EN

1.07.2024, 17:09 Wersja do druku

Osiem dramatów noblisty

Przyznanie w ubiegłym roku literackiej Nagrody Nobla Jonowi Fossemu, norweskiemu prozaikowi i dramaturgowi, nie wywołało widocznej eksplozji zainteresowania twórczością tego pisarza. Czy sytuacja zmieni się teraz, po tym, jak Agencja Dramatu i Teatru wydała zbiór jego utworów scenicznych – czas pokaże  o dramatach Jona Fossego w książce „Ktoś tu przyjdzie. Sztuki teatralne” pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. wydawcy

Tom „Ktoś tu przyjdzie. Sztuki teatralne” stanowi swego rodzaju reedycję pochodzącego z 2005 roku zbioru jego dramatów wydanego również przez Agencję Dramatu i Teatru. Obecne wydanie zostało uzupełnione dwiema sztukami, mową noblowską Jona Fossego i niezwykle interesującym wstępem autorstwa Moniki Grossman–Kliber. To wprowadzenie jest nie do przecenienia dla zrozumienia istoty twórczości tego dramaturga, zwłaszcza w sytuacji ograniczonej jednak w swej powszechności znajomości literatury norweskiej i specyfiki języka norweskiego. W dość obszernym wydawnictwie zamieszczono w sumie osiem dramatów Jona Fossego z lat 1995 – 2000: „Ktoś tu przyjdzie” w tłumaczeniu wspomnianej już Moniki Grossman–Kliber, „Imię” (przekład: Elżbieta Frątczak – Nowotny), „Dziecko”, „Matka i dziecko”, „Syn”, „Noc śpiewa piosenki”, „Letni dzień”, „Odwiedziny” przetłumaczone przez Halinę Thylve.

Kiedy w 2001 roku Agnieszka Glińska wystawiła w warszawskim Teatrze Współczesnym „Imię” Jona Fossego, krytyk „Gazety Wyborczej”, Roman Pawłowski, napisał, że w przypadku tego dramaturga mamy do czynienia nie z dramaturgią zdarzeń, a z dramaturgią napięć pomiędzy bohaterami. Wydaje się, że to stwierdzenie odnieść można także do pozostałych sztuk zawartych w omawianym tomie. W dramatach norweskiego noblisty nie ma jakichś spektakularnych, efektownych wydarzeń, które posuwałyby akcję dramatu do przodu w żwawym tempie. Przeciwnie: te szczątkowe, często ukryte w gąszczu domysłów i niedopowiedzeń zdarzenia, toczą się w tempie powolnym, niejednokrotnie kulminację mając poza sceną. Fosse łączy w swoich sztukach cechy dramatu antycznego, co przejawia się m.in. w zachowaniu klasycznych jedności czasu, miejsca, akcji (ba, nawet znaleźć w nich możemy odpowiednik starożytnego fatum – tu uosabiane przez groźną przyrodę i niesprzyjającą bohaterom pogodę wpływające na ich zachowanie i emocje). Od klasycznego dramatu odróżnia sztuki Fossego fakt, iż ich protagonistami są zwykli ludzie, nie bohaterowie, a przeciętni Norwegowie (często pozbawieni imienia), których podstawowym problemem wydaje się być nieumiejętność komunikacji z osobami formalnie przynajmniej najbliższymi. To właśnie w tych dramatach jest najbardziej wstrząsające i dojmujące: ten emocjonalny chłód, może nawet wrogość, niechęć czy też nieumiejętność porozumienia się, nawiązania więzi. Świetnie to oddają dialogi, którymi posługują się bohaterowie. Chociaż właściwiej byłoby powiedzieć: monologi wygłaszane przez poszczególne postaci, bardziej do siebie niż do interlokutora. Wiele w nich powtórzeń (rekordową ilość razy pada bodaj słowo „tak”), a czytania ich nie ułatwia brak znaków interpunkcyjnych. I niezwykle istotne, częste pauzy. Jest jednak w tej metodzie twórczej Fossego coś, co sprawia, że te pozornie pozbawione ładu i składu wypowiedzi nie tylko popychają akcję do przodu, budują napięcie między postaciami dramatu, ale i wywołują zaangażowanie emocjonalne czytelnika.

Warto sięgnąć po zbiór dramatów następcy Henryka Ibsena, jak nazywany jest Jon Fosse nie tylko przez norweskich literaturoznawców i zapoznać się przynajmniej z niektórymi jego dramatami (osobiście polecam „Syna” i „Letni dzień”), by móc wyrobić sobie pojęcie o dramacie skandynawskim, a może nawet rozmiłować się w jego specyficznym klimacie.

Jon Fosse, „Ktoś tu przyjdzie. Sztuki teatralne”, Agencja Dramatu i Teatru, Warszawa 2024, s. 737

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Ludzie