W Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni z frekwencją od jakiegoś czasu jest kiepsko. Średnio sala niezapełniona jest nawet w połowie. A bywają spektakle, na których na widowni zajęte są właśnie tylko dwa rzędy foteli. To dramatyczny zjazd, nawet gorzej, zapaść. - Myślę, że problem generalnie polega na tym, że nie ten repertuar, nie w tym czasie. To są wszystko rzeczy za trudne. Powinny się też pojawiać pozycje lżejsze, a repertuar powinien być bardziej zróżnicowany - mówi Grażynie Antoniewicz z Polski Dziennika Bałtyckiego Ingmar Villqist, dyrektor Teatru Miejskiego.
Oglądanie filmu w pustej sali kinowej aż tak nie razi. Jesteśmy sam na sam z arcydziełem lub kiczem na ekranie. Inaczej jest w teatrze, tu pusta sala niepokoi, żenuje. Jeśli aktorzy grają do pustej widowni, gdzie zapełnione są tylko dwa rzędy krzeseł, napawa to niepokojem. - Czy aktorzy źle grają, może postawiono na zły tekst, może pokpił sprawę reżyser, co jest nie tak? - pytamy. Ano właśnie - co jest nie tak? W Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni z frekwencją od jakiegoś czasu jest kiepsko. Średnio sala niezapełniona jest nawet w połowie. A bywają spektakle, na których na widowni zajęte są właśnie tylko dwa rzędy foteli. Kiedy Ingmar Villqist obejmował dyrekcję Teatru Miejskiego w Gdyni, władze miasta oczekiwały, że stworzy on teatr artystyczny. - To niezwykłe wyzwanie i duże dla mnie zaskoczenie. Rozpoczynam działalność nie od konieczności pogodzenia różnych gustów, ale od próby stworzenia teatru artystycznego, poszukuj