EN

6.02.2023, 10:15 Wersja do druku

Chamskie ustawienia

„Chamstwo” wg  Kacpra Pobłockiego w reż. Agnieszki Jakimiak we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Kamil Bujny w portalu Teatrologia.info.

fot. Filip Wierzbicki / mat. teatru

Przychodzi chamstwo do teatru, a tam chamstwo. Albo Chamstwo. Jak kto woli. Agnieszka Jakimiak i Mateusz Atman – kolektyw twórczy, znany dolnośląskiej publiczności choćby z Kongresu futurologicznego – powrócili do Wrocławskiego Teatru Współczesnego, by zrealizować w nim spektakl inspirowany Chamstwem, szeroko komentowanym esejem antropologicznym Kacpra Pobłockiego. Wydana przed dwoma laty książka, wpisująca się w popularny nurt opowiadania o historii Polski z perspektywy ludowej, skupia się na rodzimym niewolnictwie, którego ofiarami przez setki lat byli wyzyskiwani w systemie pańszczyźnianym chłopi. W teatralnym widowisku ważniejsza od samej antropologicznej perspektywy okazuje się refleksja nad tym, w jaki sposób wielowiekowe uciemiężenie przeważającej części społeczeństwa wpłynęło i wpływa na naszą wizję świata oraz psychikę. To, co przejęliśmy od naszych przodków w postaci traum i lęków, ma zostać w spektaklu – jak zapowiadali twórcy – przepracowane. Ale o tym później, zacznijmy od pierwszego wrażenia.Gdzie Jakimiak i Atman umiejscawiają akcję Chamstwa? W lesie. A właściwie – w tym, co po nim zostało. Przestrzeń Sceny na Strychu została na potrzeby widowiska zaaranżowana w taki sposób, by widz, jak bardzo to tylko możliwe, stał się częścią prezentacji. Z tego też powodu zrezygnowano z tradycyjnego podziału na scenę i widownię oraz posadzono publiczność nie na krzesłach, a na pieńkach drzew. Siedzimy więc w kręgu, jak znajomy przy znajomym, wokół ogniska, grzejąc się nie ogniem, lecz blaskiem ułożonych w kopiec świetlówek LED. Dużo zamieszania i radości bierze się z tego dość oryginalnego zagospodarowania przestrzeni, a ogólną wesołość panującą wśród zajmujących miejsce widzów podtrzymują aktorzy, którzy chętnie nawiązują rozmowy, rozdając przy tym poduszki – tak, by „wielce szanownemu chamstwu” było wygodnie. To, co z początku może wydać się zaledwie scenograficzną ciekawostką, okazuje się zapowiedzią całego spektaklu: będziemy w nim wszyscy uczestniczyć poniekąd jako jego bohaterowie, czując się tak, jakbyśmy wcale nie oglądali teatralnego widowiska, lecz wsłuchiwali się w snute przy ognisku gawędy; przełamywanie czwartej ściany okaże się zaś wymownym politycznym gestem, dzięki któremu odniesiemy wrażenie, że prezentowane opowieści dotyczą nie tyle odległej historii, ile nas i naszych bieżących problemów.Porozstawiane po całej scenie pieńki definiują na czas pokazu naszą tożsamość. Twórcy, inspirując się esejem Pobłockiego, przenieśli z książki do przedstawienia namysł nad językiem i jego historią. Autor Chamstwa w toku narracji wielokrotnie tłumaczy znaczenie i pochodzenie różnych słów, wskazując na ich pańszczyźnianą lub niewolniczą proweniencję: tak, by udowodnić, że obowiązujący przez setki lat hierarchiczny podział społeczeństwa (na Polaków-szlachciców i chłopów-chamów) nie rozpłynął się zupełnie w mroku przeszłości, lecz utrzymał się m.in. w polszczyźnie. Pod wieloma względami przedstawienie przypomina Finnegans W/Fake w reżyserii Katarzyny Kalwat z Teatru Polskiego w Podziemiu – z tą różnicą, że widowisko stanowiące teatralną adaptację powieści Jamesa Joyce’a dowartościowywało język, a prezentacja Jakimiak i Atmana skłania się ku jego podważaniu. Tak też dochodzimy do sedna, a mianowicie do wspominanych pieńków – mają one za zadanie nie tylko osadzić widza w konkretnej sytuacji (wysłuchiwania prowadzonych przy ognisku klechd i historii), lecz także narzucić mu określoną tożsamość. Słyszymy zatem w jednej ze scen, że nazwa „Polska” pochodzi od słowa „polan” i oznacza „krainę pól”. Pola zaś – co podkreśla jedna z postaci – mogły pojawić się dopiero wtedy, gdy wycięto porastające je niegdyś lasy. Wobec tego Polska ma w nazwie wycinkę, która w Chamstwie będzie różnorako definiowana, m.in. w kontekście „wycinania” z historii doświadczeń chłopów i prawdy o pańszczyźnie.

fot. Filip Wierzbicki / mat. teatru

Wrocławskie przedstawienie podzielone jest na dwie, pozornie niezależne, acz korespondujące ze sobą, części: w jednej występują wyłącznie aktorzy, w drugiej – aktorki. Każda z części prowadzona jest w inny sposób i inaczej też podchodzi do książki Pobłockiego. Pierwsza w dużej mierze próbuje znaleźć dla opisanej przez autora problematyki miejsce na scenie, druga nadbudowuje zaś do niej własny komentarz. Męski zespół aktorski, składający się z Mariusza Bąkowskiego, Rafała Cielucha, Miłosza Pietruskiego oraz Tomasza Taranty, problematyzuje więc tytułowe chamstwo, podważając znaczenie tego słowa (co chwilę któryś z aktorów zwraca się do widzów, nazywając ich „chamstwem”, „szanownym” lub nawet „wielce czcigodnym chamstwem”) oraz wskazując na jego pochodzenie. Podążając za esejem, twórcy przytaczają biblijną opowieść o Chamie, synu Noego, który został przez ojca przeklęty słowami: „niewolnik[iem] niewolników będzie[sz]”. Ta historia, ukazana jako kulturowe podwaliny rasizmu, pobrzmiewająca w polszczyźnie w słowie „cham” oraz w różnych powiedzonkach i ludowych mądrościach („Nie śmiej się z ojca, bo zostaniesz Murzynką”), staje się przyczynkiem do refleksji nad uciemiężonym, zniewolonym i odczłowieczonym społeczeństwem chłopów, których w systemie pańszczyźnianym nie określano nawet mianem „Polaków”, lecz właśnie „chamów”. Jakimiak i Atman, inscenizując wybrane, opisywane przez Pobłockiego, historyczne relacje, zadają kłam sielskiej wizji Polski szlacheckiej. Skupiają się przy tym nie tyle na przeszłości, ile na tym, co zostało do dziś po pańszczyźnie – w języku i w zbiorowej wyobraźni.Z tego też powodu zarówno pierwsza, jak i druga część ma charakter „terapeutyczny” – wszyscy wykonawcy występują w spektaklu jako „Terapeutka/pacjentka” lub „Terapeuta/pacjent”. Ta dualna rola (osoby z jednej strony potrzebującej pomocy, a z drugiej – niosącej pomoc) świadczyć ma o pewnej kolektywności i zbiorowym współegzystowaniu w tych samych postpańszczyźnianych traumach. Odpowiedzią na nie ma być śmiech (świetna zbiorowa scena, podczas której aktorzy animują „najlepszego kołtuna na świecie”), opowieść oraz konfrontacja na wzór ustawień hellingerowskich (w drugiej części widowiska słyszymy wręcz o „chamskich ustawieniach”). Postaci więc nie tylko relacjonują zdarzenia z przeszłości, lecz także wskazują na ich współczesne kontynuacje – pańszczyźniany układ zachował się m.in. w relacjach władza – obywatele czy pracownik – dyrektor (dość w tym miejscu wspomnieć o opowieści jednego z wykonawców o doświadczeniu mobbingu i przemocy w teatrze). Wymowna pod tym względem okazuje się scena „lekcji anatomii patriarchatu”, w której – na przykładzie ciała aktora – omówiona zostaje pańszczyźniana hierarchia społeczeństwa: szlachcic to góra, pięknie pachnąca głowa, chłop zaś to palec u spracowanej, brudnej stopy; choć obie te części ciała są ze sobą powiązane, tak biologicznie, jak i metaforycznie, to odsyłają do zupełnie innych porządków (dających się wyrazić opozycjami góra – dół, władza – poddani).Anatomicznie można potraktować również podział przedstawienia: gdy jego pierwsza część stanowi teoretyczne wprowadzenie do ukazanych w eseju problemów i poszerzenie ich o nowe konteksty, druga rozpisana została bardziej w kategoriach praktyki; gdy pierwsza część dotyczy historycznych podwalin patriarchatu i jego wpływu m.in. na język, druga skupia się na istniejących do dziś opresjach i traumach. Można by również odczytać ten podział w kontekście rozróżnienia na kulturę i naturę (reprezentowanego w antropologii kolejno przez mężczyzn i kobiety), z tym że należałoby zaznaczyć, iż mężczyźni w Chamstwie nie chcą być spadkobiercami pańszczyźnianego systemu, a wręcz przeciwnie – chcieliby, w ramach teatralnej terapii, uwolnić się od niego (dostrzegają bowiem, jak wpływa on choćby na ich emocjonalne problemy i krzywdzące dla nich kulturowe wzorce).W drugiej części widowiska, jak już zostało powiedziane, występują wyłącznie aktorki (Anna Kieca, Dominika Probachta, Jolanta Solarz-Szwed, Magdalena Taranta) i proponują bardziej radykalną narracyjną perspektywę – wykonawczynie skupiają się mniej na przeszłości, a bardziej na własnych doświadczeniach i odczuciach. Tak jak w „męskiej” części Chamstwa, tak w „żeńskiej” punktem wyjścia staje się esej Pobłockiego: na warsztat wzięto tym razem opisywane przez autora relacje między szlachtą a niżej urodzonymi kobietami, w tym brutalne „polowania na chłopki w lesie”. O ile wcześniej sposobem na poradzenie sobie ze schedą po pańszczyźnie był dla twórców potencjał opowieści i ironii, o tyle w drugiej części obie te metody okazały się niewystarczające. Aktorki, przytaczając zapisy z intymnych dzienników Bronisława Malinowskiego (cytując za książką Pobłockiego: „Spotykam baby przy źródle, obserwuję, jak czerpią wodę. Jedna z nich bardzo bycza; działa mi na zmysły. Myślę, z jaką łatwością mógłbym mieć connection [stosunek] z nią. Żal, że ta niewspółmierność może istnieje: pociąg fizyczny i wstręt osobisty […]. Realizuję [uświadamiam sobie] przełom między mną a tym zwierzęciem ludzkim”). Posługują się tańcem, krzykiem i śpiewem, by wystąpić przeciwko patriarchalnemu porządkowi. Druga część Chamstwa jest więc bardziej chaotyczna, trudno ją właściwie rozbierać na mniejsze części – wszystko wydarza się tu naraz, krzyk przechodzi w śpiew, spazmy w taniec, a na pierwszy plan wysuwa się kolektywność całego żeńskiego zespołu. Można odnieść wrażenie, że wszystko bierze się tu z improwizacji i bieżącego reagowania na emocje. Sama formuła tej części sprzyja takiemu przekonaniu – oglądamy bowiem coś, co przypomina sabat czarownic; aktorki, tańcząc i śpiewając wokół ogniska, zdają się odprawiać czary. Mniej tutaj namysłu nad historią czy kulturą jako takimi, a więcej fizycznego doświadczania i eksperymentowania – wykonawczynie opresji nie szukają w języku, lecz w ciele; wielopokoleniowe cierpienie kobiet, tłumione i przekłamywane przez spisywaną przez mężczyzn historię, uzewnętrznia się w Chamstwie w krzyku i płaczu.Brakuje mi w spektaklu Jakimiak i Atmana tego, co udało się osiągnąć Pawłowi Kamzie w Wyskubkach, również zrealizowanych na Scenie na Strychu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym – szerszego zaangażowania widza w tok prezentowanych zdarzeń. Nie wiem, jak mogłoby to w tym przypadku wyglądać, jednak odnoszę wrażenie, że – poza usadzeniem publiczności na pieńkach i kilku interakcjach – twórcy zapominają o odbiorcach. Przedstawienie, rzemieślniczo pod każdym względem dobrze przygotowane (świetnie umuzycznione przez Kubę Ziołka), w dużej mierze skupia się na teoretycznych, historyczno-kulturowych, problemach, co – mimo żywej, energicznej drugiej części – niekiedy bywa nużące. Samo zagadnienie pańszczyzny i patriarchatu jest naprawdę szerokie (co potwierdza również liczba źródeł, z których korzysta w swoim eseju Pobłocki), a poszerzanie tego tematu w widowisku o inne teksty kultury (jeśli mnie pamięć nie myli, przytaczany jest też wiersz Anny Świrszczyńskiej) i doświadczenia aktorów sprawia, że Chamstwo miejscami przypomina performatywny, dość powierzchowny wykład o historii i jej wpływie na teraźniejszość. Widz w trakcie tego wykładu został zobligowany zaledwie do tego, by siedzieć i słuchać. Choć z początku, po wejściu na salę, można odnieść wrażenie, że na czas spektaklu – tak jak w przywoływanych Wyskubkach – zawiąże się jakaś wspólnota, to ostatecznie tak się nie dzieje. Szkoda, bo zarówno aranżacja przestrzeni, jak i temat, jakim jest historia Polski, zdecydowanie sprzyjałyby integracji.

Nie zmienia to jednak faktu, że twórcom i zespołowi udało się w interesujący sposób przenieść na scenę raczej szczegółową, erudycyjną i faktograficzną książkę Pobłockiego, znajdując dla niej cokolwiek zaskakujący wymiar. Ciekawie ogląda się to przedstawienie, mając na uwadze przywoływane już Finnegans W/Fake – w obu razach mamy do czynienia ze spektaklami traktującymi o przeszłości, z tym że Chamstwo unaocznia jej bardziej brutalny wymiar; w obu widowiskach pokazane zostało, jak zdobywa się władzę, z tą różnicą, że zespół Teatru Polskiego w Podziemiu skupia się na języku, a Wrocławskiego Teatru Współczesnego – na realnej przemocy. Wspominana wcześniej terapia ma charakter bardziej dramaturgiczny niż psychologiczny (zespala bowiem wszystkie pomniejsze opowieści w jedną spójną całość), choć bez wątpienia warto przypominać, że ironia, taniec czy krzyk też czasem mogą pomóc. Co prawda nie są w stanie zmienić przeszłości, ale pozwalają, przynajmniej w minimalnym stopniu, uporać się z niektórymi traumami.

Chamstwo, na podstawie eseju Kacpra Pobłockiego; reżyseria: Agnieszka Jakimiak; scenariusz, scenografia, światło, wideo: Mateusz Atman; kostiumy: Nina Sakowska; muzyka: Kuba Ziołek; choreografia: Oskar Malinowski. Wrocławski Teatr Współczesny im. Marii i Edmunda Wiercińskich (Scena na Strychu), premiera 28 stycznia 2023.

Tytuł oryginalny

Chamskie ustawienia

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny

Data publikacji oryginału:

02.02.2023