- Lęki, które przyciągamy do swojego życia i przeczucie nieodwołalnej katastrofy stanowią podskórny puls wszystkich moich tekstów - mówi Antonina Grzegorzewska, dramatopisarka, laureatka programu stypendialnego Instytutu Teatralnego DRAMATOPISANIE, w rozmowie z Kamilą Paprocką-Jasińską.
Poniżej zamieszczamy fragmenty rozmowy, która ukaże się w najbliższym numerze miesięcznika "Teatr". W maju Antonina Grzegorzewska została (wspólnie z Amanitą Muskarią, czyli duetem Gabriela Muskała/ Monika Muskała) pierwszą stypendystką programu DRAMATOPISANIE, organizowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Powstałe w jego ramach sztuki zostaną wydane nakładem wydawnictwa IT oraz wystawione na scenach teatrów publicznych. O projekcie Grzegorzewskiej członkowie kapituły napisali, że "to precyzyjne studium psychologiczne autorki płomiennych przemówień, które zapalały do walki, połączone z kryminalnym dochodzeniem w sprawie popełnionych przez nią czynów".
Celem DRAMATOPISANIA jest wspieranie najzdolniejszych polskich autorów sztuk współczesnych poprzez stworzenie im dogodnych warunków pracy, popularyzacja ich osiągnięć i upowszechnianie wiedzy o polskim dramacie współczesnym.
Cała rozmowa we wrześniowym numerze "Teatru" (w sprzedaży od 15 września) oraz we wrześniu na portalu e-teatr.pl.
KAMILA PAPROCKA-JASIŃSKA: Porusza mnie, jak opowiada Pani w swoich tekstach o macierzyństwie. Dziękuję za złożony w Ifigenii „hołd wszystkim kobietom oczekującym dziecka, które zżera klaustrofobia – zawężenie możliwości między dwoma osobnikami tego samego gatunku, w wyniku okoliczności, na które nie mamy wpływu”.
ANTONINA GRZEGORZEWSKA: Cytowany passus był silnie związany z faktem, że pisząc Ifigenię, byłam w ciąży z moją pierwszą córką. Drugą urodziłam dzień po premierze Migreny.
PAPROCKA-JASIŃSKA: Macierzyństwo to udręka?
GRZEGORZEWSKA: To ważne pytanie w kontekście kobiet artystek. Ciekawym przypadkiem jest Marina Abramović, która przyznaje się do kilku aborcji, twierdząc, że to pozwoliło jej pozostać artystką totalną. Ja reprezentuję kompletnie inne poglądy na ten temat, nie akceptuję opozycji artystka totalna-matka, przeciwnie, uważam, że nic tak jak macierzyństwo nie rewiduje kwestii imperatywu artystycznego. Macierzyństwo to bezlitosne sito i przejście przez jego wąskie dziurki i pozostanie przy pracy twórczej – to jest postawa totalna. Działanie na dwóch płaszczyznach i walka o to, żeby obie były pełnowartościowe wyzwala niesamowitą determinację. To życie na krawędzi ryzyka, dużo głębsze niż poszukiwanie ekstremów na poziomie galeryjnych akcji. Przykładem owej determinacji jest postawa Sylvii Plath, która wstawała o czwartej rano, żeby pisać wiersze, zanim dzieci się obudzą.
Wracając do klaustrofobii. Macierzyństwo jest doświadczeniem rewelacyjnym. Ale ma swoją skalę makro i mikro. Ta druga bywa wykańczająca. I jest nieodwracalna. Kobieta czekająca na pierwsze dziecko konfrontuje się z tym, że już zawsze będzie matką i że nie ma od tego odwrotu. To jak uczucie klaustrofobii w jadącej windzie, z której nie ma ucieczki.
PAPROCKA-JASIŃSKA: W Ifigenii uczucie klaustrofobii wiąże się z przeznaczeniem. Ten wątek pojawia także w Onym – pierwszym Pani tekście scenicznym, wystawionym przez Jerzego Grzegorzewskiego. Czy w Grzegorzewskim było coś z wodza Agamemnona?
GRZEGORZEWSKA: Akurat tutaj życie nie przecina się z teatrem. Mój ojciec nie był typem wodza, chociaż był bardzo silnym, magnetycznym mężczyzną i umiał skutecznie opanować machinę teatru, także na poziomie relacji międzyludzkich. Nasza relacja była oparta na dużej czułości, bardzo się kochaliśmy. Ja się właściwie wychowałam w teatrze – najpierw w Studio, potem w Narodowym. Mnóstwo czasu spędzałam na próbach, w bufetach jadałam obiady. Teatr i ludzie skupieni wokół niego stali się moim życiem – do tego stopnia, że zachwiały się proporcje między studiami na Akademii Sztuk Pięknych a teatrem, co było idiotyzmem, bo w teatrze byłam tylko obserwatorem. Kiedy mój ojciec zmarł, bardzo brakowało mi także tego teatralnego doświadczenia. Uznałam, że nie można biernie skończyć tej przygody, oznaczałoby to, że przez lata byłam tylko pańcią patrzącą z bezpiecznego fotela na cudze zmagania. Wyreżyserowanie własnego dramatu na scenie im. Grzegorzewskiego to poza macierzyństwem moje najbardziej formacyjne doświadczenie.
PAPROCKA-JASIŃSKA: Ifigenia pokazuje relację między dorosłą córką i matką. Kolejnym tekstem o macierzyństwie była Migrena, gdzie zarysowała Pani ostry podział na złą i dobrą matkę. Czy Fanny jest jednoznacznie i beznadziejnie zła, a Helena gołębio dobra?
GRZEGORZEWSKA: Tak. Świadomie wprowadziłam tu opozycję moralitetową. Uważam, że silny kontrast między dobrem i złem służy wyrazowi artystycznemu tekstu.
PAPROCKA-JASIŃSKA: W życiu wszystkie bywamy czasem wyrodnymi matkami.
GRZEGORZEWSKA: Ale sztuka rządzi się innymi prawami niż życie. Nie zajmują mnie w pisaniu niuanse psychologiczne, a tworzenie napięcia. W Migrenie mniej interesowało mnie macierzyństwo jako takie, a bardziej poczucie zagrożenia, jakie wisi nad Heleną. Ono obecne jest także w Onym i Ifigenii. Lęki, które przyciągamy do swojego życia i przeczucie nieodwołalnej katastrofy stanowią podskórny puls wszystkich moich tekstów.
PAPROCKA-JASIŃSKA: Fanny i Helena poddane są opresji macierzyństwa. Wydaje się, że w innych swoich tekstach też pokazuje Pani kobietę w opresji: Ifigenia poddana jest opresji wodza/władzy i wojny, w Za mało bohaterki uwikłane są w opresję konsumpcyjną i pięknego wyglądu. Gdzie tu miejsce na emancypację?
GRZEGORZEWSKA: W każdej ze sztuk rzeczywiście kobieta jest raną – na tej samej zasadzie, na której można nazwać raną bezpłodność kobiety z Yermy Federica Garcíi Lorki. Emancypacja następuje potencjalnie lub konkretnie we wszystkich moich dramatach. Ich bohaterki poprowadzone są ku emancypacji, ale nie zawsze dochodzi do niej w sztuce, czasem tekst otwiera tylko jej możliwy kierunek. Emancypację Heleny z Migreny można by ulokować w chrześcijańskim krzyżu, który nadałby sens cierpieniu i stracie, postawa religijna otworzyłaby też przestrzeń nadziei. To możliwość czysto potencjalna, gdyż sztukę napisałam jako pogańską i nie podejmowałam w niej tropów istniejących w twórczości Sigrid Undset, wybitnej realistki chrześcijańskiej[1]. Emancypacja Ifigenii następuje, lecz w innym tekście – Tauryda. Apartado 679, który pokazuje emancypacyjny proces, aż po jego triumf. Jedną z figur tej emancypacji jest chodzenie po zgliszczach spalonego Teatru Narodowego w ostatniej scenie, a także finałowy monolog w obcym, nowym języku. W Martwych do emancypacji nie dochodzi, bo to jest opowieść o braku emancypacji – można sobie wyobrazić, że mogłaby nią być rola aktorek u innego wielkiego reżysera. Za mało jest dobrym przykładem, bo pokazuje, że aby do emancypacji doszło, musi nastąpić bankructwo, utrata wszystkiego. Chodzi o osiągnięcie stanu tabula rasa – czystej karty, nowego początku. Tekst odsłania autodestrukcyjny mechanizm piłowania gałęzi, na której się siedzi po to, żeby spaść i wszystko stracić, zyskując w zamian wolność. Pewnym istotnym aktem jest też przekazanie Anorektyczce kluczy do mieszkania matki, gest przyzwoitości Ja wynikający z akcji sztuki. Pytanie, czy to jest ostatni gest starej czy pierwszy gest nowej rzeczywistości.
Pojęcie emancypacja wywodzi się z feminizmu, ale ja widzę je w nieco szerszym kontekście. Feminizm był dla mnie czym innym, gdy miałam dwadzieścia lat, a czym innym jest teraz, kiedy mam czterdzieści. Obecnie wydaje mi się niewystarczającym narzędziem do mówienia o samospełnieniu ani kobiecości jako takiej, czasem wręcz zdaje się zawężać możliwości i stał się dla mnie nudny. Sama emancypacja jest źródłem mojej formacji intelektualnej, szukam jej, używając różnych kluczy. Jest dla mnie pytaniem o wolność, głęboką i nieskrepowaną żadnymi doraźnymi trendami. Absolutnie feministyczną postacią jest Edyta Stein, która wyłamuje się z obowiązującego dyskursu feministycznego. Motorem jej działań było zawsze poszukiwanie prawdy. Wywodząca się z ortodoksyjnej rodziny żydowskiej, bardzo szybko przeszła do agnostycyzmu i ateizmu. Wybitna kariera naukowa, korespondencja Stein z Husserlem i Ingardenem są tak fascynujące dlatego, że nawrócenie na katolicyzm i decyzja wstąpienia do Karmelu obnażyły pewne ograniczenie myślowe środowisk filozoficznych, którym tego rodzaju totalna decyzja wydawała się aberracją niepasującą do obrazu wyemancypowanej kobiety; uważali ją za zaprzepaszczenie emancypacji, a nie jej spełnienie. Fascynuje mnie to pójście w poprzek oczekiwaniom, wbrew oczywistej logice. Wiekopomnym osiągnięciem Stein miał przecież zostać fakt, iż była asystentką Husserla, to był ten gładki emancypacyjny scenariusz. Przykład Stein pokazuje, jak można poszerzyć znaczenie feminizmu, który zwykle koncentruje się na poprawie codziennego funkcjonowania kobiety i jej prawa do samostanowienia o elementy zaskakujące, subwersywne. Dobrowolna śmierć w Auschwitz nawróconej na katolicyzm Żydówki, w kontekście osłupiałego Husserla i Ingardena to fantastyczny akt emancypacji.
PAPROCKA-JASIŃSKA: Z całym szacunkiem do kobiety? Kobiety Berlusconiego wydają się być bardzo świadome i zdeterminowane do tego, co chcą osiągnąć, będąc blisko wodza.
GRZEGORZEWSKA: Akurat z tym dramatem mam najmniejszą komunikację osobistą. Berlusconi, chociaż interesujący jako postać teatralna, jest dla mnie atrapą mężczyzny. Ważną postacią w tym tekście jest Odrzucona. Jednak jej feminizm zbudowany jest na resentymencie, bo chciałaby być zaproszona na jacht i z godnością odmówić.
PAPROCKA-JASIŃSKA: W pani dramatopisarstwie interesująco zderzają się skrajnie różne doświadczenia kulturowe – środkowoeuropejskie z południowym, północne i zimne (np. Migrena) ze śródziemnomorskim i ciepłym (Ifigenia czy Z całym szacunkiem dla kobiety). Gdzie jest Pani aktualnie bliżej?
GRZEGORZEWSKA: Mieszkam w Andaluzji, a poza tym co roku dwa miesiące spędzam w Toskanii, w tym samym miejscu od piętnastu lat. To takie Południe poszerzone. Południowa Hiszpania też ma swoje różne oblicza. Mieści w sobie zarówno Maroko i Afrykę, którą widzę nad morzem przy dobrej widoczności, jak i Amerykę Południową, której obecność w Hiszpanii jest silna. Jestem osadzona na południu, ale duchowo mi bliżej do północy – wolę Rijksmuseum w Amsterdamie niż Uffizi we Florencji. W sztuce północnej już od średniowiecza istnieje pewna intrygująca złowrogość, która bardzo mnie pociąga, podczas gdy południe ma skłonność do idylli. Vincent van Gogh, malarz północy, który w pewnym momencie zaczął malować Południe, w czasie, kiedy było ono eksploatowane przez impresjonistów, nad żółtym polem zboża namalował ponure stado kraczących wron – tylko człowiek północy może dostrzec coś takiego na południu. Południe to śpiew ptaków, północ to ich krakanie.
PAPROCKA-JASIŃSKA: Czasem w Pani tekstach te skrajne żywioły się przenikają. Na przykładzie Migreny: Helena jest bardziej północna, a Fanny południowa. Co przynoszą te wzajemne kulturowe odbicia?
GRZEGORZEWSKA: Uświadomiła mi Pani bardzo istotny komponent mojego pisania – żywioł nieokiełznanej i archetypowej natury, obecny w prawie każdej z moich sztuk. W Migrenie to duch fiordu, w Ifigenii morze i złowrogość jego spokojnej tafli, w Taurydzie apokaliptyczny skwar słońca stojącego w zenicie, w Martwych ciemność i wieczna noc, w Zapnij się, ze skrótami tsunami. Ronja, córka zbójnika Astrid Lindgren oraz Muminki Tove Jansson to książki mojego dzieciństwa, one cudownie ukazują archetypową moc Natury i człowieka współgrającego z pierwotną cyklicznością. Charakterystyczne, że obie autorki są Skandynawkami.
La Pasionaria – sztuka, którą piszę w ramach stypendium DRAMATOPISANIE – też będzie północna w charakterze, a dominującym żywiołem będzie w niej Ziemia, świadomość wnętrza Ziemi jako podziemnego świata zbiorowych grobów, Ziemia jako lita skała, której nie można rozbić, ale też ekshumacje, rzeczywistość kopalni, wydobywanie na powierzchnie kości, minerałów. Ziemia „połykająca chłopca”, który wpadł do głębokiego na kilkadziesiąt metrów bardzo wąskiego odwiertu.
Nie ma chyba bardziej klaustrofobicznej figury niż chłopiec w leju, w głębi ziemi.
PAPROCKA-JASIŃSKA: Jak wyobraźnia wizualna, którą posiada Pani z racji talentu, wykształcenia i uprawianego zawodu, przekłada się na pisanie?
GRZEGORZEWSKA: Wyobraźnia jest pierwotną, najbardziej twórczą areną, bardzo związaną z wrażliwością indywidualną. Dlatego wystawienie dramatu teatralnego zawsze jest ujawnieniem zakamarków wyobraźni autora, pewnym rodzajem gwałtu. Kontakt między poetą a czytelnikiem wiersza pozostaje intymny, telepatyczny i w tym sensie poezja, inaczej niż pisanie dramatów, jest komfortową dziedziną.
Wyobraźnia oznacza radość, wolność i nieskrępowane tworzenie. Rzemiosło to zarządzanie wyobraźnią. Inicjacyjnym momentem pracy dramatopisarskiej jest wpuszczenie szaleństw wyobraźni w obieg teatralnej przestrzeni zamkniętego pudełka, otwarcie sfery snu, w którym nie ma brygadierów w kulisie. W pewnym momencie jednak trzeba założyć piorunochron i przejść w porządek jawy. Pisanie dramatu jest uziemianiem wyobraźni i jej dyscyplinowaniem.
(…)
[1] Migrena napisana została na podstawie opowiadania z tomu Macierzyństwo Sigrid Undset.
_____
ANTONINA GRZEGORZEWSKA:
Ur. 1977. Jest absolwentką Wydziału Malarstwa warszawskiej ASP (2002). Debiutowała dramatem "Zapnij się, ze skrótami". Autorka monodramu "Migrena", którego prapremiera, w reżyserii Anny Augustynowicz, odbyła się 13 lutego 2010 roku w Teatrze Współczesnym w Szczecinie (sztuka publikowana w antologii "Najlepsze z najlepszych. Dramatopisarki dekady" "Dialog", 2012).
Opublikowała także wspomnienie o ojcu, Jerzym Grzegorzewskim, "JG. Marzenia" ("Aspiracje", 2007) oraz "List do Heinera Müllera" ("Teatr" 2008, nr 2), dramaty "Z całym szacunkiem dla kobiety" ("Dialog", 2012 oraz "Martwe" ("Dialog". 2012).
W 2005 roku jej utwór "On" został wystawiony w Teatrze Narodowym w Warszawie przez Jerzego Grzegorzewskiego w spektaklu "On. Drugi Powrót Odysa". W 2008 roku w tym samym teatrze odbyła się premiera napisanej przez nią i wyreżyserowanej sztuki "Ifigenia".
W 2012 r. w Teatrze Współczesnym odbyła się premiera innej sztuki Grzegorzewskiej, w jej reżyserii: "Tauryda. Apartado 679". Od 2005 roku mieszka w Andaluzji.