„Belfer” Jean-Pierre’a Dopagne’a w reż. Jacka Bończyka w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.
Jakiś czas temu internet obiegło zdjęcie, którego nie sposób zapomnieć: uczniowie zakładający na głowę nauczyciela kosz na śmieci, brudną gąbką wycierający mu twarz niczym tablicę, poszturchiwanie, wyzywanie, wyśmiewanie, dręczenie. I, co równie ważne, uczniowie nagrywali całe zajście i rozsyłali po internecie. Pastwiąc się nad człowiekiem, uważali się za „bohaterów”.
I drugi przykład, zdarzenie, które miało miejsce w sklepie spożywczym miesiąc temu i którego byłam świadkiem. Stałam w kolejce, gdy do kasy – pomijając kolejkę i przepychając się – podeszli dwaj nastolatkowie, trzymając w ręku piwo. Na uwagę klientów, by stanęli w kolejce, odpowiedzieli, że się spieszą. W tym momencie zareagowała stojąca w kolejce kobieta, która okazała się ich nauczycielką, mówiąc: „Dlaczego nie przychodzicie do szkoły, macie nieusprawiedliwioną długą nieobecność?”. Na to ci dwaj: „A co ci do tego”, i tu posypały się wulgaryzmy, przekleństwa. Poniżana i bezradna nauczycielka rozpłakała się. Gdy jakiś mężczyzna ruszył w stronę chłopców, ci uciekli.
Te dwa zdarzenia przypomniały mi się, gdy ostatnio oglądałam przedstawienie „Belfer!” w warszawskim Teatrze Ateneum w reżyserii Jacka Bończyka. To monodram w wykonaniu Przemysława Bluszcza. Belgijski autor tekstu, Jean-Pierre Dopagne, nim został dramaturgiem, pracował jako nauczyciel języka francuskiego w liceum i doświadczenia wyniesione z pracy pedagogicznej częściowo wykorzystał w sztuce.
„Belfer!” to historia nauczyciela, który, za karę, został aktorem. Oto pedagog z prawdziwego powołania. Nauczyciel kochający literaturę i pragnący tę miłość wpoić uczniom. Jednak trudność, na jaką trafia, okazuje się nie do pokonania w tzw. normalny, pedagogiczny sposób. Tytułowy belfer pracuje w szkole dla tzw. trudnej młodzieży. Prowadzi zajęcia z klasą maturalną, która za nic ma wiedzę nauczyciela i jego usilne starania, by ukierunkować młodych ludzi na wartości wyższe, formujące ich osobowość, mentalność, a także pomagające w prawidłowym wyborze drogi życiowej na przyszłość. Tymczasem uczniowie są nie tylko oporni w przyswajaniu wiedzy, ale zabiegi swego profesora traktują z pogardą, są wręcz bezczelni w swoim zachowaniu wobec niego. Obrażają go, wyśmiewają, można nawet powiedzieć, że zastraszają i nękają. Wymyślają różne sposoby zachowań, coraz bezczelniejsze, a wszystko po to, by dla własnej zabawy doprowadzić do tzw. gry nerwów i sprowokować nauczyciela do gwałtownej reakcji wyprowadzającej go z równowagi, tak, by stracił panowanie nad sobą i zrobił coś zabronionego. I właściwie to im się udaje.
Rozmiłowany w literaturze nauczyciel, dla którego praca była dotąd rodzajem misji, najpiękniejszym zawodem świata, każdego dnia stając przed swoją „zdziczałą” klasą, mierzy się z nie lada wyzwaniem i walką o przetrwanie, by nie zatracić ideałów, które mu dotąd przyświecały. Ale, jak wiadomo, wszystko ma swoje granice, także wytrzymałość nauczyciela idealisty, co spowodowało, że dość nieoczekiwanie, za karę, został aktorem. Ku przestrodze jego opowieść o dramatycznej historii z własną klasą maturalną ukazuje złożoną rzeczywistość w sytuacji, gdy runęły wszelkie autorytety.
Tekst sztuki łączący na przemian elementy komedii z tragedią znalazł swoje interesujące spełnienie na scenie dzięki reżyserii Jacka Bończyka i kreacji Przemysława Bluszcza, który wciela się nie tylko w tytułowego belfra, ale też w pozostałe postaci, o których mowa w monodramie, w tym w role uczniów, co podnosi dramaturgię i dynamizuje spektakl.
Sztuka Jean-Pierre’a Dopagne’a, napisana wiele lat temu, nie straciła nic ze swej aktualności. Bo „Belfer!” w zewnętrznej warstwie opowiada o trudnej relacji nauczyciel – uczniowie. Ale w szerszej perspektywie jest metaforą ukazującą wadliwy system edukacyjny oraz upadek prawdziwych autorytetów, co łączy się z ogólną dziś degradacją kultury, a w konsekwencji niesie też zagrożenie dla naszej cywilizacji europejskiej. Wszechobecna dziś lewacka dyktatura relatywizmu, niwelująca granice między dobrem i złem, obalająca prawdziwe autorytety na rzecz fałszywek i promująca opaczne pojmowanie wolności bez żadnych ograniczeń i konsekwencji, w stylu „róbta, co chceta” – wszystko to w myśl lewicowo-liberalnej ideologii prowadzi do sytuacji, w której zwłaszcza młodzież zatraca rozeznanie, w jakim kierunku iść, który jest ten właściwy. Autorytetem zaś staje się świat internetu. Owo zanurzenie się w chmurze jest zarazem ucieczką od realnej rzeczywistości.
***
„Belfer”, Jean-Pierre Dopagne, reż. i oprac. muz. Jacek Bończyk, scenog. i światła Grzegorz Policiński, Teatr Ateneum, Warszawa.