Moroz: W całej tej beznadziejnej sytuacji, którą obserwujemy od ponad tygodnia i której jesteśmy uczestnikami, nowy spektakl Radosława Rychcika to szansa na rozluźnienie się. Rychcik, jak to Rychcik, zbyt wielkich wymagań nie stawia. I może to jest istota zagadnienia?
Skrzydelski: To chodźmy do Teatru Kwadrat. Bez przesady. Mimo wszystko – zgodnie zresztą z wcześniejszymi zapowiedziami – pojechaliśmy do łódzkiego Nowego, więc chcieliśmy czegoś innego. Bo „Don Juana” ostatnio nieco doświadczyliśmy.
Moroz: Nie da się ukryć. Niedawne dokonania w tej sprawie, najpierw Mikołaja Grabowskiego, a potem Piotra Kurzawy, nie powiedziały nam o Molierze niczego specjalnego. Gęsto to wyjaśnialiśmy.
Skrzydelski: Z kolei Radosław Rychcik raczej nie pomógł. Choć muszę przyznać, że pobił wszystkich, jeśli chodzi o tempo akcji. Ogląda się tego „Don Juana” jak odcinek gangsterskiego serialu. Jednak nie Netflixowy, gdyż tam wymagania są większe.