Ze zdumieniem przeczytałem felieton Pana Macieja Nowaka "Transmisji spektaklu w kinie mówię "nie". Mało wykwintny język tego "dzieła" i niezbyt kulturalny sposób wypowiedzi przedstawiciela kultury składam na karb tego co sam Autor napisał w ostatnim zdaniu swojego tekstu: "... do fatalnych spraw i życzeń opisywanych na początku, dokładam jeszcze bolesnego kaca po mieszaniu rozmaitych typów alkoholu...". Tylko bowiem "bolesny kac" może być wytłumaczeniem formy, momentami celnych, przemyśleń PT Autora na łamach Gazety - pisze Tadeusz Deszkiewicz na swoim blogu.
Zgadzam się z Maciejem Nowakiem w części gdy sprzeciwia się zamianie kin na "blaszaki wypełnione smrodem popcornu", a także temu, że "książki sprzedaje się w supermarketach, wysypywane do pojemników niczym buraki i cebule". To istotnie skandal nad którym bardzo ubolewam. Nie zgadzam się jednak z totalną krytyką pokazywania szerokiej publiczności wielkich wydarzeń artystycznych w salach kinowych. Gwoli ścisłości dodam tylko, że transmisje operowe nie odbywają się wyłącznie na ekranach kin, ale także w salach filharmonii, które dysponują znacznie mniej doskonałą aparaturą projekcyjną i dźwiękową. Otóż Panie Macieju, nikt Panu nie każe bywać na takich transmisjach. Pana stać na to by pojechać do Nowego Jorku na premierę opery z Piotrem Beczałą, Aleksandrą Kurzak i Mariuszem Kwietniem. Stać Pana na wyjazd do Londynu na spektakl Young Vica z Gillian Anderson i Benem Fosterem. Ale nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić, a - na szczęście