„Klątwa rodziny Kennedych" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Katarzyna Wnuk w Teatrze dla Wszystkich.
Nie trzeba czynnie angażować się w politykę, aby wiedzieć, jak istotną rolę w wyścigu po władzę odgrywa dobry wizerunek – zarówno własny, jak i najbliższej rodziny. Niezbyt inteligentny, a na dodatek niepanujący nad własnymi emocjami członek rodu jest zatem postrzegany jako przeszkoda na drodze do realizacji marzeń. Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin\ postanowili zgłębić ten temat, sięgając po historię słynnej rodziny Kennedych, w której za najsłabsze ogniowo uznana została Rosemary.
Rosemary Kennedy przyszła na świat 13 września 1918 jako trzecie dziecko Josepha i Rose. Skutkiem siłą opóźnionego porodu była niepełnosprawność umysłowa, która z upływem czasu stawała się coraz większym problemem dla dobrze sytuowanej i spragnionej politycznych sukcesów rodziny. W wieku 23 lat Rosemary na polecenie ojca została poddana elektrowstrząsom i lobotomii. Zabieg zapewnił Kennedym upragniony spokój, ale w inny sposób niż to planowano – dziewczyna straciła władzę w ręce i nodze, ucierpiała zdolność jej mowy, a poziom intelektualny cofnął się do poziomu dwuletniego dziecka. Resztę życia spędziła w zamkniętym ośrodku, prawie nieodwiedzana przez rodzinę. Dla jednych Rosemary to pierwsza ofiara klątwy, która miała stanowić przyczynę licznych tragedii w rodzinie Kennedych, natomiast dla innych jej źródło. Według znanej teorii przedwczesna śmierć prezydenta Johna Kennedy’ego, jego braci Johna i Roberta, siostry Kathleen, a także kilku przedstawicieli młodszych pokoleń miała być karą za los, jaki spotkał Rosemary.
To właśnie ta przedstawicielka rodu Kennedych jest główną bohaterką spektaklu Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina. Przez lata krytykowana za swoją odmienność, później poddana makabrycznemu zabiegowi, a ostatecznie porzucona przez bliskich występuje w roli oskarżyciela własnej rodziny. Głos otrzymuje tu zatem właśnie ta osoba, która niegdyś została go pozbawiona. Dziewczyna chce zrozumieć przyczyny swojego stanu zdrowia, lecz również zadać bliskim (tak chętnie podkreślającym przywiązanie do wiary katolickiej) pytanie o to, dlaczego wymazali ją ze swojego życia.
Twórcy nie próbują potwierdzać ani obalać istnienia domniemanej klątwy, chociaż pokazują, że sama teoria o niej zdaje się mocno oddziaływać na kolejnych przedstawicieli rodu. „Klątwa rodziny Kennedych” porusza natomiast tematy dotyczące osób niepełnosprawnych, które pozostają aktualne do dziś – ich seksualność, poczucie samotności, prawo do decydowania o własnym losie oraz przemoc ze strony innych ludzi, na jaką nierzadko są narażeni. Jednocześnie zmusza do refleksji co do sytuacji osób o niższym ilorazie inteligencji, które nieustannie porównywane są z tymi bardziej zdolnymi i już od najmłodszych lat żyją z poczuciem bycia kimś gorszym, pozbawionym szans na szczęśliwe życie.
Mimo iż rodzina Kennedych znana jest głównie z osiągnięć swoich męskich przedstawicieli, to w spektaklu nie brakuje wyrazistych i świetnie zagranych postaci kobiecych. Poza wcielającą się w rolę Rosemary Karoliną Staniec świetnie wypadają Joanna Kasperek, Dagna Dywicka i Ewelina Gronowska.
Na uwagę zasługuje także wymowna scenografia autorstwa Łukasza Surowca. Jej głównym punktem jest mównica – miejsce Johna Kennedy’ego – oraz stojące obok niej krzesła, zajmowane przez innych członków rodziny. Rosemary ciągle krąży w pobliżu, ale nie ma tu wolnego krzesła, które można byłoby uznać za przeznaczone dla niej i nikt nie zaprząta sobie głowy tym, aby je zorganizować. Kiedy dziewczyna ma ochotę usiąść, pozostaje jej siedzieć na podłodze.