„Burza. Prequel” Maliny Prześlugi w reż. Joanny Zdrady w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim w ramach 28. Festiwalu Szekspirowskiego. Pisze Tomasz Domagała na blogu festiwalowym.
Dziś o spektaklu gospodarzy Burza. Prequel w reżyserii Joanny Zdrady, premierze otwarcia tegorocznej edycji Festiwalu Szekspirowskiego. Przedstawienie to dla młodzieży, więc w sumie należałoby spytać docelowych odbiorców i odbiorczynie, czy zrobiło na nich wrażenie i czy działa, żeby feed back był najpełniejszy. Osobiście jednak postanowiłem dołożyć od siebie cegiełkę, przyglądając się wyborowi narracyjnej strategii i potencjalnym jej konsekwencjom dla odbioru przez młodzież właśnie (określoną przez twórców jako osoby 12+). Zanurzmy się zatem w Burzę. Prequel.
Specjalnie napisany na tę okazję tekst Maliny Prześlugi zawiera w sobie fabułę oryginału oraz rozwija to, o czym się w niej tylko pobieżnie wspomina. Dotyczy to głównie początkowego etapu pobytu Prospera i jego córki Mirandy na wyspie oraz ich skomplikowanej relacji z panią tej wyspy Sykorax oraz jej synem Kalibanem. Wszystko to jest wrzucone do współczesnego sosu, który, eufemistycznie mówiąc, mógłby być zrobiony przez autorkę z trochę większą konsekwencją. Za przykład niespójności tej koncepcji niech posłuży pytanie, jakim cudem Prospero dysponujący internetem i jego możliwościami czeka z zemstą, aż Król z jego bratem pofatygują się na wyspę. Tych pytań jest więcej, ale nie o nich chciałem mówić. Skupię się na tym, co dla młodego widza może mieć kluczowe znaczenie, a więc na wiarygodności opowieści, bo to ona zadecyduje, czy ów widz (jak każdy) uzna ją za prawdziwą, być może ważną, a w konsekwencji – własną. Co ciekawe, owa wiarygodność jest – podobnie jak w życiu - połączona ze sposobem, w jaki dorośli rozmawiają z młodzieżą, żeby więc o tym wszystkim opowiedzieć, użyję tematu, o którym dorosłym opowiadać młodzieży najtrudniej, czyli seksu.
W II scenie aktu I „Burzy” na scenie pojawia się Kaliban, konfrontując się od razu ze swoim głównym wyspiarskim wrogiem – Prosperem. Panowie obrzucają się pretensjami i oskarżeniami, z których można się dowiedzieć o ich relacji nieco więcej. Oburzony Prospero w pewnym momencie mówi do Kalibana tak: Podły kłamco, czuły na chłostę, tylko nie na dobroć! Z początku traktowałem cię po ludzku. Mimo swojego plugastwa mieszkałeś wraz z nami w chacie – aż do chwili, kiedy targnąłeś się na cnotę mojej córki. Mężczyźni są wzburzeni, nie dowiemy się więc, co się tak naprawdę stało, bo choć Kaliban rzuca w twarz ojcu Mirandy, że żałuje, iż ten go powstrzymał, gdyż zaludniłby w ten sposób wyspę małymi Kalibankami, nie musi to być wcale prawda. Wydaje się, że pewne jest w „Burzy” tylko to, że coś tam między dziewczyną a Kalibanem zaszło, reszta zaś wynika z interpretacji tych zdarzeń, jak widać mogącej prowadzić do radykalnie odmiennych wniosków.
Jako że Malina Prześluga w swoim tekście wraca do tych wydarzeń, decydując się je przedstawić dokładnie, dokonuje ich interpretacji, która polega na wyczyszczeniu tej sytuacji z kontekstu seksualnego. Prospero jest wzburzony, gdyż zabawy jego córki i Kalibana są niebezpieczne. Wszczyna awanturę, w wyniku której córka ma nie tylko zakaz spotykania się z przyjacielem, ale wręcz szlaban na wychodzenie z domu. I tu pojawiają się wątpliwości. Po pierwsze, w koncepcji współczesnej, jaką nam tu serwuje Joanna Zdrada, taki zakaz wydaje się wątpliwy do wyegzekwowania. O ile można by uwierzyć, że ojciec nakłada taką karę na dwunastolatkę, to wydaje się mało prawdopodobne, by postąpił w ten sposób wobec licealistki, na którą wygląda w spektaklu grająca Mirandę Julia Latosińska. Kaliban zresztą również nie wygląda na czternastolatka, muskularna powierzchowność Aleksander Kaleta każe nam go umiejscowić w przedziale wiekowym około osiemnastki. Scena traci więc wiarygodność już z powodu obsady. Pozostaje jeszcze kwestia owych wspólnych „zabaw”, które wymyśla im Prześluga. I choć oczywiście jasne jest, że autorka wykreowała je tak, że mają sens w teatralno-metaforycznym porządku opowieści, to ich realistyczny obraz razi infantylizmem i fałszem. Rozumiem oczywiście założenie reżyserki, że chciała uciec od realizmu, ale coś tutaj nie zagrało, bo nałożone zostały porządki, które się wzajemnie znoszą. Zwłaszcza gdy umieścimy je we współczesnym kontekście kulturowym. I tu docieramy do sedna, czyli do kwestii wiarygodności, którą spróbuję przedstawić za pomocą pytań. Czy nastolatki nie uznają owego „baśniowego” charakteru relacji Mirandy i Kalibana za fałszywy, uznając teatralną „rozmowę”, którą chcą za pośrednictwem spektaklu nawiązać z nimi dorośli, za niepoważną i ich „upupiającą”? Gdzie dziś przebiega granica dojrzałości młodzieży? Jaka jej część „baśń” zaakceptuje i się w niej odnajdzie, a jaka ją odrzuci? W końcu najważniejsze pytanie w kontekście przyszłości teatru: czy metafora i symbol mają jeszcze w teatrze sens, czy może teraz już tylko kawa na ławę?
To bardzo ważne sprawy, one bowiem zadecydują, czy młodzi widzowie w ogóle zechcą siąść z nami, „dziadersami”, do stołu i podyskutować. Potrzeba tu więc wiele namysłu, empatii i dyplomacji. Czy „Burza. Prequel” te warunki spełnia? Nie wiem, trzeba to sprawdzić. Najlepiej empirycznie.