W dzień po 98. urodzinach zmarł Bernard Ładysz. Osiągnął sławę i satysfakcję artystyczną, a jednak mógł zdobyć znacznie więcej - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Taki głos objawia się raz na kilkadziesiąt lat, do tego Bernard Ładysz miał nieprawdopodobny talent aktorski. A jednocześnie w jego życie brutalnie zaingerowała historia i polityka.
- Jestem z rocznika 1922, chyba najgorszego z możliwych - powiedział mi przed laty. - Niemal wszystko, co zaczynaliśmy w życiu, bywało brutalnie przerywane.
Urodził się na Wileńszczyźnie. Gdy wybuchła wojna, miał 17 lat. Działał w wileńskiej partyzantce AK, schwytany przez Rosjan trafił do obozu dla Polaków, którzy odmówili złożenia radzieckiej przysięgi wojskowej. Pracowali przy wyrębie lasu.
Do Polski wrócił w 1946 r. Cztery lata później zdobył angaż w operze warszawskiej, gdzie zaraz zadebiutował w zastępstwie jako książę Gremin w „Eugeniuszu Onieginie". Rola to nieduża, ale zjedna z najpiękniejszych arii dla basa.