“Beckomberga” Sary Stridsberg w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Wiola Imiolczyk z Nowej Siły Krytycznej.
„Beckomberga” to opowieść o izolacji – o tym, jak człowiek zachowuje się w odosobnieniu i jak trudno jest mu powrócić do normalności. Anna Augustynowicz wyreżyserowała sztukę Sary Stridsberg w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, jej polska prapremiera odbyła się za pośrednictwem platformy VOD.
Akcja ma miejsce w szpitalu psychiatrycznym w tytułowej Beckomberdze, miejscowości niedaleko Sztokholmu. Chorzy powracających po latach do ośrodka, wśród nich Ojciec (Konrad Pawicki), który postanowił zapić się na śmierć. Poznajemy też Matkę (Magdalena Myszkiewicz), która nie interesuje się ani mężem, ani Córką (Joanna Matuszak), podróżuje nad Morze Czarne. Córka, choć ma wiele do zarzucenia Ojcu, często go odwiedza, a podopieczni ośrodka zastępują jej rodzinę.
„Beckomberga” to zapis dziecięcych wspomnień szwedzkiej autorki, które świetnie oddają sytuację pandemii koronawirusa. Dzisiejsza izolacja odpowiada też światu budowanemu na scenie przez reżyserkę. Pacjenci, zamknięci za murami szpitala, pozostają w oderwaniu od „normalności”, funkcjonują jakby w zatrzymaniu, każdy pragnie na swój sposób powrotu do poprzedniego świata, chce wyrwać się z odosobnienia. W pewnym stopniu przyzwyczaili się do sytuacji, jednym jest po prostu wygodniej, inni boją się wyjścia poza bezpieczną przestrzeń stagnacji. To przypadek wzbudzającego sympatię Olofa (Paweł Niczewski). Podobne uczucia można żywić do zagubionego Henninga (Jacek Piątkowski), który bardzo chciałby być lubiany, czy zdziecinniałej Olgi (Krystyna Maksymowicz) – ich naiwność i dobroduszność wywołują przyjazny uśmiech. Inny typ postaci buduje Konrad Pawicki, gra zgorzkniałego i rozgoryczonego mężczyznę, maskującego lęki sarkazmem. Zachowania i postawy bohaterów odczytujemy z fragmentarycznych rozmów, opowiadanych sobie wzajemnie pragnień i wspomnień – jedne są bardziej czytelne, inne mniej. Czworo aktorów nie ma konkretnych ról, czasem któryś z nich wstanie albo zaintonuje melodię. Razem tworzą tygiel wielobarwnych emocji, które wydają się nam bliskie.
Scenografia Marka Brauna jest ascetyczna, nie ma metalowych łóżek ani przyszpitalnego parku. Uwaga widza ma się skupić na uczuciach postaci. Przestrzeń wypełniona jest rzędami krzeseł. Miejsc siedzących jest więcej niż aktorów (cały czas wszyscy są na scenie), dialogi przerywane są przez momenty ogólnego poruszenia, podczas którego bohaterowie przesiadają się z miejsca na miejsce. Dynamicznie zmienia się wtedy także ich usytuowanie w układzie społecznym.
Spektakl transmitowany jest w czerni i bieli, co można traktować jako nowość w sposobie kreacji scenicznego obrazu. Nowatorskie jest też prowadzenie kamery – to ona decyduje, na co skierowany jest wzrok widza. Pozwala zobaczyć wyraźnie lekkie drżenie kącików ust aktora, umożliwia odczytanie ukrywanych emocji. Rejestracja powoduje pewne zamrożenie tego, co dzieje się na scenie. Trudno w tym przypadku mówić o relacji, jaka normalnie tworzy się pomiędzy publicznością a aktorami. Każdy widz doświadcza teatru sam, za pośrednictwem ekranu komputera, przedstawienie odbywa się bez publiczności.
Jesteśmy zamknięci w domach jak bohaterowie spektaklu w szpitalu psychiatrycznym. Czasem pełni obaw, innym razem wypełnia nas złość, a jeszcze kiedy indziej spokojnie czekamy.
Sara Stridsberg
„Beckomberga”
przekład: Dominika Górecka
reżyseria: Anna Augustynowicz
premiera: 29 stycznia 2020 Teatr Współczesny w Szczecinie
występują: Anna Januszewska, Barbara Lewandowska, Grażyna Madej, Krystyna Maksymowicz, Joanna Matuszak, Magdalena Myszkiewicz, Ewa Sobiech, Paweł Adamski, Marian Dworakowski, Paweł Niczewski, Konrad Pawicki, Jacek Piątkowski, Przemysław Walich oraz: Adrianna Janowska-Moniuszko, Iwona Kowalska, Ewa Sobczak, Wiesław Orłowski
Wiola Imiolczyk – studentka historii sztuki na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pisze nie tylko o teatrze, ale także o architekturze i urbanistyce, wnętrzach oraz krajobrazie.