EN

18.01.2023, 15:51 Wersja do druku

7 wspaniałych - najlepsze spektakle 2022

Siedem najlepszych spektakli 2022 roku wg Kamila Pyci ze strony Teatralna Kicia.

fot. Artūrs Pavlovs

1. Rohtko

Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

reżyseria: Łukasz Twarkowski

Pisałem osobny tekst poświęcony w całości temu konkretnemu spektaklowi, więc nie będę się już tak bardzo wdawał w szczegóły w tym zestawieniu. Jest to dla mnie przykład teatru kompletnego, zapadającego w pamięć i dotykającego odpowiednie miejsca we flakach. Człowiek po obejrzeniu „Rohtko” długo będzie o nim pamiętał, bo to przejmująca kreacja zespołowa; tu przez ‘zespół’ mam na myśli nie tylko aktorów, ale też reżysera, dramaturżkę, zespół technicznych, oświetleniowców –  i tak dalej mogę wymieniać w nieskończoność.

Chciałbym oglądać więcej takich spektakli: angażujących intelektualnie, ale też porywających wizualnie i muzycznie. Najlepszym dowodem na to, jak zapadającą w pamięć sztukąjest ten spektakl, powinien być fakt, że naprawdę do dziś nawiedzają mnie w snach sceny, które zobaczyłem w trakcie przebiegu tego spektaklu. Jestem wdzięczny losowi, że udało mi się żyć w tym samym czasie kiedy Twarkowski robi swoje realizacje. 

fot. mat. teatru

2. Łatwe rzeczy

Teatr  im. Jaracza w Olsztynie

reżyseria: Anna Karasińska

Anna Karasińska fascynowała mnie od dawna, bo jej mikro-spektakle przy użyciu minimalnych środków nigdy nie pozostawiały mnie obojętnym. Nadal wspominam „Wszystko Zmyślone” z Teatru Starego, które zdjęto po dosłownie kilku przebiegach i do dziś mi się marzy, żeby zdobyć w jakiś magiczny sposób rejestrację tego spektaklu, bo był doskonały.

W „Łatwych rzeczach” Karasińska przygląda się pod swoim czułym szkłem powiększającym roli aktorki na scenie, a także roli jej ciała na scenie. Niespełna godzinny spektakl dźwigają dwie aktorki: Irena Telesz-Burczyk oraz Milena Gauer. Obie doskonałe, każda grająca w innej estetyce, ale tworzące naprawdę doskonały dwugłos. Nurzamy się w rozważaniach na temat właśnie tych prostych rzeczy w teatrze, które tak realnie tylko wydają się proste, a stoi za nimi zwykle cała fura strachu, lęków, ale też dobrych wspomnień. Co ciekawe, spektakl jest stworzony tak, że czuję się jak pod ciepłym kocykiem, jest wesoło i widz czuje się zaopiekowany; jednak mimo to, gdy ten kocyk zdejmujemy, zaczynamy czuć, że to był kocyk z blachy, który tak naprawdę wyziębił nas od środka, a cała ta wesołość była jedynie po to, by ukryć prawdziwe dramaty.

Najmocniej zapadła mi w pamięć scena, gdy pani Irena Telesz-Burczyk opowiada o tym, że ona zawsze realne wydarzenia z życia traktuje jako wprawki do ról scenicznych i że wszystkie doświadczenia chce przekuwać w coraz lepsze role; a więc po co umierać, skoro już tego nie wykorzysta w żadnej sztuce w scenie umierania? Takie umieranie ‘na sucho’ w teatrze nigdy nie będzie tak przejmujące i prawdziwe jak umieranie naprawdę. W dodatku, chociaż dublowanie roli w spektaklu jest normą, w tym konkretnym spektaklu, w którym gra ona samą siebie, nie będzie się dało znaleźć dublera, bo przecież kto by chciał grać ją samą.

Niby oczywiste, niby proste, ale mnie zmroziło. Teatr cichy, często uciekający nam z pola widzenia, ale mający siłę rażenia bomb.

Bardzo bym chciał, żeby Karasińska jeszcze kiedyś mnie zbombardowała.

fot. Ryszard Kornecki

3. Wymazywanie

Narodowy Stary Teatr w Krakowie

reżyseria: Klaudia Hartung-Wójciak

Kolejny spektakl, który wziął mnie z zaskoczenia. Zastanawiałem się jak z prawie 700 stronicowej powieści Bernharda można stworzyć godzinny spektakl. Jak widać: da się i to ze skutkiem pozytywnym. Ciekawa scenografia i choreografia scen zbiorowych mocno przyciągała mój wzrok w czasie spektaklu. Jednak mój zachwyt wynika chyba głównie z tego, w jakim momencie swojego życia obejrzałem „Wymazywanie”. Cały monolog wewnętrzny z książki Bernharda rozpisano pomiędzy różnych aktorów, rozbijając go na krótkie scenki, dziejące się obok siebie, jedynie zazębiające się i tworzące w ten sposób deliryczny trans wyjący bez przerwy o przemijaniu, o tym jak nie da rady się wrócić do dobrych lat. Sceny nakładają się na siebie i wypływa z nich obraz człowieka dojmująco zagubionego i obdartego ze szczęścia i spokoju ducha. Co go tutaj jeszcze trzyma, nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.

Doskonale oglądało mi się na scenie aktorów Starego w tak angażującym spektaklu. Jak zawsze, moje serduszko biegnie do Romana Gancarczyka, on mógłby reklamować Stoperan, a i tak byłbym urzeczony.

fot. Klaudyna Schubert

4. Wujaszek Wania

Teatr Ludowy w Krakowie

reżyseria: Małgorzata Bogajewska

„Wujaszek Wania” z Teatru Ludowego wziął mnie szturmem. Kiedy oglądałem, co dzieje się na scenie, czułem się jakbym oglądał jedną z tych imprez rodzinnych, na której nikt tak naprawdę nie chce być, ale musi, bo to ostatnie święta, kiedy żyje babcia; w powietrzu unosi się świadomość tego, że utknęło się w tym miejscu i nie ma szansy aktualnie ruszyć dalej.

Kolejny smutny spektakl na mojej liście; cóż, może to jest mój klucz dobierania sobie teatru, nic na to nie poradzę.

Bardzo dobrym pomysłem było postawienie dworu, w którym się dzieje akcja, w stan permanentnego remontu. Totalnie dawało to wrażenie, że ten świat się skończył, a ludzie, którzy utknęli w tym dworze, też powinni już odpuścić i dawno się skończyć, ale nie są w stanie. Wszyscy rozedrgani mężczyźni, każdy z nich walczący z jakimś kryzysem w sobie, nie mający nic z dziarskich chłopów z Czechowa. Niania, która w dramacie była rezolutną i ruchliwą staruszką, tutaj jest zdemenciałą seniorką, która pamięta jedynie urywki dawnego świata. Cała ta nadbudowana opowieść dotkliwie pokazuje na jakim rozdrożu znaleźli się uczestnicy tego dramatu i jak bardzo my sami obecnie jesteśmy do nich podobni. Cała śmieszność dramatu Czechowa wyparowała pozostawiając jedynie chłód ludzi-szczurów zamkniętych w niekończącym się kołowrotku życia, bez perspektywy jakiegokolwiek odpoczynku.

Pierwszą wisienką na torcie tego przedsięwzięcia jest Maja Pankiewicz jako Sonia – doskonała rola, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że to jest naprawdę fenomenalna aktorka. Obserwowałem ją od czasu „Sędziów” w Teatrze Ludowym, gdzie zahipnotyzowała mnie swoją rolą Joasa.

Drugą wisienką jest Piotr Franasowicz w roli Astrowa, który doskonale przedstawia lekceważącego świat lekarza z problemem alkoholowym. Nie można od niego oderwać oczu. Jeszcze więcej Franasowicza w spektaklach poproszę (i proszę mi go oddać do roli Jeszuy w „Mistrzu i Małgorzacie”).

Czy ten spektakl mnie zniszczył? Oczywiście. Czy mi się to podobało? Jeszcze jak.

fot. Klaudyna Schubert

5. Next Level

Teatr AST w Krakowie

reżyseria: Marcin Liber

Nie często chadzam do Teatru AST, nie wiem dlaczego. Ale dobrze, że przypadkiem postanowiłem wpaść na „Next Level” Marcina Libera. Czy to była najlepsza decyzja w życiu? Nie, bo najlepszą decyzją było kupno thermomixa. Czy była to dobra decyzja teatralna w roku 2022? TOTALNIE!

Spektakl przechodzi przez różne sekty i organizacje religijne, analizując jak wyglądały i przedstawiając nam mechanizmy, jakie nimi kierowały. Z pozoru nie brzmi to porywająco, ale to, jak reżyser wraz z aktorami traktują ten teatr, powoduje, że nie można się oderwać od tego co się dzieje na scenie. Młodzi aktorzy dźwigają ten 2-godzinny spektakl tak niestrudzenie, że aż poczułem ochotę, żeby dołączyć do ich sekty. W moim serduszku na pewno pozostanie Oskar Jarzombek, bo ma tak ogromną energię i charyzmę, że dominował sobą całą przestrzeń. Muszę go obserwować, żeby przypadkiem nie stracić jego żadnego występu w przyszłości, bo jest on tym super dzieciakiem z sąsiedztwa, z którym powinieneś się kolegować.

Dodatkowo na uwagę zasługuje scenografia Mirka Kaczmarka; to niesamowite, jak cała przestrzeń jest zaaranżowana. Nie wiem jak można za pomocą trzech kotar i stosu krzeseł ogrodowych zrobić taką magię, ale ogromne ukłony za to.

W sumie bardzo mi szkoda, że spektakle dyplomowe znikają tak szybko, jak się pojawiają, bo naprawdę chętnie bym zobaczył jeszcze raz tę wirtuozerię.

Świetna rzecz, angażująca i totalnie zabawna, mimo momentami poważnego tematu.

fot. Magda Hueckel

6. Śmierć Jana Pawła II

Teatr Polski w Poznaniu

reżyseria: Jakub Skrzywanek

Spodziewałem się beki i natrząsania z „Barki” i kremówkowego potwora, a dostałem studium umierania totalnie na serio.

Jakub Skrzywanek postanowił z reporterską wręcz dokładnością godzina po godzinie zrekonstruować to, jak umierał Jan Paweł II. Dodatkowo, wszystkie momenty, które mogły być odebrane jako wyśmiewanie całej sytuacji były, jak się okazało, rzeczami, które realnie się wydarzyły: na przykład to, że w czasie agonii papież musiał święcić suknie dla matki boskiej. Wstrząsające zestawienie obrazu konającego człowieka z biurokratyczną wręcz maszyną kościoła, w której nawet nie pozwala się umrzeć w spokoju.

Spektakl był do tego stopnia wstrząsający, że naprawdę zacząłem współczuć Wojtyle, że tak musiały wyglądać jego ostatnie dni życia; do samego końca był dojony przez wiernych i współpracowników. Niemniej jednak, były to mechanizmy, które doskonale znał, bo nie znalazł się na tronie Piotrowym przypadkiem i wiedział, jak wygląda cała organizacja kościelna.

Tytaniczna jest rola Michała Kalety, naprawdę niesamowicie doceniam takie fizyczne role, które stawiają aktora wręcz na skraju zapaści. Widać tutaj ogromy kunszt i kontrolę swojego ciała. Zapadająca w pamięć rola i nie wiem czy już do końca Kaleta nie będzie dla mnie „tym gościem od Jana Pawła”.

Wychodząc po spektaklu słyszałem parokrotnie oburzone osoby, które pytały swoich towarzyszy teatralnych „o czym w sumie był ten spektakl”. A więc plot twist – spektakl jest o umieraniu. Dostajemy dokładnie to, co nam obiecuje tytuł, spektakl pełen szacunku, pokazujący dokładnie co się działo i jak to prawdopodobnie wyglądało.

Mocny, bezkompromisowy teatr, który udowadnia, że nie trzeba tworzyć rozbuchanych inscenizacji, żeby poruszać ważne tematy.

fot. Klaudyna Schubert

7. Iliada

Teatr Ludowy w Krakowie

reżyseria: Jakub Roszkowski 

Listę 7 wspaniałych zamyka spektakl, który przemknął się przez repertuar nie robiąc żadnego większego hałasu; nie dziwię się, bo nie jest to spektakl dla wszystkich i ma swoje mankamenty, jednak w ogólnym rozrachunku wychodzi obronną ręką, a mnie najzwyczajniej w świecie po prostu bardzo się podobał.

Jakub Roszkowski przygotowuje nam bieg przez „Iliadę” Homera, ale z zachowaniem wszystkich ważnym momentów i z pełnym szacunkiem dla tekstu.

Kolejny raz Mirek Kaczmarek stworzył doskonałą scenografię od której nie sposób oderwać oczu. Ogromny przepołowiony koń (trojański) i wysoka betonowa ściana ustawia nas w przestrzeni niejednoznacznej, dla mnie niemalże równoznacznej z przestrzenią Swedenborga.

Wojna trwa od lat, nikt już nie wie o co chodzi i dlaczego trwa, ale trwa. Zdziecinniali bogowie na dmuchanych konikach dla dzieci (bardzo dobra rola Kajetana Wolniewicza jako Dzeusa) sterują biednymi ludźmi, którzy już nie chcą w tym brać udziału, chcą jedynie spokoju. Jedyne, co zostało z początkowej siły od walki to gorycz i zmęczenie.

Koń trojański – zamiast być przepustką dla Greków do Troi – jest tunelem, którym Trojańczycy dostają się do Achajów, aby obserwować działania wroga. Spektakl doskonale pogrywa z tym, kto tak naprawdę jest najeźdźcą. 

Mechanizmy wojny nie zmieniają się od czasów Homera, co ten spektakl dobitnie podkreśla; bogaci wszechmocni, bawiąc się doskonale, nadal rzucają na rzeź zwykłych ludzi i patrzą jak ci wzajemnie się zarzynają.

Bardzo subtelny, momentami realnie zabawny dzięki aktorom, którzy wyglądają jakby naprawdę dobrze się czuli w tym, co robią na scenie. Widać tutaj naprawdę wspaniałą moc zespołu Ludowego, której dawno nie widziałem w jego spektaklach.

Spektakl jest też doskonałym, świadomym komentarzem do tego, co dzieje się w Ukrainie; moc oklasków dla tytułu zamykającego moją listę, bo dawno nie widziałem tak dobrego wystawienia klasyki.

Tytuł oryginalny

7 wspaniałych - najlepsze spektakle 2022

Źródło:

Teatralna Kicia
Link do źródła

Autor:

Kamil Pycia

Wątki tematyczne