„Córka źle strzeżona" Louisa Josepha Ferdinanda Herolda w chor. Fredericka Ashtona (realiz. baletu Jean Christophe Lesage) w Słowackim Teatrze Narodowym w Bratysławie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.
Istnieją klasyczne balety, które nie są dramatycznymi opowieściami naszpikowanymi technicznymi trudnościami, ale służą rozrywce i zabawie. To parodie, które mają wywoływać uśmiech i zadowolenie wśród różnorodnej publiczności. Z takich pobudek powstał Bal kadetów do muzyki Johanna Straussa, w choreografii Davida Lichine, a także nieśmiertelna, żyjąca nadal swoim scenicznym życiem, Córka źle strzeżona do muzyki francuskiego kompozytora Louisa Josepha Ferdinanda Herolda, żyjącego na przełomie wieku osiemnastego i dziewiętnastego, w aranżacji Johna Lanchbery. Ale kluczowa jest choreografia, która w czasach już nam współczesnych, z premierą na deskach teatru królewskiego w londyńskim Covent Garden w 1960 roku, została przygotowana przez angielskiego mistrza point i piruetów Fredericka Ashtona. Jego zabawa formą i umiejętność wydobycia humoru wpisały ją na stałe do repertuarów zespołów tanecznych na świecie. Co łączy oba balety? Prosty zabieg. W obu mamy damską dojrzałą niewiastę, napędzającą historię, a w tej partii występuje mężczyzna, który komicznym zachowaniem uwodzi publiczność. Ale są też różnice. Bal kadetów to opowieść z wyższych sfer, wzruszeń i miłości do balu panien i kawalerów. A Córka źle strzeżona to historia wiejska, pasterska, odwołująca się do tradycji wsi i chłopstwa. Oczywistym jest, że w momencie jeszcze przed powstaniem muzyki Herolda i pierwszych prób choreograficznych, owa fascynacja ludem, najniższym segmentem społeczeństwa, podbijała salony i wyższe sfery. Szczególnie, gdy dołączy się datę pierwszego historycznego wykonania – 1 lipca 1789 roku w Bordeaux. 14 dni przed zdobyciem Bastylii i początkiem rewolucji francuskiej. Dziś utwór pozostaje żywą legendą, która zawsze wywołuje spontaniczne pozytywne reakcje publiczności, ale również ukazuje jaka zmiana dokonała się w balecie. Może już czas na nowych choreografów, którzy zmierzą się z tradycją i muzyką francuskiego kompozytora.
Jednym z ostatnich zespołów baletowych, który podjął się wystawienia, jest Słowacki Teatr Narodowy w Bratysławie. Premierę w listopadzie 2022 roku przygotował Jean Christophe Lesage. Ten urodzony we Freiburgu tancerz, dziś pedagog w balecie Opery Wiedeńskiej, wielokrotnie przenosił inscenizację Ashtona na różne deski całego świata. Jego pracę należy docenić, ponieważ jest wierny oryginałowi Brytyjczyka, ale również można dostrzec w niej pewne mankamenty. Bowiem dopasowuje wymagania do kompetencji zespołu. I to wychodzi na niekorzyść odbioru widowiska. Niestety kompania głównej sceny Słowacji, to nie pierwsza liga europejska, co można zauważyć zarówno w wykonaniu solistów jak i całego ensemblu. Całość, zgodnie z ujęciem baletu-pantomimy, posiada sporo fragmentów pozbawionych tańca, pauz, przejść i nieznośnej gestykulacji. Co gorsza, w niektórych miejscach jest mało precyzyjna, dokładna i dynamiczna. Powoduje to nieczytelność przekazu. Co więcej Lesage pozostawia dużo wolnej przestrzeni w tańcu, z czego robią się wyrwy, które można nazwać jednym słowem – nuda.
Fabuła nie jest zawiła, wręcz prosta, aby mógł ją zrozumieć odbiorca w każdym wieku. Młoda dziewczyna, Lise zakochana jest w młodzieńcu Colasie. Jednak ich miłości sprzeciwia się Wdowa Simone, widząc dla córki lepszego wybranka. To Alain, syn Thomasa, właściciela winnicy. Oprócz pokaźnego majątku posiada on jednak defekt, to niedojrzały i lekko odmienny młodzieniec, który w żaden sposób nie jest w stanie zdobyć serca panny. Całość ubarwiona jest sekwencjami wiejskiej biesiady, plonów, ferii chłopskiej zabawy. Oczywiście historia ma swój happy end – młodzi, przez nieroztropność matki łączą się w miłosnych więzach. Balet to radosna opowieść, której celem jest dostarczenie rozrywki. Choć trąci on już nutą przeszłości i pokryty jest kurzem czasu, to wywołuje żywe emocje publiczności. Oklaski, nieustanne owacje, powodują, że znów zamiast zwięzłej historii mamy wieczór z wariacjami. Radość wywołują kury z kogutem z początku baletu, oczywiście Wdowa Simone, a także przerysowany Alain. Jednak pozostaje znak zapytania? Czy Lise rzeczywiście dobrze wybrała kandydata na męża? W pierwszej scenie pojawia się z kompanami lekko podchmielony, do zabawy na polu przychodzi z dwoma butelkami, styl Colasa jest mało szarmancki, nawet można powiedzieć zawadiacki i dwuznaczny. Czy to będzie szczęśliwa relacja? Może to niezauważalny element dla szerokiego odbiorcy, ale ciekawy do dalszych interpretacji i możliwego przerobienia baletu. Ważnym punktem przedstawienia są niegdysiejsze dekoracje. Horyzonty malowane, zastawki i realistyczno-komediowe wnętrze domu Wdowy. To odtworzenie oryginalnej pracy Osberta Lancastera. Ten nieżyjący już scenograf i karykaturzysta zbudował świat pastelowy – pełen ciepła i nastroju.
Najwięcej zastrzeżeń niestety dotyczy samego wykonania. Jeżeli można kogoś wyróżnić z obsady to Tatum Shoptaugh (Lise), której ruch jest delikatny i precyzyjny, a jednocześnie dobry technicznie. Drugą perłą jest Gerardo Gonzalez Villaverde (Alain) świetnie przygotowany, niski, co dodaje uroku postaci, pełen przezabawnego, dokładnego ruchu i zapału do swojej komediowej roli. Jednak konkurent do ręki Lise, w wykonaniu Vladyslava Boshenki, jest sporym zawodem. Jego możliwości techniczne nie są najwyższej próby, skoki niedokładne i niezwykle niskie. Całość jego wykonania przypomina szkolną wprawkę, a nie występ na narodowej scenie. Nie najgorzej tańczy w pas de deux w akcie pierwszym, ale to zbyt mało, aby mówić o udanym wykonaniu. Co gorsza jego zejścia i wejścia są zadziwiająco nonszalanckie, jakby przyszedł dopiero z ulicy albo z innego spektaklu, a może bufetu. I niestety największe rozczarowanie wieczoru to Raphael Schuster (Wdowa Simone), który miał być ozdobą i ubarwiać swoim komizmem i atrakcyjnością. Niestety wypada mizernie. Nie umie wcielić się w dojrzałą niewiastę, pełną zgryźliwości, ponętności, ale także ciepła. Jest niezwykle schematyczny, przeciętny. Kluczowy hit baletu – taniec w chodakach – to niestety blade wykonanie. Rozpoczyna się źle, bowiem artysta nie zgrał się z orkiestrą. Uderzenia są nieprecyzyjne, niezgrane z partnerkami, całkowicie nieudane. Tło natomiast, czyli zespół, tańczy równo i nie najgorzej, ale co z tego jak układ jest uproszczony i naprawdę mało skomplikowany. Dopełnieniem jest orkiestra prowadzona przez Adama Sedlickiego. Tu też zawitała mgła powierzchowności, a blacha tak zagrała, że uszy bolały w niejednym momencie. Ważne jednak, że akompaniament był na żywo. To niesłychanie istotne w spektaklach baletowych.
Powrót do wystawiania Córki źle strzeżonej wymusza posiadanie bardzo dobrego zespołu do wykonania układu. Bowiem bardzo łatwo wychwycić niedociągnięcia, gdy mamy przeciętną kompanię taneczną. Co niestety miało miejsce w Bratysławie. Nasuwa się także pytanie: czy warto zatem dalej wystawiać tę inscenizację. Zdecydowanie tak! Trzeba tylko stworzyć wspaniały zespół tancerzy, perfekcyjnych i wszechstronnych, chcących wejść w konwencję komedii baletowej. A więc czas na zmiany. Pilnie poszukiwany jest nowy choreograf, który przygotuje pracę na skalę naszych dzisiejszych oczekiwań i możliwości. Kto chętny? Czekamy na realizację: naszpikowaną techniką, humorem, a może również współczesnymi problemami i niepożądanymi związkami.
Córka źle strzeżona (La Fille mal gardee), choreografia Frederick Ashton, realizacja baletu Jean Christophe Lesage, dyrygent Adam Sedlicky, Balet Slovenske Narodne Divadlo w Bratysławie, pokaz: luty 2023.