„Antygona” Sofoklesa w reż. Piotra Kurzawy w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.
W tragedii Sofoklesa Antygona przegrywa z Kreonem - władca Teb egzekwuje swoje uprawnienia i dziewczyna, która złamała zakaz pogrzebania zdrajcy, traci życie. Ale grecki tragik tak napisał swoje dzieło, aby spór między prawem a nakazem religijnym Kreon przegrywał. Nie pozostaje choćby cień wątpliwości, że w istocie Antygona wygrała, toteż Kreon traci rodzinę, szacunek, władzę i szansę na szczęśliwe życie. To wszystko zobaczymy w tym spektaklu, który nie sprzeniewierza się tekstowi, w świetnym przekładzie Antoniego Libery, jednak to Kreonowi przypadnie sceniczne zwycięstwo.
Wynika to nie z reżyserskiej interpretacji, która opiera się zwycięstwu konserwatyzmu Antygony, ale z dystansu dzielącego aktorskie umiejętności wykonawców głównych ról. Szymon Kuśmider gra Kreona przekonująco, jego argumenty strażnika prawa brzmią mocno. I choć kara, którą wyznacza, wydaje się niewspółmierna do przewiny, raczej on zasługuje na współczucie. Atutem bohaterki (Bernadetta Statkiewicz) jest bowiem jedynie młodość, brakuje jej środków, aby wybór postawy heroicznej zyskał wymiar tragiczny. Szkoda, bo przedstawienie ma wiele innych zalet - monumentalną dekorację i kilka udanych ról drugiego planu, szczególnie Elizy Borowskiej jako Eurydyki i Henryka Niebudka jako jasnowidza Tejrezjasza, które mogły złożyć się na pełny sukces tej inscenizacji trzymającej się ducha dramatu Sofoklesa.