EN

1.07.2021, 14:32 Wersja do druku

"Akademia Pana Kleksa", reż. Michał Buszewicz

"Akademia Pana Kleksa" Jana Brzechwy w reż. Michała Buszewicza w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Marcelina Obarska w portalu Culture.pl.

fot. Magda Hueckel

Tekst Brzechwy, zajmujący istotną pozycję w rodzimym kanonie literatury dziecięcej, staje się w spektaklu Buszewicza portalem, który przekracza się, by wysnuć inną, pogłębioną opowieść. Twórcy i twórczynie mówią "witajcie w naszej bajce", ale to bajka, która niepokoi, niekiedy wstrząsa, pozostawiając z wrażeniem świata odczarowanego, w którym pragnienie ukrycia się w iluzji zderza się z bezwzględną realnością.

Adam Lipszyc napisał o "Akademii…", że jest książką "arcypoważną, która trafia człowieka w czułe miejsce". Przyjrzenie się kontekstowi, w jakim się zrodziła (czas niemieckiej okupacji) oraz życiorysowi autora (żydowskie pochodzenie Jana Lesmana, bo tak nazywał się Brzechwa, zmusiło go do ukrywania się, to w podwarszawskim majątku Oskara Schindlera, to w aryjskiej części Warszawy) otwiera kilka ścieżek interpretacyjnych, które pozwalają potraktować opowieść o szalonym profesorze i jego uczniach zupełnie serio. Spojrzenie to prowadzi zresztą do dojmujących odczytań, sytuujących "Akademię…" w kręgu literatury egzystencjalnej i  tożsamościowej, problematyzującej grozę wojny oraz pamięć i kondycję ocalałych z Zagłady.

Cytowany tu Lipszyc proponuje w lekturze opowieści Brzechwy przyjąć optykę psychoanalityczną, rozpoznając w niej z jednej strony "opowieść o dojrzewaniu, o wyrastaniu z magii bajek", z drugiej – szkatułkową narrację bazującą na logice snu. Innym przykładem pogłębionej lektury tego tekstu jest interpretacja Małgorzaty Wójcik-Dudek: literaturoznawczyni w książce "W(y)czytać Zagładę. Praktyki postpamięci w polskiej literaturze XXI wieku dla dzieci i młodzieży" umieszcza "Akademię Pana Kleksa" w kontekście wojennym i holokaustowym, zwracając uwagę właśnie na czas powstawania i publikacji tego utworu przez autora. Choć w biografii "Brzechwa nie dla dzieci" Mariusza Urbanka przeczytamy, że konstruowanie "Akademii…" było dla autora formą antywojennego eskapizmu, Wójcik-Dudek widzi w zbudowanym przez Brzechwę świecie przyczynek do refleksji nad reperkusjami największego konfliktu, jaki widział świat:

Opowieść o panu Kleksie nie została pomyślana jako forma ucieczki przed przepracowaniem wojennej katastrofy, lecz generowała przymus refleksji nad spustoszeniem, jakie poczyniła wojna.

Twórca adaptacji Michał Buszewicz i współpracujący z nim na polu dramaturgii Witold Mrozek, świadomi tych alternatywnych odczytań znanych raczej jedynie w kręgach literaturoznawczych, postanowili uwolnić "Akademię…" od utrwalonego przez filmową adaptację z lat 80. wizerunku fantazyjnej, zabawnej i barwnej bajki dla dzieci i rzucić światło na to, co w historii Ambrożego Kleksa trudniej dostrzegalne. Dlatego przedstawienie Teatru Żydowskiego adresowane jest do widzów od 10. roku życia –  młodsze dzieci mogłyby bowiem nie odnaleźć się w tym pozornie bajkowym, a jednak wewnętrznie rozedrganym i niepokojącym świecie. Na tę aurę intensywnie pracuje muzyka Aleksandry Gryki, która spowija spektakl atmosferą wolnopłynącego lęku. Muzyka jest tu zresztą bardzo istotną figurą – stanowi odpowiedź na słynne piosenki o Kaczce Dziwaczce i Wyspach Bergamutach – pogodne, żwawe i kojarzące się z radością, lekkością i beztroską.

W przedstawieniu Buszewicza, choć do czynienia mamy z musicalowymi opracowaniami wierszy Brzechwy, dominuje estetyka industrialna, a energia wspólnych wykonań przywodzi na myśl dynamikę sprawnie działającego mechanizmu. Dynamikę tę odczytywać można jako odniesienie do zagadnienia mechaniczności – obecnego przecież w postaci Alojzego, stworzonej przez Golarza Filipa lalki, która zniszczyła Akademię. (Inny charakter ma wykonywana przez Gołdę Tencer senno-liryczna melorecytacja piosenki "Jestem twoją bajką", którą pamiętać można z typowej dla lat 80. żywej aranżacji i wykonania Zdzisławy Sośnickiej).

Jaskrawego "ubajkowienia" uniknęła także Anna Met odpowiedzialna za scenografię, kostiumy i światło. Wymowa materialnej sfery przedstawienia kojarzyć się może z wcześniejszymi pracami Met interpretującymi światy zawarte w tekstach adresowanych do młodszych odbiorców – na przykład z oprawą "Kopciuszka" w reżyserii Anny Smolar. To plastyka, która jest jak zdjęcie, z którego zdjęto trochę nasycenia – widzimy kontury pewnego świata, mając świadomość, że drzemie w nim większa wyrazistość, która świadomie nie została uruchomiona. Widzimy kręte schody, srebrzyste koło-oko w tle i kraciastą podłogę, ale widzimy także, że z konstrukcji Akademii wyziera jej szkielet, jak gdyby zwiastując nadchodzące zniszczenie. Uczennice i uczniowe Profesora Kleksa (warto podkreślić, że w inscenizowanej przez Buszewicza Akademii obowiązuje parytet – uczą się w niej trzy uczennice i trzech uczniów) noszą szkolne "mundurki", ale ich kolor to dosyć smutny, przygaszony błękit. Ciekawie w kontekście "odbajkowienia" opowieści Brzechwy rysuje się także obecność Królewny Żabki, którą Adaś Niezgódka spotyka w głębokiej dziupli w ramach poszukiwania skarbów. W spektaklu Żabkę gra Gołda Tencer, obecna widmowo, bo jedynie na nagraniu rzuconym na ukryty za zasłoną okrągły ekran. Aktorka ubrana w ciemną bluzkę widoczna jest na szarym tle, co stanowi widok zupełnie antybajkowy: odczarowany i zgrzebny, odległy od wyobrażenia o baśniowym spotkaniu głównego bohatera z zaklętą w żabie królewną. 

fot. Magda Hueckel

Nieoczywistą interpretację postaci Kleksa proponuje Piotr Siwek – wizualnie przypominając nieco bohatera z filmów Tima Burtona, łączy w sobie charyzmę i dziwny smutek. (O tej niejednoznaczności obecnej w figurze Pana Kleksa pisał m.in. Piotr Paziński w eseju "Pamięć Alojzego", wskazując na "nieskrywany fatalizm Kleksa, tak kontrastujący z jego optymizmem dobrego czarodzieja"). Siwek precyzyjnie oddaje tę charakterologiczną dychotomię: jego Kleks jest jak ojciec, który nie umie powiedzieć swoim dzieciom, że nad ich dom nadciąga katastrofa. Najbardziej przejmujący jest jednak Jerzy Walczak w roli szpaka Mateusza. Rachityczny, zlękniony ptak natychmiast przerzuca odbiorczą uwagę właśnie na kwestię (post)pamięci, ocalenia i dawania świadectwa. Niewypowiadający pierwszych sylab Mateusz jest w interpretacji Walczaka przygnębiającą, rozdartą figurą nieodwracalnej przemiany tożsamości. Nie sposób nie postrzegać tej kreacji Walczaka w odniesieniu do jego wcześniejszych ról, m.in. do roli w "Dybuku" Mai Kleczewskiej, gdzie zagrał Meszułacha, który jest jednocześnie muzułmanem – krańcowo wyczerpanym więźniem obozu koncentracyjnego. 

"Akademię…" w reżyserii Buszewicza postrzegać można jako spektakl o lęku: tym związanym z samym dzieciństwem, w którym rzeczywistość jawi się jako nie do końca zrozumiała; związanym z dorastaniem jako trudnym procesem wykluwania się tożsamości; związanym wreszcie z wojną, grozą zbrojnego konfliktu, głodem, horrorem militarnej codzienności. Owych "czułych miejsc", jak określił to Adam Lipszyc, może być zatem wiele, choć łączy je motyw rozpadu i utraty. "Akademia Pana Kleksa", która staje się narracją o katastrofie – taka wolta interpretacyjna może okazać się dla wielu zaskakująca, z pewnością jednak stanowi cenny wkład w proces rozmywania granic między tym, co etykietowane jako dziecięce i tym, co uznawane za dorosłe. 

Tytuł oryginalny

"Akademia Pana Kleksa", reż. Michał Buszewicz

Źródło:

culture.pl
Link do źródła