„Dom lalki” Henrika Ibsena w reż. Zofii Gustowskiej w Teatrze Powszechnym w Radomiu . Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze Dla Wszystkich.
Wchodząca na widownię publiczność może zauważyć młodą kobietę rozpartą na kanapie. To Nora, bohaterka sztuki Henryka Ibsena. Przebywa na scenie niemal przez cały spektakl, również podczas pierwszej przerwy. W drugiej „pilnowanie” widzów przejmuje Kristine – przyjaciółka z dawnych lat. To jeden z kilku nie do końca czytelnych zabiegów reżyserskich w „Domu lalki”, najnowszej premierze Teatru Powszechnego w Radomiu.
Reżyserka Zofia Gustowska przy realizacji swojej wizji dramatu Ibsena postawiła niemal wyłącznie na żeńską ekipę twórczą – wyjątek stanowi Maciej Hanusek, odpowiedzialny za reżyserię światła. Można dopatrywać się w tym pewnej konsekwencji, bowiem „Dom lalki”, znany także pod tytułem „Nora”, bywa interpretowany jako dramat feministyczny. Ibsen koncentruje się na losach kobiety uwięzionej w konwencjach społecznych i małżeńskich. Tytułowa bohaterka jest żoną Torvalda Helmera, adwokata właśnie awansowanego na stanowisko dyrektora banku. Nora jawi się jako osoba pozbawiona sprawczości, całkowicie podporządkowana mężowi, który traktuje ją protekcjonalnie – nazywa pieszczotliwie, choć dehumanizująco, nie szczędząc również animalnych porównań.
Na pozornie harmonijnym pożyciu małżonków kładzie się cień przemilczanego czynu Nory – decyzji podjętej z miłości do męża, ale sprzecznej z prawem. Tajemnicę tę zdradza Torvaldowi jego współpracownik Krogstad, burząc tym samym iluzoryczny spokój ich związku.
Radomska inscenizacja XIX-wiecznego dramatu wyraźnie odcina się od tradycyjnej, historycznej stylizacji. Zarówno ascetyczna scenografia, jak i kostiumy autorstwa Katarzyny Pawelec – utrzymane w modnej obecnie palecie brązów i brudnych zieleni – sprawiają, że czas i miejsce akcji stają się trudne do uchwycenia. Przedstawienie mogłoby rozgrywać się właściwie „zawsze i wszędzie”.
Można przypuszczać, że scenografia miała pełnić funkcję metaforyczną – jednak znaczenie niektórych elementów scenicznej przestrzeni pozostaje nieczytelne. Nie do końca wiadomo, co mają symbolizować pęknięcia i wyrwy w ścianach mieszkania Helmerów (czy to potencjalne drogi ucieczki Nory spod małżeńskiego jarzma?), podobnie jak obniżający się w jednej ze scen sufit – być może obraz przygniatającej bohaterkę atmosfery kłamstwa, której towarzyszy pulsująca, niepokojąca muzyka autorstwa Agaty Zemla.
W kontekście wyraźnego dążenia reżyserki do alegorycznego przekazu, pewną niekonsekwencją wydaje się z kolei zbyt dosłowne ukazanie relacji łączących doktora Ranka (Jakub Niedzielski) z Norą czy Kristine (Zuzanna Repelowicz) z Krogstadem. Takie sceny mogą nieco rozbijać zamierzoną przez Gustowską umowność i symbolikę całej inscenizacji.
Z całą pewnością w spektaklu broni się aktorstwo młodego radomskiego zespołu, choć pewne zdziwienie może budzić sposób wygłaszania tekstu, momentami sprawiający wrażenie szkolno-recytatorskiego. O ile ma to uzasadnienie w przypadku postaci Torvalda – przekonująco zagranego przez Tomasza Wóltańskiego jako oschłego, zasadniczego egoistę – o tyle w przypadku pozostałych bohaterów bywa to rażące i irytujące.
Najpełniejszą kreację stworzył Mateusz Paluch, który niezwykle wiarygodnie oddał intencje i motywacje swojego bohatera – szantażysty, próbującego odzyskać poczucie godności.
O siebie decyduje się zawalczyć również Nora. W interpretacji Laury Pajor jest ona współczesną, młodą kobietą – z jednej strony wciąż podporządkowaną mężowi (a wcześniej ojcu), z drugiej – zdolną do buntu, do podniesienia głosu (również do „rzucenia mięsem”) i wreszcie do podjęcia radykalnej decyzji, która przynosi jej wolność, niezależność i prawo do własnych poglądów – także w kwestiach estetycznych.
W obsadzie znalazła się również Joanna Jędrejek-Jackowska, która łączy w swojej roli postacie niani Anne-Marie i służącej Heleny. Aktorka z wyczuciem buduje wokół tej postaci aurę tajemnicy i niedopowiedzenia.
Bez szkody dla przedstawienia można by zrezygnować z jednej lub dwóch scen, które – poza demonstracją możliwości technicznych obrotówki – niewiele wnoszą do fabuły i niepotrzebnie wydłużają spektakl.
Ocena 5/10