Wakacje to najgorszy czas na zmiany. Szczególnie widoczne jest to w instytucjach kultury, które w sezonie pracują jak przedsiębiorstwa pracy ciągłej w świątek, piątek i niedzielę, w miesiącach letnich korzystając z dodatkowych wolnych dni, jakie nagromadziły się w okresie wytężonej pracy. W teatrze Pinokio na urlop idzie dziś jego dyrektor Waldemar Wilhelm, który z urlopu już nie wraca - w kwietniu złożył rezygnację. Od tamtej pory Urząd Miasta Łodzi poszukuje chętnego do objęcia teatru, ale bezskutecznie.
Konkurs nie wyłonił odpowiedniego kandydata, chętnych "z wolnej ręki" nie ma. Czyżby czekał nas dyrektor z łapanki? W to me wierzę. Szkoda, że nie udało się powtórzyć podobnego "manewru" jak w Teatre Nowym, gdzie obejmujący we wrześniu stanowisko dyrektora artystycznego Zbigniew Brzoza od pół roku pracował w teatrze i przygotowywał sezon. W "Pinokiu" trzeba teraz poczekać do września, bo przecież nie wypada powoływać nowego dyrektora, w chwili gdy niemal wszyscy są na wakacjach. Pośpiech wskazany jest tylko przy łapaniu pcheł, a przecież nie chcemy oddać teatru w ręce osoby przypadkowej. Swoją drogą zaskakujące, jak trudno znaleźć odpowiedniego dyrektora do teatru lalek, a jak łatwo do Teatru Wielkiego, którym od połowy lipca zarządza dyrektor naczelny Marek Szyjko. Najwidoczniej o znawców opery jest w Polsce łatwiej. Waldemar Wilhelm i reżyser Beata Pejcz odebrali Złotą Maskę za "Konika Garbuska" - najlepsze przedstawienie teatru lalek