EN

4.04.2022, 11:27 Wersja do druku

Byliśmy: Turandot

fot. Edyta Dufaj

 „Turandot" Giacomo Pucciniego w  reż. Karoliny Sofulak w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze `Paweł Babicz w Przeglądzie.

By się przekonać, że opera nie należy do sztuk skostniałych, wystarczy zobaczyć krakowską inscenizację „Turandot". Chodzi nie tylko o przestanie dzieła Pucciniego - miłość zwycięża, ale i o sposób, w jaki przedstawiły je realizatorki, które wróciły do perskich korzeni opery.

Odtwórczyni roli tytułowej, Wioletta Chodorowicz, umiejętnie pokazała przeistoczenie się wyniosłej władczyni w kobietę pełną miłości. Dominik Sutowicz w roli Kalafa zaprezentował niemałe możliwości wokalne, a swoją partię przesycił żarliwością. Katarzyna Oleś-Blacha (Liu) prędzej poświęci życie dla ukochanego, niż wyjawi jego imię. Widzowie zapamiętają też scenę dialogu cesarskich dostojników: Pinga, Ponga i Panga w wykonaniu Jacka Jaskuty, Łukasza Gaja i Adriana Domareckiego.

Nie można pominąć orkiestry, która pod batutą Tomasza Tokarczyka umiejętnie wydobyta wschodnie motywy i akcenty muzyczne, ani chórów, które byty nie tylko dopetnieniem arii solistów.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Przegląd nr 15

Autor:

Paweł Dybicz