„Charków! Charków!” Serhija Żadana w reż. Svitlany Oleshko w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Charków był miejscem narodzin ukraińskiej awangardy, wielu artystów tworzących tam w latach 20. poprzedniego stulecia, w tym Łeś Kurbas – którego teatrowi Berezil ten spektakl jest poświęcony – zostało podczas wielkiej czystki zamordowanych, a ich twórczość na dziesięciolecia wygumkowana. Charków, Charków jest właściwie fantazją, co by było - pytają twórcy - gdyby Kurbas nie został w 1937 roku rozstrzelany, a – wyjechał do Ameryki i dostał Oscara?
Jesteśmy więc w Charkowie sprzed 100 lat i poznajemy to pełne energii miasto i jego bohemę; o tamtych czasach opowiadają również znakomite projekcje, Kurbas był prekursorem wykorzystania filmu w teatrze, a jest to opowieść o artystach i targających nimi emocjach, o próbie zmiany świata na lepsze i – o wyjątkowej odporności ludzi na takie zmiany. Zapewne widzowie znający dzieje Berezila oraz teoretyczne prace Kurbasa znajdą tu dla siebie więcej smaczków, ale zapewniam, że rzecz jest wyjątkowo niehermetyczna, wdzięczna, świetnie zagrana i zaśpiewana, oraz – krótka.
Spektakl ma formę musicalu, znakomitą muzykę stworzył doń Noam Zylberberg, mamy na scenie band grający muzykę na żywo, mamy i aktorów Teatru Polskiego, zaskakujących swoimi talentami wokalnymi. Obok Modesta Rucińskiego (Kurbas) grają Dorota Bzdyla, Jakub Kordas i Michał Kurek, którzy wcielając się w wiele ról, muszą co chwilę „zmieniać skórę”.
Także dlatego na tej niewielkiej scenie tak wiele się przez tę godzinę dzieje, i - także dlatego ten spektakl tak dobrze się ogląda.