„Tschick” w reż. Marka Gierszała w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. Pisze Urszula Śleszyńska w „Kurierze Porannym”.
Jeżeli mielibyście pójść w tym roku już tylko na jeden spektakl, niech to będzie "Tschick"! Świetnie zrealizowany spektakl w reżyserii Marka Gierszała, który można oglądać na gościnnej scenie UCK. W obsadzie aktorzy Teatru Dramatycznego im. A. Węgierki, a z nimi ekipa realizatorów i twórców, której już wcześniej zdarzało się czarować. Tym razem jednak przeszli samych siebie, dając widzom światy, jakich na pewno by się w teatralnym fotelu nie spodziewali.
Świetny tekst i wyjątkowa gra aktorska
"Tschick” to opowieść o dwóch nastolatkach – Tschicku i Maiku. Poznają się przypadkiem i podejmują przypadkową decyzję o rozpoczęciu podróży kradzionym samochodem. Jeden opuszczony i zapomniany przez wszystkich, drugi - niby z dobrego domu, ale pozostawiony sam sobie. Razem ruszają w podróż życia – również ku odkrywaniu swojej tożsamości, istoty życia i dojrzałości.
Na pewno co innego odkryje w tym spektaklu 40-latek, a co innego 14-latkowie, którzy podobnie jak bohaterowie dopiero się życia uczą. A wyprawa kradzioną Ładą gdzieś na wygwizdowie napawa ich jedynie radosną ekscytacją, a nie koniecznością zadbania o każdy, najmniejszy nawet element drogi. Tu nie ma planu. Nie ma konsekwencji. Liczy się tu i teraz. Jeżyny jedzone prosto z krzaka, wyprawy na wysypisko śmieci i pierwsze pocałunki - skradzione gdzieś ukradkiem. Liczy się młodość i chęć ucieczki od tego, czego doświadczają na co dzień.
Im bardziej wchodzimy w ten teatralny świat, tym łatwiej nam uwierzyć, że oto mamy przed sobą faktycznych 14-latków, którzy tańczą na dachu auta, poznają życie z dala od domu i nie mogąc znaleźć Biedronki, odnajdują coś ważniejszego - prawdziwy, choć specyficzny dom z matką robiącą nie tylko obiad, ale też i deser! Zarówno Mateusz Stasiulewicz, jak i Michał Przestrzelski stają się na naszych oczach ponownie nastolatkami, którzy bawią się i korzystają z życia, będąc w tym pięknie naiwni. I ja im tej możliwości cofnięcia się w czasie, wskoczenia znów w nastoletnie buty, zazdroszczę. A równocześnie cieszę się, że na te prawie trzy godziny spektaklu, dzięki nim, w ciemności teatralnej sali sama mogłam stać się na powrót nastolatką. I przypomnieć o tych naiwnych marzeniach i problemach na które teraz machnęłabym ręką.
Tytułowy Tschick, czyli Michał Przestrzelski w życiowej formie
W spektaklu na pewno błyszczy Michał Przestrzelski, który jest wprost stworzony do tej roli. Nieco niezdarny, niedbały w ubiorze, gestach i całym swoim jestestwie Tschick urzeka i sprawia, że widz od razu pała do niego sympatią. Ma ten błysk w oku, to zawadiackie coś co sprawia, że nie sposób oderwać od niego wzroku. To świetnie poprowadzona rola, która zostaje w widzu na długo po opuszczeniu teatru. Coś w nim zmienia. Sprawia, że choć przez chwilę znów mamy ochotę zrobić coś szalonego. I znaleźć kogoś, kto pojedzie z nami na Huculszczyznę nie pytając o nic. No dobrze, może i pytając, ale nie czekając zbytnio na odpowiedź, tylko ruszając na spotkanie przygody.
Mateusz Stasiulewicz w roli Maika też wypada bardzo dobrze. Ilość tekstu, jaką musiał ogarnąć onieśmiela. A jeszcze bardziej onieśmiela to, że mu się udało, wszystko jest płynne, a ogrom wypowiadanych słów nie przytłacza - ani aktora ani widzów. Przeciwnie. Wszystko podane jest z lekkością, sporą dawką humoru i nostalgii. Nawet te trudne, życiowe tematy jakoś bardziej do nas docierają. I mniej bolą...
Świetnie wypada też cała reszta obsady. Aktorzy tworzą po kilka ról, co było dużym wyzwaniem. Ciągłe przebiórki (kostiumów jest naprawdę dużo, a do tego są wyjątkowo ciekawe), tempo narzucone przez zmieniające się wciąż sceny i konieczność wyjścia z jednej i wejścia w diametralnie inną postać sprawiają, że nie mają łatwego zadania. A jednak wychodzą z niego obronną ręką. I Marek Tyszkiewicz wpadający na scenę na rowerku jako bardzo świadomy sześciolatek, i Justyna Godlewska-Kruczkowska w roli terapeutki (a może hipopotama?) i Paula Gogol jako dziewczyna, która jednemu z naszych bohaterów zawróciła w głowie. A do tego każda inna, kreowana przez nich postać. Udaje im się stworzyć świat, postaci, które chciałoby się poznać. Spotkać gdzieś po drodze i zamienić dwa słowa. Kawał dobrej roboty.
Duża w tym wszystkim zasługa reżysera. Marek Gierszał świetnie przygotował aktorów, dbając o chyba każdy aspekt ich scenicznego wizerunku. Poprowadził ich i wydobył to, co należało wydobyć. Pokazał im kierunek, w którym powinni zmierzać. Kierunek, którego mam nadzieję, nie zgubią gdzieś po drodze podczas kolejnych grań spektaklu. Reżyserowi należą się też ogromne brawa za te wszystkie subtelności, w które obfituje spektakl. Cudownie jest móc je odnajdywać krok po kroku zanurzając się w tę opowieść.
Światło, dźwięk, scenografia i całe mnóstwo pięknych kostiumów
Jeszcze jednym bohaterem, bardzo ważnym, jest w tym spektaklu światło. To ono maluje cudowne światy, zamienia scenę w polanę pod rozgwieżdżonym niebem czy w wodę. Idealnie współgra ze scenografią, która niby prosta, a za kurtynami ukrywa wciąż nowe rekwizyty i elementy różnych światów. Wielkie ukłony za to, że za każdym razem, kiedy kurtyna się rozsuwała pojawiało się zaskoczenie na to, co za nią jest. Świetne rozwiązania scenograficzne sprawiają, że spektakl ogląda się z jeszcze większym zainteresowaniem i ciekawością. Podobnie jak kostiumy, które stawiają bardzo wysoką poprzeczkę wszystkim kostiumografom. Tu wszystko idealnie pasuje do danej postaci - niczym druga skóra. Za co wielkie ukłony.
Spektakl opiera się na tekście Wolfganga Herrndorfa w adaptacji Roberta Koalla. Tłumaczenia dokonał Herbert Kaluza i Marek Gierszał, który jest równocześnie reżyserem. Za ruch sceniczny odpowiadają Katarzyna Zielonka i Jarosław Staniek. Muzykę skomponował Adam Opatowicz, a konsultacji wokalnych udzieliła Dorota Hermanowicz-Kozlowska. Jedną z piosenek pojawiających się w spektaklu skomponował Jakub Gierszał, a Patryk Ołdziejewski podjął się jej aranżacji. Pięknie otwiera i zamyka spektakl tworząc klamrę, która idealnie spina wszystkie zawarte w nim elementy. Piękno scenografii stworzonej przez Andre Putzmanna podkreślił reżyser świateł – Peter Mayer. Wśród realizatorów jest też Hanna Sibilski, która do spektaklu „Tschick” zaprojektowała kostiumy. Na scenie występują: Mateusz Stasiulewicz i Michał Przestrzelski oraz Paula Gogol, Justyna Godlewska-Kruczkowska i Marek Tyszkiewicz.