EN

7.03.2011 Wersja do druku

Ambitny teatr za czerwona kreską

- Sztuka w teatrze powstaje na granicy buntu i eksperymentu. Tymczasem widzowie lepiej czują się w świecie bezpiecznym, gdzie królują farsy. Dlatego tak trudno być dyrektorem teatru - uważa Ingmar Villqist, dramatopisarz, który wrócił na Śląsk z Gdyni, gdzie przez 2 lata kierował Teatrem Miejskim.

Ewa Niewiadomska: Z jakimi odczuciami zamknął pan za sobą drzwi Teatru Miejskiego w Gdyni? Ingmar Villqist: To było ogromne przeżycie. Po ostatniej rozmowie i pożegnaniu z zespołem artystycznym trzęsły mi się nogi. Decyzja o odejściu była jednak konieczna, bo program, który realizowałem w tym teatrze, oparty na wielkiej literaturze, reżyserowany przez znakomitych polskich twórców, był zbyt hermetyczny dla lokalnej publiczności. Ten problem dotyczy bardzo wielu teatrów w odległych od centrów miejscach. Płynie z tego jedna nauka: osoby, które mają objąć teatr, powinny być poinformowane o stawianych im wymaganiach. Czy ma powstać repertuar eklektyczny z farsami, bajkami, lekturami szkolnymi, czy bardziej wyszukany artystycznie. Czy teatr proponujący jednocześnie farsy, bajki i poważne dramaty to teatr mieszczański? - Tak, to jest formuła bezpieczna. Zaspokaja podstawowe potrzeby różnych grup i zapełnia widownię. Czasem na mniejszych scenach taki

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Ambitny teatr za czerwona kreską

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Katowice nr 54 online

Autor:

Ewa Niewiadomska

Data:

07.03.2011