 1987 w Nowym Jorku. Nie dziwi więc fakt, że w fabule to telewizja i prasa stanowią media, które promują lub pogrążają. Tymczasem era monopolu telewizji i gazet, jako kanałów skutecznej promocji pisarzy i książek, dawno minęła. W dobie dostępu do różnorodnych narzędzi marketingowych, self-publishingu, a także wysypu publikacji stworzonych przy wsparciu sztucznej inteligencji lub wręcz wygenerowanych przez AI, książka może powstać, zostać wydana i wprowadzona na rynek szybko, niekoniecznie pretendując do dzieła górnych lotów. Toteż historia Shermana wydaje się sięgać poprzedniej epoki i gdyby Mayfair zmuszony był stanąć w obliczu Internetu, mediów społecznościowych, celebrytów, influencerów oraz wszechobecnych (pseudo)ekspertów, to może wolałby powieści w ogóle nie napisać. To, co ponadczasowe w fabule, wynika zapewne z doświadczeń samego autora sztuki. Seymour Blicker to kanadyjski dramaturg i scenarzysta, ale i powieściopisarz, zatem z pewnością nie są mu obce cierpienia młodego – a precyzyjniej ujmując, początkującego – pisarza.
W humorystycznej konwencji, w sieci intrygi i pośród zwrotów akcji, jak na dobrą farsę przystało, widzimy więc bohatera targanego brakiem wiary w siebie i strachem przed ośmieszeniem. Bliskiego frustracji z powodu świadomości, że nawet świetny produkt w efektownym opakowaniu niekoniecznie się sprzeda, jeśli nie zostanie skutecznie wypromowany, a powodzenie promocji zależy w dużej mierze od przebojowości twórcy. Wszak w świecie, gdzie trendy wyznaczane są przez gwiazdy, jaką siłę przebicia może mieć neurotyczny kurdupel?
Panowie w rozterce, zdecydowane panie i bon ton
„Pozory mylą” to także rozprawienie się z mitami słabej płci i macho. W dramacie to kobiety, Maggie Sweet (grana przez Martę Marię Wiśniewską) i Nancy (Aleksandra Radwan), wiedzą, czego chcą. Konsekwentnie dążą do celu, przejmują inicjatywę, wszystko załatwią i wyprowadzą z najgorszej kabały. Tymczasem mężczyźni – Sherman (Bartłomiej Firlet) i jego przyjaciel Matt Belvedere (Grzegorz Daukszewicz) – mogliby zaśpiewać jednym głosem: „chciałbym, a boję się”. Sherman, w nerwowym rozstroju i wiecznie na skraju paniki, nieodparcie przywołuje skojarzenie z jedną z postaci z „Kubusia Puchatka” – bestselleru Alana Alexandra Milne’a – i zdecydowanie nie mam na myśli tytułowej postaci. Zaś Matt, przystojny, na co dzień pewny siebie wolny ptak, ulega przyjacielowi oraz traci animusz w obliczu zauroczenia kobietą.
Bohaterem nieuwikłanym bezpośrednio w premierę książki, ani w relacje damsko-męskie, jest pełen taktu, dobrych manier, tolerancji i wyczucia sytuacji hotelowy concierge, którego postać pierwotnie, w oryginale i kolejnych realizacjach scenicznych, była żeńską rolą pokojówki. Tym razem na scenie Teatru Kwadrat rolę concierge kreuje Andrzej Andrzejewski. Gdy wkracza do akcji, scena należy do niego i to właśnie jemu przypada w udziale celnie stwierdzić: „les apparences sont trompeuses”, czyli pozory mylą. Nic dodać, nic ująć.