EN

11.03.2023, 09:00 Wersja do druku

Baśń o niezawinionym. O „Zanurzeniu”, premierze Teatru Śląskiego, rozmawiają Skrzydelski z Morozem

Moroz: Myślę, że kiedy tylko dowiedzieliśmy się o nowym przedstawieniu Marcina Wierzchowskiego, od razu wiedzieliśmy, że kilka ważnych spraw będzie do przegadania.

Skrzydelski: Po jego „Los Endemoniados/Biesach” z opolskiego Teatru Kochanowskiego z maja ubiegłego roku (żałujemy, że do dziś nie udało nam się zobaczyć wcześniejszego „Alte Hajm/Starego domu” z Teatru Nowego w Poznaniu) możemy chyba powiedzieć, że to jeden z niewielu twórców, na którego kolejne dokonania po prostu czekamy. Tamtym spektaklem Wierzchowski udowodnił, że potrafi powołać na scenie autonomiczny świat, który wciąga, hipnotyzuje i pozostawia nas z pytaniami dotyczącymi również tego, na ile teatr jako forma spotkania międzyludzkiego jest w stanie pomagać (zarówno aktorom, jak i widzom) w rozpoznawaniu i weryfikowaniu w naszych głowach tego, co istotne. Choć przyznam, że miałbym problem, gdybym miał krótko zdefiniować ten rodzaj teatru.

Moroz: W zasadzie króluje w nim psychologia – to pierwsze wrażenie. Jednak przy drugim okazuje się też, że skala opowiadanych historii niespodziewanie się rozszerza i zaczynamy mieć do czynienia z subtelną taktyką Wierzchowskiego, za pomocą której rzeczywiście, jak wspomniałeś, każe on nam się konfrontować z samymi sobą i z postaciami, które powołał. Mówię o subtelności, bo Wierzchowski reżyseruje swoich aktorów tak, jakby mieli oni przeprowadzić operację na podświadomości własnej oraz widzów. To zagadkowe i bardzo angażujące.

Skrzydelski: Tak chyba obaj się czuliśmy w trakcie oglądania tamtych „Biesów”, które same w sobie stały się także rozmową o sile teatru, a może przede wszystkim o cenie, jaką nierzadko trzeba zapłacić za sztukę w ogóle.


Całość rozmowy - w Magazynie e-teatru

Źródło:

Materiał własny