„Tuwim dla Dorosłych” w reż. Jerzego Satanowskiego w Teatrze Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Na zakończenie tegorocznego, jubileuszowego Lata Teatralnego, które tradycyjnie cieszy przybywających do Teatru Atelier wielbicieli i widzów Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, organizatorzy wraz z aktorami zaproponowali prawdziwą ucztę muzyczną – spektakl „Tuwim dla dorosłych”. Kameralne widowisko w reżyserii Jerzego Satanowskiego, grane od wielu lat w Warszawie, z upływem lat wcale nie traci smaku i koloru – może nawet jak wino, im starsze tym jest wytrawniejsze? Sopocką scenę, gdzie w 1994 roku odbyło się pierwsze Lato Teatralne i na którym – ku zaskoczeniu wszystkich – pojawiła się sama Agnieszka Osiecka, duch poetki przesyca i odnawia każdą inscenizację. Jednak Atelier nie skupia się jedynie na twórczości uwielbianej przez wszystkich mistrzyni słowa, czego dowodem spektakl oparty na tekstach Tuwima. Oczywiście jego utwory same się bronią, niezmiennie bawią i skłaniają do refleksji, pozwalając cieszyć się kabaretowym słowem w najlepszym wydaniu. Znane mniej lub bardziej wiersze w nowych aranżacjach i zaskakującej formie, fragmenty prozy, satyryczne mini scenki rodem z przedwojennych redakcji są i pozostaną przebojem niejednego lata (innych pór roku też). Uwodząc i czarując wdziękiem swobodnych, humorystycznych opowieści o życiowych szarościach i przypadkach, niespełnionych marzeniach, pechowych zdarzeniach, szczęśliwych spotkaniach oraz pragnieniach. Ale nie zawsze jest wesoło, ponieważ teksty Tuwima dotykają też spraw poważnych, bolesnych (łącznie z wojenną zawieruchą). Warto zanurzyć się w to bogactwo kolejny raz… .
Na samym początku – zaskoczenie. Zamiast szóstki artystów, na scenie pojawia się tylko pięcioro. Tym razem nie zobaczymy Jacka Bończyka – względy zdrowotne nie pozwoliły mu wystąpić w tej inscenizacji (jednak dzięki projekcjom możemy zobaczyć jak było, gdy aktor występował z całym zespołem). Pozostali, wytrawne lwy sceniczne, dają radę w okrojonym składzie i prezentują wszystko po kolei, tak jak w pierwotnej wersji. Joanna Lewandowska, Anna Sroka – Hryń, Magdalena Piotrowska, Arkadiusz Brykalski i Wojciech Wysocki mkną jak burza, pokazując niemilknący czar i aktualność zarówno utworów poetyckich, jak i tych pisanych prozą. Kolaż złożony z wierszy i tekstów satyrycznych w formie piosenek, krótkich scenek, refleksji, udatnie wydobywa pełnię i wszechstronność geniuszu Tuwima. Całość ma swoją logiczną chronologię i mimo lekkiego miszmaszu jest poukładana, przemyślana – o to zadbał reżyser, Jerzy Satanowski. A co najważniejsze, tchnie ulotną, ciepłą nostalgią – piękną i tajemniczą, przetykaną niezapomnianym humorem pana Juliana. Wszystko to zasługa nie tylko samej poezji (wiadomo – niezwykłej), ale i aktorów. Zmysł obserwacji pozwalał Tuwimowi zajrzeć w głąb natury ludzkiej, wytknąć wady i przywary, ironicznie szydzić z głupoty, kołtuństwa, nawet okrucieństwa, które widoczne było i nadal jest w licznych sytuacjach i mechanizmach społecznych. Poeta spogląda na rodaków z dystansem, czasem wyrozumiałością (tylko taką nieoczywistą, przesyconą humorem i politowaniem).
Aktorzy doskonale „czują” satyryczny, pełen aluzji tekst i z dbałością o szczegóły tworzą swoje kreacje – groteskowe, kabaretowe, potem liryczno–romantyczne, zawsze barwne i wyraziste. Wcielają się w różne postaci, gładko zmieniając osobowość. Utrzymują szalone tempo, a chwilami pozwalają sobie na zatrzymanie, by skupić uwagę widza na słowach wierszy i wierszyków, monologów, dialogów i piosenek. Bez wahania sypią dowcipem – lekko i z ironią, z wyczuciem, nie przekraczając granic dobrego smaku, w czym szczególnie wyróżnia się – moim zdaniem – Arkadiusz Brykalski. Z klasą i gładko wchodzi w humorystyczną grę słowną z Anną Sroką-Hryń, która w zgrabny sposób partneruje mu w dialogach. I jak on śpiewa! Słyszę Brykalskiego nie pierwszy raz i nie pierwszy raz z największą przyjemnością słucham. Kolejna moja faworytka, Anna Sroka-Hryń, jak zwykle czaruje i uwodzi publiczność swym głosem, w piosenkach przechodząc od przeszywających powietrze wokaliz do delikatnego, łagodnego brzmienia. Przepysznie brzmi „Ptasie Radio” w jej interpretacji, równie cudnie „Grande Valse Brillante” (tym razem solo, bez Jacka Bończyka). Równie pociągająco i kołysząco wybrzmiewa „Przy okrągłym stole” – niezapomniany utwór, wykonany tu przez duet: Joannę Lewandowską-Zbudniewek i Arkadiusza Brykalskiego. Drążące duszę, nostalgiczne słowa „Starej piosenki” przykuwają uwagę i trudno nie nucić potem za Magdaleną Piotrowską: „Dźwięki starej piosenki, Pójdą za tobą w świat, Skrzypki weźmiesz do ręki, Zagrasz pieśń z dawnych lat”. Jej wykonania zaskakują przyjemnym, charakterystycznym brzmieniem i łatwo „wpadają w ucho”. Doceniam aktorską swobodę i naturalność Wojciecha Wysockiego. Słucham Joanny Lewandowskiej i jej głosu, w którym nie brakuje melancholii i emocji, podobnie jak subtelnego acz zdecydowanego erotyzmu. Oczywiście cała publiczność uśmiecha się przy „Całujcie mnie wszyscy w dupę” – bez tego songu nie wyobrażam sobie „dorosłego” Tuwima. Podobnie jak bez „Czerwonego Kapturka” (dozwolonego od lat osiemnastu). Oba utwory wykonuje chórek – z wielką precyzją intonacji, wypracowaną dynamiką i nienaganną dykcją w mowie i śpiewie. Aktorski wokal brzmi raz elegancko, stylowo i klasycznie, momentami żartobliwie, innym razem nowocześnie, wręcz seksownie, z nutą pikanterii. Co ważne – takie aranżacje nie tracą ulotnego klimatu, który zawsze unosi się nad twórczością Tuwima – bogatą i wszechstronną, radosną i smutną. Podkreśla to grana na żywo muzyka. Muzycy pod kierownictwem Jacka Kity wtórują aktorom z energią i sercem, z wyczuciem stylu, rytmu, tworząc doskonałe tło dla wszelkich niuansów, humorystycznych fraz i poważniejszych strof. W klimat przedstawienia wprowadza publiczność skromna, ale wystarczająca scenografia i starannie zaprojektowane, bardzo stylowe kostiumy.
Dzisiejsi i przyszli widzowie z pewnością doceniają optymizm i urok piosenek, szczyptę refleksji, ostry humor oraz gorzki smutek w znakomicie przygotowanej i zagranej uczcie muzyczno–słownej. Jestem pewna, że i Julian Tuwim byłby zadowolony z prezentowanych na scenie interpretacji własnych utworów, uwodzicielskich, wyrafinowanych językowo i ponadczasowych.