EN

14.11.2022, 15:53 Wersja do druku

Ażeby to była prawda...

„Wesele” Stanisław Wyspiańskiego w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Krakowskim Teatrze Scena STU. Pisze Paweł Stangret, członek Komisji Artystycznej VIII Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

Po co wystawiać Wesele Stanisława Wyspiańskiego, dramat o polskich podziałach, kiedy wydaje się, że jesteśmy podzieleni jak nigdy wcześniej? Krzysztof Jasiński chce pokazać, że coś nas jednak łączy. Nie jest to jednak odpowiedź pozytywna.

Inscenizacja w krakowskim Teatrze Stu rozpoczyna się fragmentem Wyzwolenia Wyspiańskiego. Robert Koszucki/Radosław Krzyżowski grający Gospodarza, pokazując na scenę i widownię mówi, że tu dom myśli polskiej. Rzeczywiście, polskości tu będzie dużo. Pusta scena (na środku stoi jedynie stolik) uzupełniona jest ekranami, na których wyświetlane są reprodukcje obrazów: Jana Matejki, Jacka Malczewskiego, Włodzimierza Tetmajera, Artura Grottgera. Generalnie ikonografia „z epoki”, w której dzieje się Wesele. Tak silne osadzenie nas w klimacie z początku ubiegłego stulecia uzupełnia tylna ściana krakowskiej sceny wzorowana na estetyce samego Wyspiańskiego. Pejzaż pogrążony w listopadowej mgle, w którym widać niejasne ludzkie figury oglądamy przez przezroczyste tafle imitujące witraże autora Akropolis. Oprawa plastyczna spektaklu nie tylko przypomina nam tę epokę, ale prezentowane kopie malowideł dotyczą ważnych dla wspólnoty narodowych wydarzeń. Mamy tu Kościuszkę pod Racławicami, Stańczyka, Bitwę pod Grunwaldem, Rejtana, Sybir.

Przybywające do „rozśpiewanej chaty” duchy przeszłości także są bohaterami malarstwa historycznego, a wywoływane są przez Rachelę przy obracającym się stoliku. Jak podczas seansu spirytystycznego. Współcześnie przeprowadzanego, ale odbywającego się w muzeum. To bardzo ważna cecha inscenizacji Jasińskiego – napięcie pomiędzy przeszłością i teraźniejszością.

Temu bowiem służy oprawa muzyczna. Na tle malowideł pokazujących wielką historię narodową puszczane są piosenki disco polo (przecież jesteśmy na weselu), a Gospodyni raz po raz nuci jakąś nieprzyzwoitą przyśpiewkę (ewidentnie zaczerpniętą ze współczesnych biesiad). Dyskotekowa oprawa muzyczna (skonfrontowana jest z szumem sztucznego deszczu, który pada w wyjściu na ogród) staje się dominująca i w drugiej części spektaklu jest jedyna.

Konflikt przeszłości z teraźniejszością to nie tylko starcie wielkiej narodowej jedności z dzisiejszym faktem konieczności przypominania nam o byciu częścią wspólnoty, ale to także różnica (i to kolosalna) estetyki. Estetyki, która dominuje i która metonimicznie charakteryzuje nasze dwie epoki. Ważne jest, że twórcy sięgnęli do Wyzwolenia i pokazali, że wszystkie elementy polskości – wielka historia, poczucie wspólnoty i jednocześnie brak poczucia przynależności do zbiorowości narodowej pochodzą z tego samego okresu, a oba dramaty są tego samego autora (powstały przecież w odstępie zaledwie dwóch lat). Dyskotekowa współczesność kłóci się z klasyczną estetyką fin de siecle’u. Spektakl kończy Jasiek, który „kajsim zabył złoty róg” tańczy na podwyższeniu w laserowych promieniach w muzyki techno. Bawi się na dyskotece.

Ponadto Jasieński swoją inscenizację utopił w wódce. Co prawda, „młodzi z dużego miasta” piją wodę – ale jest to manifestacja hipsterskiego odwrócenia się od alkoholu, moda podkreślająca dbałość o swoje zdrowie. Potem jednak wszyscy bohaterowie mocno zamroczeni są wódką pitą w ilości, która ewidentnie im szkodzi. Gospodarz w stanie alkoholowego upadku przejmuje kwestie Nosa i zasypia w fotelu.

Twórcy spektaklu wydobyli również erotykę obecną w dramacie Wyspiańskiego. Pan Młody całkowicie jest „utopiony” w swojej żonie, pogrążony w prywatnym szczęściu. Poeta z kolei szuka partnerki na ten wieczór. Ponadto Jasieński ograniczył liczbę bohaterów, a kwestie nieobecnych w spektaklu postaci dramatu są przejmowane przez innych wykonawców (jak Maryna mówi słowa Radczyni). Taki układ postaci powoduje, że wielkie bronowickie wesele zamieniło się w kameralne spotkanie kilku osób, kilku reprezentantów postaw. Twórcy skupili się na indywidualizmie postaci. Każdy z bohaterów jest tutaj sam i skoncentrowany na własnych postawach, na sobie. Duchy, które wywołuje medium-Rachela stają się pijackimi zwidami poszczególnych postaci (aczkolwiek przyporządkowanie zjawy danemu bohaterowi jest zgodne z pierwowzorem Wyspiańskiego). Jednak nic z kontaktu z nadprzyrodzonymi gośćmi nie wynika. Duchy przychodzą i odchodzą dokładnie jak w pijackim zwidzie. Kwestie duchów wypowiada Rachela, a bohaterowie bronowickich godów przeżywają je jako indywidualne pijackie widzenia.

Dlatego właśnie Gospodarz przypomina nam o byciu wspólnotą, a historyczne obrazy o tym, że takie doświadczenie było kiedyś udziałem Polaków. Kiedyś, bo takie nagromadzenie historycznego malarstwa pokazuje, że znajdujemy się w muzeum, w świecie wspomnień. Nasza dzisiejsza rzeczywistość to perspektywa skrajnie indywidualna. Stąd jednocześnie pijaństwo i hipsterskie picie wody przez bohaterów. Stąd tak duży akcent na erotyczne układy między postaciami.

Co jest więc konfliktem w krakowskiej inscenizacji? Kto z kim i dlaczego nie może dojść do porozumienia? Jasiński nie stawia akcentów na podziały społeczne, lecz historyczne. Oskarża dzisiejszą Polskę o to, że wspólnotę narodową zamknęliśmy w muzeach, a sami zajmujemy się własnym szczęściem, partykularnymi sprawami. Nie jesteśmy już wspólnotą i w zasadzie nie myślimy tak o sobie. Należy nam o tym przypominać. Czy jednak przeszłość może być jeszcze siłą do zorganizowania się we wspólnocie?

Nawiązanie do Wyzwolenia (a właściwie do jego recepcji) stanowi istotną klamrę przedstawienia, które zaczyna się cytatem z tego dramatu. W ostatniej scenie Gospodyni przynosi Włodzimierzowi Tetmajerowi szablę w pochwie. Skacowany Gospodarz zapaliwszy się do idei wspólnej walki i czekania na Wernyhorę z Archaniołem, z rozrzewnieniem się uśmiecha i mówi tylko: „ażeby to była prawda”. To są słowa, które kończą spektakl Jasińskiego. Niecałe pół wieku temu Konrad w spektaklu Konrada Swinarskiego bił szablą w deski Starego Teatru. Dzisiaj szabla nie zostaje nawet wyjęta z pochwy. Co więcej, siedzący Gospodarz nie wstaje i nawet nie bierze jej do ręki. Jego uśmiech i powtarzane słowa o pięknym micie wspólnotowym sugerują, że nawet nie pomyśli o wzięciu jej do ręki. Nie wierzy we wspólnotę. Tęskni do niej, bardzo chciałby, aby wspólna sprawa była czymś więcej aniżeli historycznym mitem, legendą osadzoną „kiedyś”. Ale tak się nie stanie. To mit, w który nikt nie wierzy i jedynie można go sentymentalnie poczuć na kacu. Dyskoteka, na której niemo tańczy Jasiek pokazuje, że malarstwo historyczne zostało zastąpione inną estetyką, a wspólnotowe doświadczenia dbaniem o swoją indywidualność. To nas łączy, ale to nie jest refleksja pozytywna.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne