Imputowanie mi, że operę (symfonię, kwartet smyczkowy, disco polo, hip hop i tak dalej.) czynię "obszarem zastrzeżonym dla znawców, zawodowców, muzykologów", uważam za haniebne nadużycie Piotra Gruszczyńskiego, a jego następne enuncjacje za intelektualne mydło - Andrzej Chłopecki odpowiada w Dialogu na felieton Piotra Gruszczyńskiego.
Tak, Piotr Gruszczyński w felietonie "Śpiewająca święta krowa i ryczywoły", opublikowanym w poprzednim numerze Dialogu, ma rację. Pomieszały mi się dwa miasta, operami słynące. Gdzie Monachium, gdzie Wiedeń? Gdzie Rzym, gdzie Krym? Między starczą demencją a pijanym widem (och, te moje wiedeńsko-monachijskie wspomnienia) w istocie coś mi się poplątało, nie obarczałbym jednak tym doktora Freuda i byłbym ostrożny w psychoanalitycznej wiwisekcji mej psyche w poszukiwaniu głęboko we mnie tkwiącego kompleksu Edypa. W felietonie do Gazety Wyborczej zdarzył mi się po prostu lapsus, przez redakcję i korektę niewyłapany. Co komentując, Gruszczyński pisze o Chłopeckim: "Nie wytrzymał, a w żółci pomieszał wszystko. Ale czy to ma jakieś znaczenie, skoro i tak wie lepiej?". Sorry, Winnetou Jaka żółć? Co ja wiem lepiej? Ja wiem gorzej i chcę się od świadka zdarzenia, którego nie doświadczyłem (zdarzenia, nie świadka), czegoś dowiedzieć. A tu dupa s