EN

15.05.2023, 08:42 Wersja do druku

85 lat temu urodziła się Elżbieta Czyżewska

14 maja 1938 r. urodziła się Elżbieta Czyżewska – aktorka nazywana polską Marilyn Monroe, ikona kobiecości i królowa lat 60. „Miała najpiękniejsze nogi jakie w życiu widziałam, wliczając Marlenę Dietrich i różne inne sławy” – opowiadała Beata Tyszkiewicz.

fot. mat. Filmu Polskiego

Była u szczytu popularności kiedy 13 czerwca 1965 r. odbierała Złotą Maskę – nagrodę w plebiscycie "Expressu Wieczornego" na najpopularniejszych aktorów telewizyjnych. Ten moment bez wątpienia można nazwać przełomowym w trudnej karierze Elżbiety Czyżewskiej, wtedy nie tylko odebrała nagrodę, ale i powtórnie wyszła za mąż. Jej wybrankiem był amerykański korespondent "Ney York Timesa" w Polsce David Halberstam. Wiele osób ze środowiska zazdrościło dziennikarzowi, związana bowiem wcześniej z Jerzym Skolimowskim aktorka, była w Polsce ikoną kobiecości, nazywana polską Marilyn Monroe, rozpływano się na temat jej wyjątkowego talentu i urody. Wbrew pozorom jej życie nie było jednak bajką. Kilka lat później popadła w niełaskę, władza zaczęła ją zwalczać, co zmusiło ją do emigracji, na której nigdy się nie odnalazła. "Bezsprzecznie była królowa lat sześćdziesiątych" – opowiadał Andrzej Łapicki.

Elżbieta Czyżewska urodziła się 14 maja 1938 r. w Warszawie. Niektóre źródła podają również datę urodzenia 14 kwietnia. Nie ma co do tego pewności. Kiedy miała kilka lat straciła ojca. Jan Czyżewski był porucznikiem AK. Zginął w Śródmieściu podczas Powstania Warszawskiego, 3 września 1944 r. Matka – Jadwiga Gimpel z zawodu krawcowa, zmuszona była wychowywać samotnie dwie córki – Elżbieta miała siostrę Krystynę. "Mieszkała na Tamce, tam gdzie teraz znajduje się Muzeum Chopina. Wtedy stały tam przedwojenne niskie chałupki. Jak się otwierało drzwi, to od razu było się w środku pokoju" – wspominał Łapicki cytowany w książce Izy Komondołowicz "Elka". "Zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Zupełnie jakbym przeniósł się w XIX wiek. Carskie klimaty" - opisywał.

Bieda i problemy alkoholowe matki sprawiły, że na kilka lat dziewczynki trafiły do domu dziecka w Konstancinie. Paradoksalnie to dało szansę Elżbiecie. Za sprawą wychowawców trafiła do Zespołu Pieśni i Tańca "Skolimów", z którym zaczęła występować na scenie. Zaangażowała się w koła teatralne i konkursy recytatorskie. Za namową znajomych poszła na egzaminy do szkoły teatralnej i dostała się za pierwszym razem. Podczas studiów występowała w Studenckim Teatrze Satyryków. W 1960 r. była już absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Rok wcześniej wyszła za mąż za reżysera Jerzego Skolimowskiego. Na scenie zadebiutowała w 1958 r. w reżyserowanej przez Ludwika Rene sztuce "Wizyta starszej pani" Friedricha Dürrenmatta. W 1961 r. związała się z Teatrem Dramatycznym.

"Otrzymałam dyplom ukończenia PWST i zostałam zaangażowana do Teatru Dramatycznego. Tu, jeszcze w lecie, zagrałam rzeźbiarkę Alicję w sztuce Wydrzyńskiego Uczta morderców. Później byłam jedną z czarownic w Makbecie i Ziną w Czasie młodości Zorina. Wystąpiłam także w jednoaktówce Zbigniewa Herberta Drugi pokój (jako Ona)" – opowiadała w 1961 r. na łamach tygodnika "Film".

W 1965 r. zagrała rolę Maggie w sztuce "Po upadku" Arthura Millera w reż. Ludwika Rene. To po tej roli zaczęto nazywać ją polską Marilyn Monroe. "Czyżewska nie ogrywała mitu Marilyn Monroe. Wydobyła to, co w historii tej aktorki było ponadjednostkowe: sukces, upadek, samotność, poczucie uwięzienia w rzeczywistości, która stała się obca i wroga" – recenzował krytyk Krzysztof Demidowicz.

"Ikona kobiecości lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia w wydaniu polskim niewiele różni się od amerykańskiego wzoru, do którego Czyżewską porównywano. Określenie polska Marilyn Monroe przekracza przecież obserwacje związane z rolą w Po upadku Artura Millera, w którą wcieliła się w 1965 roku w Teatrze Dramatycznym w Warszawie" – czytamy w artykule Bożeny Karwowskiej "Elżbieta Czyżewska po obu stronach Atlantyku – czyli ukradziona autobiograficzna narracja".

Na dużym ekranie zadebiutowała w 1959 r. w "Cafe pod Minogą" w reż. Bronisława Broka. Rok później zagrała u Stanisława Barei w filmie "Mąż swojej żony" (1960). Następnie u Tadeusza Konwickiego w "Zaduszkach" (1961) i ponownie u Barei w "Żonie dla Australijczyka" (1963) oraz "Małżeństwie z rozsądku" (1966). W 1964 r. zagrała u Wojciecha Jerzego Hasa w "Rękopisie znalezionym w Saragossie" i w "Rysopisie" Jerzego Skolimowskiego.

"Filmowe początki określiły ją jako amantkę z instynktem komediowym, ale Czyżewska potrafiła wyzwalać się z przypisanych jej schematów. (…) Niezależnie od epoki i konwencji odsłaniała zza maski postaci własną indywidualność. Nie miała klasycznej urody, ale za to swojską i ciepłą, co w połączeniu z naturalną żywiołowością i autentyzmem stało się jej atutem" – ocenił Demidowicz.

W 1967 r. jej drugi mąż David Halberstam napisał krytyczny wobec rządu Gomułki artykuł. Władza PRL wydaliła go za to z kraju.

"Halberstamowi kazano wtedy w ciągu 48 godzin opuścić Polskę. Ela Czyżewska pozostała w Polsce. Nie chciała wyjeżdżać. Była na topie. Była aktorką znakomitą i uwielbianą. (…) Lecz nastał marzec ’68. Od razu ruszyła ostra kampania prasowa z atakiem na rewizjonistów, Żydów, inteligentów. (…) Chyba najbardziej zajadły był tygodnik Walka Młodych. I tam ukazał się donos na Elżbietę Czyżewską" – opowiadał w książce "Pogromca łupieżu", związany ze Studenckim Teatrem Satyryków aktor Jerzy Karaszkiewicz. "Nagle Ela zaczęła dostawać listy od oburzonych robotników, pracowników PGR-u, rybaków śródlądowych. Po nocach budziły ją chamskie telefony. Nie wytrzymała nerwowo. W ciągu kilku dni podjęła decyzję o wyjeździe z Polski. Odprowadziłem moją kochaną koleżankę na Okęcie. Po przejściu kontroli paszportowej i celnej weszła na płytę lotniska, płacząc" – dodał.

Czyżewska opuściła Polskę 22 kwietnia 1968 r. Wróciła 16 grudnia, na specjalne zaproszenie Andrzeja Wajdy, który obsadził ją w filmie "Wszystko na sprzedaż" (1969). Aktorka zagrała jedną z głównych ról, u boku Beaty Tyszkiewicz, Andrzeja Łapickiego, Daniela Olbrychskiego i młodziutkiej Małgorzaty Potockiej. "Wypada tylko żałować, że ten film nie miał w swoim czasie odpowiedniej promocji. Przecież to, co zrobiła tam Elżbieta Czyżewska, zasługuje na Oscara. Jej rola nie zestarzała się przez lata. To wybitna kreacja, kto wie czy nie najlepsza rola kobieca w powojennym kinie polskim" – oceniła Potocka w książce Bartosza Michalaka "Wajda. Kronika wypadków filmowych".

Mimo pozwolenia władz PRL na powrót aktorki do Polski, trudno było mówić, by Wajda mógł swobodnie wykorzystać jej nieprzeciętny talent. "Wszyscy wiedzieliśmy, że Elka Czyżewska jest szykanowana. Natomiast dobry aktor, kiedy staje przed kamerą, wszystkie swoje osobiste problemy odkłada na bok. Tak samo Elka. Ona przyjechała, szczęśliwa, że gra u wielkiego reżysera, i po prostu szła po swoje" – opowiadał jej kolega z planu Daniel Olbrychski. "Tyle tylko, że przez te szykany Wajda nie zawsze mógł z nią pracować w takiej formie, w jakiej by chciał" – podsumował aktor.

Inwigilowana przez Służbę Bezpieczeństwa ponownie wyjechała z Polski. Zamieszkała z mężem w Nowym Jorku na Manhattanie. Nie zrezygnowała z kariery aktorskiej. Dużą przeszkodą okazał się jednak język, którego Czyżewska usilnie się uczyła, lecz trudno było jej wyzbyć się słowiańskiego akcentu, co w tamtych czasach było w amerykańskim kinie często źle widziane. "Co jest tak smutne w tej niedoskonałości języka to fakt, że w związku z tym język staje się elementem atakowanym zamiast być otulanym i kochanym" – wyznała w jednym z wywiadów. Z tego powodu skupiła się głównie na teatrze. W 1974 r. zagrała na deskach Yale Repertory Theatre w reżyserowanej przez Wajdę sztuce "Biesy". Co ciekawe u jej boku zagrała będąca u progu wielkiej kariery Maryl Streep. Późniejsza gwiazda kina była na tyle zafascynowana grą Czyżewskiej, że poprosiła ją o lekcje gry aktorskiej.

"Dzięki Andrzejowi Wajdzie znalazłam się z powrotem na scenie w Ameryce. Jako aktorka byłam tu osobą nieznaną, a on obsadził mnie w Biesach Dostojewskiego, które reżyserował w Yale Repertory Theatre. (…) Podczas chyba ostatniej z prób walczę ze Stawroginem, on mnie popycha, ja mam żelazną sztabę na nodze, bo Maria kuleje, upadam przypadkowo na scenę. Teatr jest pusty. Andrzej przygląda się dekoracjom i kostiumom. Nagle widzi mnie z wyciągniętą ręką i krzyczy po polsku: Posuwaj się po przekątnej, wyrzucaj go tą nogą!. I tak zrobiliśmy. Na to trzeba reżysera-artysty, do tego z doświadczeniem filmowym" – opowiadała aktorka w wywiadzie dla magazynu "Kino".

W 1975 r. rozwiodła się z Halberstamem. Rozwód, trudna sytuacja zawodowa, emigracja – to wszystko skutkowało problemami alkoholowymi. Mimo to kiedy w 1982 r. poznała Joannę Pacułę, to zaangażowała się w pomoc młodej aktorce.

"Kiedy w 1978 r. przyjechałam do Nowego Jorku, było tam sporo Polaków, potem w czasach Solidarności i stanu wojennego przyjechało jeszcze więcej. Pojawiały się też tabuny polskich artystów, wszyscy z zamiarem zrobienia kariery. I każdy był zajęty sobą. Myślałam, że Ela też będzie taka. Tymczasem prowadziła dom otwarty, zawsze można było do niej wpaść, posiedzieć na kanapie, dostać drinka albo coś do jedzenia. Gotowała na przykład szybki bigos, czyli kiszoną kapustę z ciecierzycą. Cały gar, żeby każdy, kto przyjdzie, mógł się najeść. Słynęła z drogich podarunków, każdy coś od niej dostał - piękną suknię, mebel, jakiś gadżet" – opowiadała w rozmowie z Anitą Zuchorą przyjaciółka aktorki Maria Konwicka.

Czyżewska pojawiała się co prawda na dużym ekranie, ale już bez takiego powodzenia, jak wcześniej. Sytuacja osobista bardzo odbiła się na jej grze. W latach 80. kilka razy wracała do Polski, ale również bez powodzenia. W 1994 r. wystąpiła na deskach Teatru Dramatycznego w sztuce amerykańskiego pisarza Johna Guare'a "Szósty stopień oddalenia" w reż. Piotra Cieplaka. Miał być to wielki powrót aktorki. "Byłem na tym spektaklu, nie patrzyłem w ogóle na scenę. Tak mi było przykro. Z aktorem jest tak, że albo ma coś w sobie, co zmusza nas do patrzenia na niego, albo tego nie ma, i wtedy go skreślamy. Niestety Elka już tego nie miała. Czegoś jej brakowało, coś straciła. (…) Wszystko szło nie tak" – opowiadał Andrzej Łapicki. Aktorka występowała jeszcze w amerykańskich filmach, grając mniejsze role. Nigdy jednak nie nawiązała do czasów swojej zawodowej świetności.

"Prawdziwe przyjaźnie zawiera się w młodości, potem już tylko znajomości. Ona jedna potrafi stanąć pod moim domem i krzyczeć Beata, jakbyśmy miały po kilkanaście lat i umawiały się, że będziemy grać w piłkę. Przez rok mieszkałyśmy w jednym pokoju w Dziekance" – wspominała w rozmowie z Izą Komendołowicz Beata Tyszkiewicz. "Miała najpiękniejsze nogi jakie w życiu widziałam, wliczając Marlenę Dietrich i różne inne sławy" - oceniła.

Elżbieta Czyżewska zmarła 17 czerwca 2010 r. w szpitalu w Nowym Jorku. Miała 72 lata.

Źródło:

Materiał nadesłany